- Shawn, proszę cię - ciągnę, przeciągając się na skórzanym tapczanie w domu Mendesa. Przewracam oczami, brunet reaguje na to lekkim chichotem, jednak jest uparty i nie daje za wygraną. Podstawia mi pod nos książkę z nowym zadaniem, a ja głośno wzdycham z niezadowolenia. Odwracam się w jego stronę i próbuję wymusić na sobie minę smutnego psa, jednak Shawn z rozbawieniem zaczyna kręcić głową.
- I ty próbujesz mi wmówić, że nie jesteście z Davidem podobni?
- To był pierwszy i ostatni raz, kiedy to zrobiłam, a mój brat jest naprawdę zacofany w rozwoju! - Moja mina poważnieje, ale nie potrafię powstrzymać się od śmiechu. Chłopak dołącza po chwili do mnie. Rzucam książkę na stół i oglądam, jak na buzi Mendesa szeroki uśmiech przeradza się w niezrozumiały grymas.
- Louise, zależy ci trochę na dobrej ocenie, prawda? Jeśli zrobisz jeszcze tylko jedno, to dam ci już spokój, dobra?
Kiwam głową i spoglądam na przygotowane ćwiczenie. Podkurczam nogi i kładę na kolanach notatnik. Do ręki biorę coś do pisania i po raz kolejny dzisiejszego dnia zmierzam się z moją piętą Achillesa. Cały czas wyczuwam na sobie wzrok mojego korepetytora, dlatego trudno mi się skupić na rozwiązywaniu dosyć długiego zadania. Gdy orientuję się, że sobie nie radzę, zerkam bezradnym spojrzeniem na bruneta, a nasz wzrok się krzyżuje. Nie wypowiadam żadnych słów, widocznie sam się orientuje, że potrzebuję pomocy. Przysiada się tuż obok i widzę, jak głęboko spogląda w moje oczy. Wyciąga trzymany w mojej dłoni długopis i przyglądając mi się, powoli zaczyna wszystko tłumaczyć. Wydaje mi się nawet, że skupiam się bardziej na jego delikatnym głosie, niż na tym, by zrozumieć materiał na sprawdzian.
- Rozumiesz już? Musisz podstawić to tylko pod wzór i powinno pójść z górki. - Posyła mi finezyjny uśmiech, a ja kiwam twierdząco głową. Brunet pyta mnie, czy chcę coś jeszcze przećwiczyć, jednak nie mam kompletnie na nic ochoty, tym bardziej tyczy się to nauki.
Shawn wychodzi po coś do picia, a ja wygodnie rozkładam się na łóżku. Prostuję swoje nogi, ręce zakładam za głowę i zamykam oczy. Zaczynam zastanawiać się nad wieloma kwestiami, przede wszystkim ciekawi mnie, czym zajmują się jego rodzice. Nie każdy umie pozwolić sobie na trzy samochody z górnej półki i tak pięknie wyposażone mieszkanie w bogatej dzielnicy miasta.
- Mam nadzieję, że lubisz sok pomarańczowy, nic innego nie zostało - żartuje, a na moją twarz wkrada się zauważalny uśmiech. Leżę, nie odpowiadając chłopakowi na żadne jego słowo i rozkoszuję się wygodą wersalki. - Jestem ci jeszcze w ogóle potrzebny?
Śmieję się pod nosem i wymrukuję ciche potwierdzenie jego słów. Mam tylko nadzieję, że domyśli się, o co chodzi.
- Sprzedaj mi ten mebel, jestem w raju, Mendes.
- Uwierz mi, zauważyłem, jednak moja mama nie będzie zbytnio zadowolona gdy sprzedam jej ulubioną kanapę.
- Więc umówmy się, że jeśli twoi rodzice będą poza domem, będę przychodzić sobie tutaj spać, pasuje ci ten układ? - żartuję i układam się do pozycji siedzącej. Chłopak się śmieje, nie odpowiada. Popijam napój i siedząc w stylu motylka, opieram szklankę o stopy. Dostrzegam na stole czarnego pilota i bez chwili namysłu, sięgam po niego. Naciskam czerwony guziczek i dopiero teraz dostrzegam, jaki ten telewizor jest naprawdę duży. Śmiało mogę stwierdzić, że zajmuje rzeczywiście dużą część ściany.
- O której położyłaś się wczoraj spać? - pyta nagle, a ja zdziwiona, myślę szybko, co odpowiedzieć.
- Myślę, że było po trzeciej, tak bardzo cię to ciekawi?
- Wyglądasz po prostu na wykończoną, widzę, że coś jest z tobą nie tak, już od dłuższego czasu.
- Nie jestem zmęczona, fizyka mnie wykańcza - śmieję się i ponownie układam się wygodnie na mojej ukochanej rzeczy w tym ogromnym domu.
CZYTASZ
Care | Shawn Mendes ✔
FanfictionW momencie śmierci ojca, życie siedemnastoletniej Louise Walsh momentalnie wywraca się do góry nogami. Pod nieobecność matki, z obowiązkiem wychowania dziewczyny mierzy się David, jej brat, który jest bardzo rozchwytywany w swoim niemałym towarzystw...