- Lou? Wiesz, że klapsy Cię nie ominą? - zapytał Hazz następnego dnia, gdy leżał wraz z szatynem na jego łóżku.
- Co? No weź.... przecież to były żarty, co nie? - zaśmiał się szatyn, podnosząc się na łokciach.
- Nie, kochanie, powtórzę to trzeci raz: ja nigdy nie kłamię.
- No weź.... Harry... - mruknął Louis.
- Wiesz, że to już trzydzieści osiem klapsów? - rozmarzył się.
- Miało byc kurwa pięć! - oburzył się szatyn.
- Czterdzieści dwa już, kochanie - zaśmiał się.
- Miało być pięć - mruknął, siadając na końcu łóżka.
- Nie zapominasz się? - powiedział, podchodząc do komody - Podzielę to na dwa razy, dobrze? - wyjął z szuflady pasek.
- Pięć paskiem, reszta ręką - dodał.
- N-nie, tylko nie paskiem... - szepnął, wstając przestaszony.
- Nie bój się, Loueh.
- Nie Harry... nie bedziesz mnie lał paskiem. Nie masz prawa - powiedział Louis, wycofując się do drzwi wejściowych. - To, że jesteś moim chłopakiem, no i tym no tatusiem, nie daje ci do tego prawa.
- To będzie sama przyjemność, obiecuję, Lou.
- Bez paska może ci na to pozwolę, ale z nim to zapomnij - warknął.
- Oh, nie kłóć się ze mną, tatuś nie zrobi ci krzywdy.
- Jak kurwa zaboli, to pożałujesz, że się urodziłeś.
- Cśś, spokojnie, będziesz zadowolony - powiedział z uśmiechem na ustach i sam usiadł na łóżku - Połóż się, Lou, na moich kolanach i się wypnij - dodał, a młodszy wykonał jego polecenie.
***
- I co? Tak strasznie było? To tylko dwadzieścia, następnym razem będzie o dwa więcej - powiedział, głaszcząc szatyna po zaczerwienionej pupie.
- Masz chyba w tym wprawę - mruknął szatyn, podpierając się o brodę.
- Nie martw się, to mój pierwszy raz, ale wiele razy to sobie wyobrażałem, albo inne takie rzeczy.
- Teraz kurwa nie dam rady chodzić - zaśmiał się szatyn, podnosząc się z kolan.
- Dasz radę, pomyśl sobie co będzie następnym razem albo jak będę cię mocno pieprzył - powiedział i czule pocałował go w usta.
Niższy oddał pocałunek, siadając na jego kolanach i przybliżając się do niego jak najbliżej.
- Jeszcze chętny?
- O nie, mój drogi. Jesteśmy od jednego dnia razem i to nie znaczy, że dam ci dupy od razu.
- A może małe co nieco?
- Napalony coś chyba jesteś - zaśmiał się, wstając i poprawiając sobie spodnie.
- A ty niby nie? - mruknął, patrząc na jego krocze.
- Nope - zachichotał podszedł do drzwi balkonowych i je otworzył. Po czym wyjął papierosy i zapalił jednego.
- Mój mały chłopczyk pali?
- Czasami trzeba - mruknął, zaciągająć się.
- Dlaczego się zabijasz?
- Harry, nie zabijam się, spokojnie - zaśmiał się, całując loczka w usta i ponownie się zaciagając.
- Nie chcę, abyś ty to robił. Prędzej ja umrę niż ty zniszczysz sobie płuca. Oddaj to - powiedział, wskazując na papierosa.
- Nie, Harold. Palę od piętnastego roku zycia i jakos żyję - zaśmiał się.
- Nie kłóć się ze mną, bo dodam Ci jeszcze dziesięć klapsów, ale już batem i nie będzie to w domu - warknął.
- Harry, no... - mruknął, patrząc na, niego z miną malutkiego pieska.
- Tatusiu, nie Harry. Marzysz o karze w centrum handlowym? - spytał.
- Dobra - burknął, zaciagając się ostatni raz i gasząc papierosa. Podszedł do bruneta i dmuchnął mu dymem w twarz.
- Oh, kochanie, wiesz kim jestem? warknął - Odpowiedz, do cholery!
- M-moim chłopakiem - szepnął zdziwony, odsuwając się od bruneta.
- Oh, naprawdę! - krzyknął i uderzył pięścią w ścianę - Przez chwilę mi się tak nie wydawało!
- O-o co ci chodzi? - spytał, wycofując się.
- O co mi chodzi! - krzyknął - Zastanów się!
- Uspokój się... Jesteś strasznie wybuchowy... Nie wiem, o co ci chodzi... ale... ale to nie powód, byś na mnie krzyczał - rzekł, patrząc na Harry'ego.
- Zmieniłeś się! - krzyknął, po chwili oprzytomniał - J-ja przeprasza, Lou, ja nie chciałem - zaszlochał.
- M-myślę, że powinienem się zbierać... - szepnął, podchodząc do barierki.
- Lou! Przepraszam - krzyknął - Wybacz mi - rozpłakał się.
- W-wybaczam... Tylko się Uspokój... - szepnął, wzdychając i tuląc Harry'ego.
- J-ja nie chciałem, nie panuję nad tym - szepnął - Kocham Cię
- Harry, wdech i wydech... Spokojnie - oznajmił, głaszcząc go po plecach.
- Jestem takim skurwielem - zaszlochał.
- Nieprawda... Kocham cię. Popracujemy nad tym, spokojnie - zaśmiał się szatyn.
- Ja cię tylko krzywdzę! Nie powinienem pojawiać się w twoim życiu, ja je niszczę, Lou - powiedział - Nie chciałem cię nigdy skrzywdzić - dodał i wybiegł, zostawiając osupiałego Louisa.
_________________________
Oops?
CZYTASZ
I miss you Harry ✓
Fanfiction#91 w ff! || Harry i Louis w dzieciństwie byli nie rozłączni. Prawdopodobnie trwało by to do nieznanej...dzisiejszego dnia, ale Styles musiał wyjechać z Doncaster. Od tego czasu minęło 5 lat. Żadne z nich zabardzo nie pamięta tego drugiego. Pewnie b...