Usłyszała trzask frontowych drzwi. Wstała z kanapy. Do pokoju weszła Annabelle. Jej włosy,twarz i całe ubranie były pokryte ziemią. Dostrzegła łzy w jej oczach.
- Annabelle – szepnęła, robiąc kilka kroków w jej stronę – Kochanie, wróciłaś... - głos uwiązł Genevieve w gardle – Przepraszam cie, skarbie... Ja chciałam tylko...
Nie dokończyła, bo dziewczyna rzuciła się w jej objęcia, szlochając. Matka bez zastanowienia przytuliła córkę. Płacząc, głaskała szatynkę po włosach, nieustannie powtarzając jedno słowo: „przepraszam".
- Wybaczam ci – powiedziała łamiącym się głosem Annabelle – Wybaczam... Kocham cię, mamo.
- Też cie kocham – odpowiedziała pani Garroway i chwyciła w dłonie twarz córki, by spojrzeć jej w oczy – Zrobiłam to, bo chciałam cię chronić... Sądziłam, że postępuję słusznie... Przepraszam...
- Już dobrze, mamo – szatynka mocno objęła mamę w pasie. Stały tak przez kilka minut, w absolutnej ciszy, nie chcąc zakłócić tej chwili. Obie tego potrzebowały. Poczucia bezpieczeństwa, miłości i bliskości.
- Jest coś o czym musisz wiedzieć – zaczęła niepewnie Genevieve, ale Annabelle przerwała jej ruchem dłoni.
- Nie w tej chwili – poprosiła – Odłóżmy to na jutro, dobrze? Na dziś wystarczy mi przeżyć... Jestem wykończona i ... - westchnęła – Chcę tylko położyć się i zasnąć. Czy mogłybyśmy porozmawiać jutro?
- Dobrze – pani Garroway skinęła głową i uśmiechając się słabo, założyła brązowy kosmyk włosów córki za jej ucho – Odpocznij. Porozmawiamy jutro.
- Dzięki, kocham cię – wyznała dziewczyna i ucałowawszy matkę w policzek, poszła do siebie.
- Kocham cię – odpowiedziała szeptem kobieta. Otarła pojedynczą łzę, zgasiła światło w salonie i udała się do swojej sypialni.
Jutro powie córce całą prawdę.Powie jej, że jest śmiertelnie chora. Nie może przed nią dłużnej tego ukrywać.
*****
Otworzyła oczy. Promienie słońca wpadały przez okno, rozświetlając pokój. Zapowiadał się pogodny dzień. Wymarzony początek.
Leżąc w łóżku, rozmyślała o ostatnich wydarzeniach. Nie wiedziała jak poradzi sobie bez Dereka. Alfa? Beta? To nie miało większego znaczenia, bo wystarczała jej sama jego obecność. Lubiła Scott'a. Wiedziała,że jako przywódca będzie stawiał na bezpieczeństwo stada. Będzie chronił przyjaciół, a nawet obcych. Miał w sobie, niekiedy graniczący z naiwnością, kredyt zaufania dla innych. Coś, co Derek zatracił z biegiem lat, boleśnie nauczony doświadczeniami.
Młody Hale był chłodnym,często zamyślonym typem samotnika. Ale Annabelle to nie przeszkadzało. Wierzyła, że za każdym człowiekiem, takim jak on, kryje się historia, która go zmieniła. Przeszłość Dereka naznaczona była cierpieniem. To życie wymusiło na nim tą zmianę. Żałowała jedynie, że nie potrafiła mu pomóc. Nie udało się jej odwdzięczyć za wszystko to, co on dla niej zrobił.
Nie załamywała się. Miała jeszcze Isaac'a. Bez jego czarującego uśmiechu, który rozjaśniał najpochmurniejsze dniu. Bez jego oczu, nieustannie zaciekawionych otaczającymi go rzeczami. Bez jego naturalności, w sposobie bycia i mówienia. Bez tego wszystkiego Annabelle nie mogłaby normalnie funkcjonować. Isaac był uosobieniem jej dawnego życia. Kwintesencją nastoletniej beztroski i radości. Cieszyła się, że po wszystkim co ich spotkało, pozostali drużyną.
CZYTASZ
Ugryzienie nie jest darem
FanficO tym, że wilkołaki nie są wytworem wyobraźni pisarzy i filmowców - a istnieją naprawdę - przekonałam się, gdy jeden z nich próbował rozszarpać mi gardło. Przeżyłam, ale zostałam przemieniona. Zdobyłam nadludzką siłę i szybkość. Moje zmysły się wyo...