Rozdział 2.3

28 4 7
                                    

Kiedy nadeszła pora posiłków mentorzy ponownie spotkali się przy okrągłym stole. tym razem jedzenie samo czekało na nich, jakby było przeznaczone dla konkretnego mentora. Jeszcze nie znali swoich imion. Wydawało im się to nieodpowiednie, żeby je zdradzali, jakby imiona były świętością najwyższą. Nikt nie mówił ani słowa, co było jednoznaczne z opracowywaniem strategii. Pierwszy ciszę przerwał facet z długą brodą.

— To bez sensu, żebyśmy udawali, że się nie znamy, albo że kompletnie nie ma tej sytuacji. — Pomimo tego, że wszyscy w duchu się z nim zgadzali nikt się nie odezwał, więc długobrody kontynuował. — Może na początek poznajmy chociaż swoje imiona? 

Ponowna cisza rozległa w sali, więc długobrody tylko westchnął głośno, jakby miał do czynienia z trudną młodzieżą. Każdy zainteresował się swoim posiłkiem, który nagle stał się najbardziej interesujący. Nikt jednak nie chciał powiedzieć tego, że jeden posiłek zainteresował ich szczególnie. Był nim jakiś płyn w czarnym pojemniku, który w zastraszającym tempie znikał w ustach . Długowłosy mężczyzna, który był bardzo przystojny, jakby wyczuł, że wszyscy na niego zerkają i spojrzał na nich swoimi czerwonymi oczami.

— Do purwy nędzy! To wszystko jest pojebane! — Takim okrzykiem zwrócił na siebie uwagę młody, czarnoskóry chłopak.

— Wyrażaj się młody człowieku... — powiedział czerwonooki.

Wszyscy spojrzeli na tą dwójkę, a potem ponownie zapadła cisza przerywana jedynie odgłosami jedzenia. Najróżniejsze potrawy znikały w zastraszającym tempie i tylko jedna osoba nie jadła, tylko wpatrywała się w przestrzeń. Był nim zakapturzony chłopak, który nikomu nie pokazywał swojej twarzy. Błądził myślami gdzieś daleko do miejsca, które jest dla wszystkich niedostępne. 

— Nikt z nas nie wie, co tu robi, ani dlaczego tu jest, ale za to każdy z nas dostał trzy imiona osób, które zna i może obserwować je na monitorze. Prawda? — spytał w końcu zakapturzony.

Przez chwilę trwało milczenie, a kiedy nie nadeszła żadna odpowiedź chłopak w kapturze prychnął drwiąco. Chwycił nóż, który znajdował się przy jego talerzu i zaczął kręcić nim w dłoni. Cały czas się w niego wpatrywał, jakby był zahipnotyzowany. Wyraz jego twarzy zmieniał się co chwila od radości i ulgi po złość i gniew. Nikt nie wiedział, co się z nim dzieje, ale za to każdy zdawał sobie sprawę z tego, że ten nóż może być bronią, która wyląduje w ciele jednego z nich.

— Moi drodzy. Nie uważacie, że to wszystko to paranoja? Jesteśmy tu zamknięci i zdani na siebie. Chyba powinniśmy sobie chociaż w minimalnym stopniu zaufać? — powiedziała jedyna kobieta w pomieszczeniu.

— To nie jest takie proste skarbie. Każdy z nas może być kimś, kto nam zgotował taki los...

— Cholera! — W pomieszczeniu rozległ się krzyk zakapturzonego chłopaka, który w tym samym momencie rzucił nóż w przeciwległą ścianę wbijając go w sam środek zegara, który tam wisiał. — Jeżeli chcemy się stąd wydostać, to zacznijmy współpracować, bo inaczej czarno widzę nasz los...

Każdy w duchu popierał chłopaka, ale nikt się nie odezwał. Chłopak tylko prychnął pod nosem i wziął do ręki ciasto czekoladowe, które leżało na jego talerzu. Wydawałoby się, że zanim ugryzł kawałek ciasta na jego twarzy pojawił się uśmiech, ale nikt tego nie widział. Każdy był w swojej krainie myśli, do której nikt nie miał dostępu.

— Mam tego dość... — W pewnej chwili powiedział zakapturzony. — Kiedy zaczniecie przejawiać objawy myślenia godnego Nosów, to dajcie znać...

Po tych słowach wstał, wziął ciasto i wyszedł z pomieszczenia. Wydawało się mu, że wyraził się jasno, ale jego współtowarzysze zastanawiali się nad tym, czym są te tajemnicze nosy?

W tym samym czasie ze swojego fotela chciał się podnieść mężczyzna, ale nadal na nim pozostawał, co kończyło się jego zamyśloną miną. W pewnym momencie zwrócił się do swoich towarzyszy.

— Nie ma sensu czegoś udawać. Dzieje się tu coś dziwnego. Nie widzicie różnicy w tym, co działo się kiedyś, a co jest teraz?  Nie zastanawia was to?

Każdy zatopił się w swoich myślach, ale nie każdy dochodził do takiego samego wniosku, co mężczyzna na wózku. Tylko nieliczni mogli powiedzieć, że ich moce zostały odebrane i – z tego, co widzieli na monitorach – ich zawodnicy również mają taki sam problem.

Jednak aura tajemnicy pozostawała dalej w pomieszczeniu, a po kilku minutach każdy rozszedł się do swojego stanowiska, żeby czatować nad życiem swoich przyjaciół. Mieli na nie duży wpływ, ale to nie oni decydowali o wszystkim. Bo tym wszystkim decydował ON...

Igrzyska [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz