- Jak ty to zrobiłaś? - Kira nie potrafi uwierzyć w moją ciężko wywalczoną czwórkę. Jak zwykle, wracamy razem do domu. Pogoda jest nijaka, a w powietrzu unosi się chłód i duchota jednocześnie.
- Jestem po prostu zdolna. - Ukazuję rząd swoich białych zębów i odwracam się w stronę mojej najlepszej pod słońcem przyjaciółki. Stajemy na przystanku, na który za chwilę podjedzie tramwaj, którym dziewczyna zazwyczaj wraca do domu.
- Nie wierzę, że sama dałaś radę wkuć sobie to do głowy.
- Powiedzmy, że mój brat znalazł rozwiązanie, jak to zrobić - śmieję się.
- David? Chyba żartujesz, że to on cię tego nauczył!
- Nie do końca. - W tym momencie podjeżdża pojazd, Kira wsiada do niego z niezrozumiałym grymasem na twarzy, a ja po chwili orientuję się, że jej czerwona bluza zniknęła mi z pola widzenia.
Odchodzę, do uszu tradycyjnie wkładam słuchawki i rozkoszuję się płynącą z nich muzyką. Cichutko podśpiewuję sobie pod nosem piosenkę i chwilę później przyspieszam kroku, bo czuję, jak po moim ciele zaczynają spływać mokre krople deszczu.
- Oby tylko nie rozpadało się mocniej - szepczę sama do siebie. Nie mam ochoty wracać do domu mokra. Niestety deszcz się tylko nasila, a ja do przejścia mam jeszcze dobre cztery kilometry. Nie ma to jak się spóźnić na autobus. Kto ma takie szczęście? Oczywiście, że tylko i wyłącznie Louise Walsh.
Zaczynam biec i mam ogromną nadzieję, że pogoda za chwilę się zmieni. Próbuję dostrzec na niebie jakiekolwiek przejaśnienia, jestem cała zmoknięta i jedyne czego brakuje, to abym się przez te nieszczęsne opady rozchorowała.
- Louise? - Nagle dostrzegam, jak obok podjeżdża czarny Mustang. Szyba od strony kierowcy otwiera się, a ja dostrzegam za kierownicą Shawna. - Co ty tutaj robisz?
- Chyba oczywiste, że próbuję się jakoś dostać do domu - odpowiadam, nadal moknąc. Nie może po prostu już odjechać? Chcę jak najszybciej znaleźć się w domu, a nie wdawać się z nim w dyskusję.
- Podwiozę cię.
- Nie ma mowy - prycham.
- Czemu jesteś taka uparta?
- A skąd mam wiedzieć, że nie spróbujesz mnie wywieźć do lasu i tam zostawić na pożarcie zwierzynie? Nie chciałabym nic sugerować, ale blokujesz ruch, panie Mendes.
Na jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Chichocze pod nosem, a swoją drogą, wygląda naprawdę dobrze. Znowu ubrany jest w koszulę. Ten człowiek ma w szafie chyba same eleganckie ubrania, bo naprawdę mało kiedy widuję go w zwyczajnej bluzie.
- Powinnaś naprawdę zostać bajkopisarką, a teraz nie marudź i wsiadaj, chyba, że chcesz się przez ten deszcz przeziębić.
Wzdycham i obchodzę dookoła jego samochód. Otwieram drzwi i siadam na wygodnym fotelu pasażera. Chłopak odjeżdża i widzę, jak spogląda na mnie kątem oka. Na jego twarzy nadal widnieje uśmiech, ale nie chcę dać mu satysfakcji, więc postanawiam się nie odwracać.
- Chyba miałaś dzisiaj coś zrobić, panno Walsh.
- Nie wiem o czym mówisz - odpowiadam.
- Powiedziałem wczoraj, że chcę się dowiedzieć, jak pójdzie ci poprawa. Miałaś napisać.
- Dostałam czwórkę. Możesz być dumny.
- Zdolna z ciebie bestia. Nie pomyślałem, że pójdzie ci tak dobrze.
- Wątpisz w moje możliwości? - pytam, posyłając mu groźne spojrzenie. Brunet jednak zna się na żartach i od razu wybucha śmiechem.
- Zacznijmy od tego, że nie wątpię w moje metody nauczania - roześmiani mkniemy przez przepełnione ulice Toronto. Deszcz zaczyna padać jeszcze mocniej, dlatego jestem brunetowi bardzo wdzięczna, że po długiej negocjacji nie zwątpił i po prostu zwyczajnie w świecie nie odjechał.
CZYTASZ
Care | Shawn Mendes ✔
FanfictionW momencie śmierci ojca, życie siedemnastoletniej Louise Walsh momentalnie wywraca się do góry nogami. Pod nieobecność matki, z obowiązkiem wychowania dziewczyny mierzy się David, jej brat, który jest bardzo rozchwytywany w swoim niemałym towarzystw...