25

979 104 68
                                    

- Lou? Wiesz, że klapsy Cię nie ominą? - zapytał Hazz następnego dnia, gdy leżał wraz z szatynem na jego łóżku.

- Co? No weź.... przecież to były żarty, co nie? - zaśmiał się szatyn, podnosząc się na łokciach.

- Nie, kochanie, powtórzę to trzeci raz: ja nigdy nie kłamię.

- No weź.... Harry... - mruknął Louis.

- Wiesz, że to już trzydzieści osiem klapsów? - rozmarzył się.

- Miało byc kurwa pięć! - oburzył się szatyn.

- Czterdzieści dwa już, kochanie - zaśmiał się.

- Miało być pięć - mruknął, siadając na końcu łóżka.

- Nie zapominasz się? - powiedział, podchodząc do komody - Podzielę to na dwa razy, dobrze? - wyjął z szuflady pasek.

- Pięć paskiem, reszta ręką - dodał.

- N-nie, tylko nie paskiem... - szepnął, wstając przestaszony.

- Nie bój się, Loueh.

- Nie Harry... nie bedziesz mnie lał paskiem. Nie masz prawa - powiedział Louis, wycofując się do drzwi wejściowych. - To, że jesteś moim chłopakiem, no i tym no tatusiem, nie daje ci do tego prawa.

- To będzie sama przyjemność, obiecuję, Lou.

- Bez paska może ci na to pozwolę, ale z nim to zapomnij - warknął.

- Oh, nie kłóć się ze mną, tatuś nie zrobi ci krzywdy.

- Jak kurwa zaboli, to pożałujesz, że się urodziłeś.

- Cśś, spokojnie, będziesz zadowolony - powiedział z uśmiechem na ustach i sam usiadł na łóżku - Połóż się, Lou, na moich kolanach i się wypnij - dodał, a młodszy wykonał jego polecenie.

***

- I co? Tak strasznie było? To tylko dwadzieścia, następnym razem będzie o dwa więcej - powiedział, głaszcząc szatyna po zaczerwienionej pupie.

- Masz chyba w tym wprawę - mruknął szatyn, podpierając się o brodę.

- Nie martw się, to mój pierwszy raz, ale wiele razy to sobie wyobrażałem, albo inne takie rzeczy.

- Teraz kurwa nie dam rady chodzić - zaśmiał się szatyn, podnosząc się z kolan.

- Dasz radę, pomyśl sobie co będzie następnym razem albo jak będę cię mocno pieprzył - powiedział i czule pocałował go w usta.

Niższy oddał pocałunek, siadając na jego kolanach i przybliżając się do niego jak najbliżej.

- Jeszcze chętny?

- O nie, mój drogi. Jesteśmy od jednego dnia razem i to nie znaczy, że dam ci dupy od razu.

- A może małe co nieco?

- Napalony coś chyba jesteś - zaśmiał się, wstając i poprawiając sobie spodnie.

- A ty niby nie? - mruknął, patrząc na jego krocze.

- Nope - zachichotał podszedł do drzwi balkonowych i je otworzył. Po czym wyjął papierosy i zapalił jednego.

- Mój mały chłopczyk pali?

- Czasami trzeba - mruknął, zaciągająć się.

- Dlaczego się zabijasz?

- Harry, nie zabijam się, spokojnie - zaśmiał się, całując loczka w usta i ponownie się zaciagając.

- Nie chcę, abyś ty to robił. Prędzej ja umrę niż ty zniszczysz sobie płuca. Oddaj to - powiedział, wskazując na papierosa.

- Nie, Harold. Palę od piętnastego roku zycia i jakos żyję - zaśmiał się.

- Nie kłóć się ze mną, bo dodam Ci jeszcze dziesięć klapsów, ale już batem i nie będzie to w domu - warknął.

- Harry, no... - mruknął, patrząc na, niego z miną malutkiego pieska.

- Tatusiu, nie Harry. Marzysz o karze w centrum handlowym? - spytał.

- Dobra - burknął, zaciagając się ostatni raz i gasząc papierosa. Podszedł do bruneta i dmuchnął mu dymem w twarz.

- Oh, kochanie, wiesz kim jestem? warknął - Odpowiedz, do cholery!

- M-moim chłopakiem - szepnął zdziwony, odsuwając się od bruneta.

- Oh, naprawdę! - krzyknął i uderzył pięścią w ścianę - Przez chwilę mi się tak nie wydawało!

- O-o co ci chodzi? - spytał, wycofując się.

- O co mi chodzi! - krzyknął - Zastanów się!

- Uspokój się... Jesteś strasznie wybuchowy... Nie wiem, o co ci chodzi... ale... ale to nie powód, byś na mnie krzyczał - rzekł, patrząc na Harry'ego.

- Zmieniłeś się! - krzyknął, po chwili oprzytomniał - J-ja przeprasza, Lou, ja nie chciałem - zaszlochał.

- M-myślę, że powinienem się zbierać... - szepnął, podchodząc do barierki.

- Lou! Przepraszam - krzyknął - Wybacz mi - rozpłakał się.

- W-wybaczam... Tylko się Uspokój... - szepnął, wzdychając i tuląc Harry'ego.

- J-ja nie chciałem, nie panuję nad tym - szepnął - Kocham Cię

- Harry, wdech i wydech... Spokojnie - oznajmił, głaszcząc go po plecach.

- Jestem takim skurwielem - zaszlochał.

- Nieprawda... Kocham cię. Popracujemy nad tym, spokojnie - zaśmiał się szatyn.

- Ja cię tylko krzywdzę! Nie powinienem pojawiać się w twoim życiu, ja je niszczę, Lou - powiedział - Nie chciałem cię nigdy skrzywdzić - dodał i wybiegł, zostawiając osupiałego Louisa.

_________________________

Oops?

I miss you Harry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz