Prolog część 2

89 5 8
                                    

Rozpoczęła się walka na śmierć i życie. Dwudziestu czterech uczestników pod wpływem serum kontrolującego zaczęło ze sobą walczyć. Kilku poległo, a inni przeżyli w lepszym bądź gorszym stanie. Jedynymi, którzy to wszystko oglądali byli ich mentorzy. Wybrani przypadkowo, żeby pomagać, ale również i zdradzać. Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda...

Kiedy Tris odzyskała przytomność znajdowała się w jakimś lesie. Nie wiedziała, co się dzieje, ani skąd się tam wzięła. Była zupełnie zagubiona. Ostatnie, co pamiętała, to strzały Davida, a potem znalazła się tutaj. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła, że obok niej leży plecak, jednak nie było nikogo innego w pobliżu. Powoli i ostrożnie wzięła plecak do ręki. Była nauczona spodziewać się niespodziewanego. W środku nie było jednak żadnego niebezpieczeństwa, jak bomba. Zaczęła powoli i ostrożnie wyjmować wszystkie rzeczy. Lina. Pusty bukłak. Kompas. Nic więcej tam nie było.

Spojrzała na siebie. Była ubrana inaczej, niż gdy walczyła z Davidem. Miała na sobie, jakby kombinezon. Był czarny i niezbyt gruby, ale znajdowały się w nim kieszenie. Szybko przeszukała wszystkie. Jedyne, co tam znalazła, to zmięta kartka. Szybko odwinęła zawiniątko i przeczytała kilka słów napisanych niezgrabnym pismem.

Nic nie jest takie, jak się wydaje...

Po drugiej stronie areny zdezorientowana Katniss próbowała sobie przypomnieć, co się działo w ostatnim czasie. Pamiętała, jak wypuszczała strzałę, która miała trafić w Snowa, ale nie trafiła. Prezydent upadła martwa, a ona sięgnęła po łykołak. Czy to oznaczało, że umarła? Rozejrzała się dookoła, a to co zobaczyła jeszcze bardziej napawało ją przerażeniem. Wszystko wyglądało tak, jakby ponownie była na arenie. Znowu ten sam koszmar. Kiedy usłyszała odgłos łamanej gałęzi szybko złapała plecak, który miała przy sobie i wdrapała się na drzewo. Wolała trzeźwo przemyśleć całą sprawę, niż dać się zabić.

Kiedy była już wystarczająco wysoko rozejrzała się w poszukiwaniu zagrożenia, ale nikogo nie zauważyła. Zaczęła sprawdzać, co ma w plecaku. Lina. Pusty bukłak. Kompas. Po co jej kompas? Jest kompletnie bezużyteczny... Ubrania również miała inne. Nie była w kostiumie Kosogłosa. Miała na sobie czarny, cienki kombinezon. Był podobny do tego, który miała na Siedemdziesiątych Piątych Igrzyskach Głodowych. Odruchowo sięgnęła do swojej przypinki z symbolem kosogłosa, którą zawsze miała przy sobie. Zaczęła również sprawdzać wszystkie swoje kieszenie. W jednej z nich była zmięta kartka...

Nie daj się zabić...

To tylko dwa żywoty, z szesnastu, które pozostały przy życiu. Ośmiu trybutów poległo dzielnie w walce, o której nie byli świadomi. Nie wiedzieli, że umierają. Jaki zatem jest cel igrzysk? Rozrywka dla najwyżej postawionych...

Taki mały prezencik 😉

Rozdziały będą się pojawiały, ale na razie nie regularnie. Będą regularnie dodawane, kiedy skończę inne ff (czyli za jakieś 2 miesiące).

Jak na razie dodaję przedsmak, czyli 2 część Prologu!

Mam nadzieję, że się podoba 😉

Odwagi trybuci!

Igrzyska [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz