Rozdział 5.2

25 5 4
                                    

Katniss

Zaczęłam biec. Nie mogłam pozwolić, żeby on mnie dopadł. Nie dam mu tej satysfakcji. Jestem pewna, że Snow to wszystko ogląda i szczerzy się. Zaczęłam żałować, że go jednak nie zabiłam, ale tylko przez chwilę. Musiałam zabić Coin. Za Prim...

Nie patrzyłam za siebie, ale doskonale słyszałam, jak te zmiechy mnie goniły. Musiały być blisko mnie, bo czułam ich oddech na swoim karku. Mimo tego dalej biegłam. W pewnym momencie trafiłam do miejsca, gdzie chciałam być. Polana, na której była ta skrzynka. Teraz jej tam nie było, ale mimo to wiedziałam co chciałam zrobić.

Kiedy znalazłam się na środku tej polany stanęłam i spojrzałam na zmiechy, które powoli do mnie podchodziły. Jakby nie przejmowały się tym, że mogę im uciec. Ważne było, żeby ofiara nie przeżyła. Ale był jeden problem. Dla mnie to oni byli ofiarami.

Stanęłam przed nimi w pozycji prostej i pewnie złapałam swoją broń. Zmiechy popatrzyły na mnie czarnymi oczami, jakby nie rozumiały tego, co chcę zrobić. I dobrze... Pierwszy z nich podszedł do mnie, a ja ponownie zamachnęłam się na niego swoim drewnem. Trafiłam go w głowę, co go nieźle zamroczyło. Podeszłam do niego i ponownie uderzyłam, tym razem w brzuch. Zmiech leżał na ziemi, a inne się temu przyglądały. Teraz ja nie rozumiałam, co się dzieje. Nagle wszystkie zmiechy położyły się na ziemię. Wyglądały dokładnie tak samo, jak ten, którego uderzyłam. 

Powiedzieć, że byłam zdziwiona ich zachowaniem było niedopowiedzeniem. Ale jednak nie mogłam dać wprowadzić się w ich zasadzki. Powoli wróciłam do środka polany i ostrożnie uklęknęłam na ziemi. Cały czas obserwując potwory szukałam w ziemi czegoś, co widziałam tu już wcześniej, ale nie mogłam tego wziąć. W końcu znalazłam małe, prostokątne pudełeczko. Wiedziałam, co w nim jest. Znałam je nad wyraz dobrze. Szybko je otworzyłam i chwyciłam ostrą żyletkę. To była moja najlepsza broń i musiałam to wykorzystać. 

Powoli podniosłam się z kolan i podeszłam do zmiecha, który nadal leżał na ziemi. Musiałam mieć pewność, że nie będzie żył. Mocno chwyciłam moją żyletkę i wbiłam mu ją w miejsce, gdzie powinna być tętnica szyjna. Z jego szyi zaczęła ciec czarna maź, ale nie przejmowałam się tym, tylko patrzyłam, jak się wykrwawia. I to był mój błąd.

— Katniss! Uważaj! — Po tych słowach rozpętało się piekło.

Nie pił od kilku godzin, a mimo to czuł się dobrze. Zawsze tak miał podczas Igrzysk z Katniss. Ta dziewczyna byłą jego faworytką, ale musiał pilnować również innych. Wiedział, że im bardziej się to przyda, niż jej. Dwa pozostałe monitory przedstawiały różne obrazy. Jednak jeden był nad wyraz ciekawy. Była na nim młoda dziewczyna, którą doskonale znał. Wiedział, że za wszelką cenę musi ją chronić. Wtedy ktoś zapukał do jego pokoju.

— Proszę! — krzyknął i odwrócił się w stronę drzwi, żeby zobaczyć, kto tam jest. I pożałował tego w ułamku sekundy.

Igrzyska [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz