Rozdział 5

3.5K 193 2
                                    

Znajome dźwięki harfy delikatnie przywoływały jej podświadomość do rzeczywistego świata. Rozpoznała kojące odgłosy fletów,klarnetów i smyczków. Wtórowały im waltornie oraz trąbki.Radosne brzmienie trójkąta przebijało się przez całość.Prawdziwa harmonia. Czysty spokój. Taniec kwiatów z „Dziadka do Orzechów" Czajkowskiego. Jej ulubiony utwór.

Annabelle otworzyła oczy. Nie znajdowała się w swoim pokoju. Dookoła niej surowe wnętrze, cegły, betonowe filary i ciężkie łańcuchy.Łańcuchy. Znów była przykuta do ściany. Leżała na lewym boku,na prowizorycznym posłaniu z kilku koców. Powoli podniosła się,wspierając na dłoniach. Bolały ją wszystkie kości w ciele.Rozejrzała się dookoła, szukając Dereka.

Stał oparty o stół, wpatrując się w widok za oknem. Jego ciemnoszara koszulka była pokrwawiona i rozdarta w kilku miejscach. Na blacie stało radio, z którego płynęły uspokajające ją melodie.

Mężczyzna nieznacznie przekręcił głową przez ramię, jakby wiedział, że odzyskała przytomność. Isaac podszedł do dziewczyny i przykucnął tuż obok.

- Czujesz się lepiej? - spytał. Cisza – Coś cię boli? - ponownie odpowiedziała mu milczeniem.

- Przepraszam... – Annabelle zmusiła się do ledwo słyszalnego szeptu - Przepraszam, że cię zaatakowałam... Bardzo przepraszam... - Nie wiadomo było, do kogo mówiła, bo wzrok utkwiła w podłodze.

- Hej, to nic wielkiego – blondyn próbował ją pocieszyć – Serio, każdy wilkołak przez to przechodzi...

- Zaatakowałam cię. Ciebie i alfę... – jej głos zaczynał się łamać, jeszcze chwila i się rozpłacze – Ja... Tak mi wstyd... – chciała coś jeszcze powiedzieć, ale słowa utkwiły jej w gardle.

- Ja się tam nie gniewam – beta posłał jej ciepły uśmiech. Spojrzała na niego ze smutkiem. Jego twarz miała w sobie coś szlachetnego. Przywodził jej na myśl, dostojnych arystokratów pochodzących z odległej epoki. Emanował młodzieńczym zapałem i świeżością. A także pewnym rodzajem beztroski.

- Tak mi przykro – zmusiła się do zerknięcia w stronę Dereka – Przepraszam...

- Dość tego! – warknął zirytowany Hale – Przestań przepraszać i weź się w garść. Wracamy do treningu – spojrzał na nią władczo, wyłączając radio – Nie będę tracił swojego czasu na wysłuchiwanie twoich lamentów. Mamy mnóstwo pracy do wykonania.

Annabelle nie odezwała się ani słowem. Była przerażona. Nie tylko przemianą, ale też oziębłym zachowaniem alfy. Rozczarowała go.Czuła to. Obiecywała być silną, a okazała się słaba. Nie udało się za pierwszym razem, a ona prawie rozkleiła się jak mała dziewczynka. Nic dziwnego, że patrzył na nią z pogardą. W tej chwili, sama sobą gardziła.

- Nie bierz tego tak do siebie. Będzie dobrze – zapewnił ją Isaac, zwracając się w stronę mężczyzny – Derek, może na dziś już wystarczy?

- Nie! – stanowczy ton głosu szatynki zaskoczył chłopaka. Spojrzał na nią, jakby postradała zmysły – Gdy spadniesz z konia, musisz szybko na niego wsiąść ponownie. Inaczej nie pokonasz strachu. Chcę spróbować jeszcze raz.

Kącik ust alfy uniósł się w maleńkim uśmiechu. Najważniejsze to się nie poddawać.

*****

Pani Garroway czekał na córkę, siedząc w salonie ich nowego domu.Pokój pomalowany był na beżowo, co w połączeniu z jasnymi fotelami i kanapą sprawiało nudne wrażenie. Wystrój wnętrz był prosty, wręcz ascetyczny. Nie było tu nic, co zdradzałoby charakter domowników. Żadnych zdjęć, rodzinnych pamiątek,drobnych przedmiotów o sentymentalnej wartości. Był to tylko budynek, w którym mieszkały. Ich tymczasowe miejsce pobytu, tu w Beacon Hill.

Ugryzienie nie jest daremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz