Rozdział 30

3.1K 283 123
                                    

{włącz podaną w mediach muzykę x obiecuję, że wywoła ona w tobie emocje, dzięki którym jeszcze lepiej zrozumiesz ten rozdział}

Shawn

Słońce powoli zaczyna zachodzić za widnokręgiem, wskutek czego nad Toronto zapada zmrok. Pędzę przez miasto z gigantyczną prędkością, nawet pojawia się we mnie obawa, że wykroczenie jest tak ogromne, że złapie mnie jakiś radar lub policja.

Jednak to nie jest teraz istotne. Po mojej prawej stronie siedzi zapłakana dziewczyna z gorączką, która po raz czwarty wybiera numer do swojej mamy. Pani Beatrice właśnie powinna wylądować na lotnisku. Zaproponowałem mojej kruszynce, że sam pojadę zobaczyć, co dzieje się z Davidem, ale nie dała za wygraną. Stwierdziła, że w takiej chwili nie będzie leżeć w łóżku opatulona kocem. Z jednej strony rozumiem ją, postąpiłbym pewnie tak samo, ale strasznie boję się o jej zdrowie. Jest strasznie blada, czasami naprawdę nie jest sobą i martwię się, że to coś dużo poważniejszego.

Widać, jaka łączy ich dwójkę więź. Jak ona bardzo go kocha, on ją zresztą też. I choć wiadomość o naszym związku w ogóle go nie zadowoliła, Louise ostrzegała mnie, że będzie źle, jednak nigdy w życiu nie pomyślałbym, że aż tak. Nie znałem Davida od tej strony. Zawsze kibicował mi, gdy zauroczyłem się w jakiejś dziewczynie, a teraz? Louise jest naprawdę niesamowita i nie potrafię nawet określić tego, jak mocno ją kocham. Dlatego też myślałem, że będzie potrafił mnie zrozumieć.

Sam mam w tym momencie straszne wyrzuty sumienia. To nie tak, że chciałem to wszystko przed nim ukrywać. Robiłem to dla niej, dla mojej kruszynki, którą kocham najmocniej na świecie. Cieszę się, że daliśmy sobie szansę. Jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie i cholera, nie darowałbym sobie, gdybym kiedykolwiek zepsuł to, co pomiędzy nami jest.

Parkuję na opustoszałym placu pod wysokim szpitalnym budynkiem. Lou nie wypowiada ani słowa, króluje nad nią jedna wielka rozpacz i choćbym chciał ją w tym momencie wesprzeć, przytulić czy zrobić coś cokolwiek innego, wiem, że mnie odepchnie, bo taka już jest. Zdaję sobie sprawę z tego, że w trudnych momentach lubi zmagać się z myślami sama, uwielbia rozważać i kompletnie nikogo do siebie nie dopuszcza.

Biegnie w stronę drzwi co najmniej tak, jakby coś ją goniło. Podążam za nią, skutecznie dotrzymując jej korku. Spogląda na mnie bezradnym wejrzeniem, a jej policzki są strasznie czerwone. Dostrzegam w jej opuchniętych oczach malutkie kropelki, które powoli spływają po jej rozżarzonym ciele. Boję się, że znowu podskoczyła jej temperatura i, że jeśli dalej będzie taka uparta i nie da sobie nic powiedzieć, sama tutaj wyląduje, a za nic w świecie bym tego nie chciał. Mój mały skarb.

To nie jest dla żadnego z nas łatwa sytuacja. David to brat, którego nigdy nie miałem i cokolwiek głupiego narobi, zawsze się o niego martwię. Trochę nietypowa męska przyjaźń, ale podejrzewam, że mam to już w sobie. Taki trochę instynkt opiekuńczy.

Dostrzegam, jak moja dziewczyna szybko dopytuje w recepcji o swoje jedyne rodzeństwo i jak nawiedzona, mknie dalej w głąb korytarza.

- Shawn, to wszystko moja wina - jęczy, zatrzymując się przed ogromnymi drewnianymi drzwiami. Przyciągam ją do siebie i oglądam, jak wypłakuje się w materiał mojej czarnej bluzy. Podnoszę jej podbródek tak, by jej zapłakane oczy wpatrywały się w moją twarz. Są pełne bólu i gdybym tylko mógł, z całego serca chciałbym ulżyć jej tego cierpienia.

- Nie waż się tak nawet mówić - szepczę.

Wybucha głośnym szlochem, a jedyne co mogę w tym momencie zrobić, to ją przytulić. Prawym ramieniem obejmuję jej drobne ciało i zamykam ją w strzelnym uścisku.

- Louise? Shawn? - W progu wąskiego pomieszczenia pojawia się jak zwykle elegancka pani Beatrice. Na pierwszy rzut oka widać, że przyjechała dopiero z lotniska. Podbiega do naszej dwójki, rzucając nam niebywale ostre spojrzenie. - Dziecko, co się stało?

- Twój syn miał wypadek, nie wiadomo, co z nim będzie, a ty mówisz o tym z takim spokojem?! - wybucha, niemalże rzucając się na swoją matkę.

- Przestań, hej - szepczę w jej włosy, pocierając jej gorące ramiona.

Dostrzegam, jak pani Walsh kręci poirytowana głową, opuszczając wąski korytarz. Louise płacze w niebogłosy, ocieram spływające po jej policzkach łzy i naprawdę nie wiem, co dalej zrobić. Chyba jestem beznadziejnym chłopakiem.

- Zostaniesz tutaj? Pójdę tylko do toalety.

- Oczywiście, słońce. - Całuję jej czoło, widząc, jak odchodzi w innym kierunku.

Siadam na plastikowym krzesełku, wpatrując się w jeden punkt na ścianie. Opieram swoją ciężką głowę na pięściach, kompletnie się załamując. To cholerne zdarzenie mnie przeraża.

Nagle drzwi pokoju się otwierają, a ja dostrzegam przed sobą wysoką brunetkę. Niesie w ręce jakieś papiery i widzę, jak kątem oka na mnie spogląda. To zdecydowanie lekarka. Na pierwszy rzut oka zdradza ją biały fartuch i wiszący na szyi stetoskop.

- Pani doktor - zaczynam - chciałbym się dowiedzieć, jak czuje się mój brat.

Kłamstwo nigdy nie było moją mocną stroną. Nienawidzę tego robić, bo wiem, że nie prowadzi to do niczego dobrego. Niekiedy jednak jestem do tego zmuszony; gdybym powiedział stojącej przede mną kobiecie, że nie jestem z rodziny, nigdy nie udzieliłaby mi nawet najmniejszych informacji.

- Jest źle, proszę pana. - Powoli odchodząc, posyła mi współczujący uśmieszek.

Przecież to jakiś pieprzony koszmar.

Nie potrafię się powstrzymać i chociaż wiem, że nie powinienem, pchnę ciężkie drewniane drzwi. Rozglądam się i kiedy widzę mojego najlepszego przyjaciela, do moich oczu napływają łzy. Może to niebywałe, ale tak, faceci też płaczą.

- Stary, co ty narobiłeś?

Podchodzę do łóżka, w którym leży mój poobijany przyjaciel, który wymusza na sobie lekki uśmiech.

- Zajmij się nią, błagam. Jesteś jedyną osobą, której ufam i przyrzeknij mi, że Louise nie stanie się nic złego, bracie.

***

podczas pisania tego rozdziału złamało mi się serce i wyrzuciłam z siebie litry łez, przyrzekam

dużo krótszy niż zazwyczaj, ale nie chciałam przeciągać

pozostał jedynie epilog i boli mnie z tego powodu serce, bo nawet nie wiecie, jak związałam się z tym opowiadaniem i Wami, kochani

przepraszam z góry za wszystkie błędy

wasza na zawsze, Jo x

Care | Shawn Mendes ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz