Karetka na sygnale zajechała pod budynek. Z samochodu wyskoczyło dwóch sanitariuszy i lekarz. Pacjentkę została przetransportowana do szpitala.
Poinformowany wcześniej lekarz dyżurny, czekał aż ratownicy wwiozą poszkodowaną na izbę przyjęć.
- Dziewczyna, lat osiemnaście, znaleziona na sklepowym parkingu z objawami hipotermii – zrelacjonował jeden z sanitariuszy – Temperatura ciała w chwili znalezienia: 25 stopni, puls niewyczuwalny, źrenice nie reagują na światło. Podaliśmy adrenalinę, cały czas wykonujemy masaż serca...
- Podłączyć kroplówkę oraz ECMO! Monitorować temperaturę ciała, podać kolejną dawkę adrenaliny... – zarządził lekarz – Trzy miligramy i to migiem! Ruszać się ludzie! Jej stan jest krytyczny!
*****
Pani Garroway wbiegła do szpitala i od razu skierowała się do dyżurki pielęgniarek. Za biurkiem siedziała rudowłosa kobieta.
- Przepraszam, szukam córki. Powiedziano mi przez telefon, że jest tutaj. Nazywa się Annabelle Garroway...
- Proszę chwileczkę poczekać – poleciła pielęgniarka i wstukała dane do komputera – Tak, została przywieziona kilka godzin temu. Jest na oddziale intensywnej terapii. Ma ostrą hipotermię, lekarz prowadzący powie pani więcej. Proszę za mną...
Genevieve załkała z bezsilności, widząc śmiertelnie bladą i nieprzytomną córkę.
Dziewczyna leżała okryta specjalnymi kocami rozgrzewającymi. W zupełnie białych ustach miała rurkę do intubacji. Była podłączona do różnych urządzeń, które podtrzymywały ją przy życiu. Przy jej łóżku stało dwóch lekarzy i pielęgniarka.
- Moje dziecko... Moje biedne dziecko – zawołała zrozpaczona – O mój Boże...
- Proszę pani – jeden z lekarzy podszedł do niej i wyprowadził ją z sali – Proszę usiąść – wskazał na stojące przy ścianie krzesło – Czy pani córka na coś choruję? Przyjmuje jakieś leki na stałe?
- Nie... Annie nie ma problemów zdrowotnych – odpowiedziała kobieta, choć zdawało się że jest zupełnie nieobecna.
- Znaleziono ją na parkingu. Była bardzo wychłodzona.
- Pojechała zrobić szybkie zakupy, zanim zabrakło prądu. Zdziwiło mnie, że tak długo nie wraca... Doktorze, czy ona z tego wyjdzie?
- Udało się nam zwiększyć temperaturę ciała do 28,5 stopni. Jej stan nadal jest ciężki. Serce nie podjęło pracy. Ale córka reaguję na terapię, więc proszę być dobrej myśli. Gdy uda się osiągnąć 32 stopnie, będziemy mieli pewność, że najgorsze już za nami...
- Dziękuje panie doktorze, dziękuję... - pani Garroway uścisnęła dłoń mężczyzny. Ten skinął głową i wrócił do sali. Genevieve przez szybę przyglądała się jak lekarze walczą o życie jej dziecka.
Wiedziała, że jest w szpitalu gdy tylko tworzyła oczy. Charakterystyczne ściany, oświetlenie i sprzęty monitorujące jej stan. A także pewna znajoma pielęgniarka.
- Co ja tu robię? - spytała Annabelle, zwracając tym samym na siebie uwagę pani McCall.
- Och, nareszcie się obudziłaś – powiedziała kobieta, podchodząc do łóżka – Jak się czujesz?
- Chyba dobrze, chociaż jest mi trochę zimno... - odparła dziewczyna - Powiedziała pani „nareszcie". Jak długo byłam nieprzytomna?
- W sumie będzie tego z jakieś 30 godzin... - odparła mama Scott'a – Miałaś hipotermię i po przywróceniu twojemu ciału normalnej temperatury, obudziłaś się, ale byłaś bardzo osłabiona, więc znów odpłynęłaś...
- Przespałam cały dzień?! To okropne – szatynka podniosła się do pozycji siedzącej, zrzucając z siebie kołdrę i dwa ciepłe koce - Muszę stąd wyjść, porozmawiać ze Scott'em... Zaatakowało mnie coś nadnaturalnego, powinien o tym wiedzieć...
- Spokojnie, skarbie – Melissa powstrzymała ją przed opuszczeniem łóżka – Scott już wie. Zadzwoniłam do niego, gdy tylko zorientowałam się, że tu jesteś... Gdy tylko odzyskasz pełnie sił, zaczniecie szukać tych nadprzyrodzonych napastników. A na razie odpoczywaj zgoda?
- Czy ktoś zawiadomił moją mamę? Pewnie się martwi, że nie wróciłam ze sklepu.
- Została poinformowana. Siedziała przy tobie całą noc, ale odesłałam ją do domu, gdy było już pewne, że wszystko z tobą w porządku – uspokoiła ją pani McCall – A teraz powiem ci to samo, co powiedziałam Stiles'owi. Wypocznij. Zajrzę do ciebie później.
Mama alfy wyszła. Annabelle położyła się i naciągnęła kołdrę aż po szyję. Wciąż czuła nieprzyjemny chłód.
Zastanawiała się nad tym, co takiego jej się przytrafiło. Za sprawą swojego dotyku, istota wyłaniającą się z mroku była w stanie ją sparaliżować. Nie potrafiła się obronić, gdy jej umysł był przeszukiwany. Czuła, jakby wwiercano się w jej duszę, odkrywano jej największe tajemnice. To było jeszcze gorsze niż przemiana w wilkołaka.
Zamknęła oczy, chcąc wyrzucić z pamięci obraz świecących oczu, a następnie zasnęła.
Późnym popołudniem ponownie zajrzała do niej pani McCall. Wyjaśniła, że Stiles jest w szpitalu, bo od paru dni bardzo źle sypia, ma problemy z koncentracją i jest przemęczony.
Annabelle już miała ją zapytać, kiedy będzie mogła wrócić do domu, gdy zadzwonił telefon pielęgniarki.
- Scott? Coś się stało? - zapytała zaskoczona kobieta.
- Nie, tylko chciałem zapytać, kiedy będziesz w domu? - dziewczyna usłyszała, że chłopak jest zdenerwowany.
- Kończę pracę za godzinę – poinformowała go – Jestem teraz z Annabelle, potem zobaczę jak ma się Stiles.
- Stiles jest w szpitalu? - Scott był wyraźnie zaskoczony.
- Tak. Przyszedł na wizytę do doktora Gardenera, ale ten jest na urlopie. Zbadałam Stiles'a i podałam mu medazolam, żeby odpoczął – wyjaśniła.
- Rozumiem – odparł alfa – Dziękuję, że się nim zajęłaś. A co z Annabelle?
- Czuję się świetnie! - zawołała dziewczyna, wtrącając się do rozmowy. Pani McCall wyciągnęła telefon na dłoni, wciskając głośnomówiący.
- To super – odpowiedział. Ale coś w głosie chłopaka niepokoiło szatynkę. Coś było nie w porządku – Kiedy wyjdziesz, będziemy musieli obgadać pewna sprawę. A na razie trzymaj się...
- Scott? Gdzie jesteś? - zapytała matka.
- Właśnie wychodzę ze szkoły i będę jechał do domu – oznajmił – Mamo, mam prośbę. Wracaj szybko...
Po tych słowach rozłączył się.
Cała ta rozmowa wydała się Annabelle dziwna. Scott był zdenerwowany. Coś ukrywał. Annabelle miała przeczucie, że ma to związek z zamaskowanymi napastnikami, wyłaniającymi się z cienia. Nie ma co się łudzić – to Beacon Hills – tu wszystkie dziwne i niewyjaśnione zdarzenia łączą się ze sobą i prowadzą do jednego.
Dziewczyna postanowiła, że musi jak najszybciej zobaczyć się ze swoim alfą. Nie miała czasu zadzwonić do matki i poprosić ją o ubrania na zmianę. Wątpiła też, że lekarze pozwolą jej wyjść, nawet na własne życzenie. Była dla nich ciekawym przypadkiem – ostra hipotermia w czasie zaledwie kilku minut od wyjścia z budynku. W październiku, w Californii. Zagadka godna uwagi doktora House'a.
Tak więc pozostawało jej tylko wymknąć się niepostrzeżenie. Przebrała się w ciuchy, w których przywiezioną ją do szpitala. Ostrożnie rozglądając się po korytarzach, tak, by nie wzbudzić podejrzeń personelu, wyszła z budynku i udała się na parking.
Poczeka, aż mama Scott'a będzie szykować się do jazdy do domu i wślizgnie się do jej samochodu. Zaczeka tam na alfę. Opowie mu o ataku i dowie się, z jakim nowym wrogiem przyszło im walczyć. Bo o tym, że pojawiło się nowe zagrożenie, była stuprocentowo przekonana.
CZYTASZ
Ugryzienie nie jest darem
أدب الهواةO tym, że wilkołaki nie są wytworem wyobraźni pisarzy i filmowców - a istnieją naprawdę - przekonałam się, gdy jeden z nich próbował rozszarpać mi gardło. Przeżyłam, ale zostałam przemieniona. Zdobyłam nadludzką siłę i szybkość. Moje zmysły się wyo...