Rozdział 3.1

34 4 9
                                    

Tris

Odkąd tylko ponownie znalazłam się w tym lesie zastanawiało mnie to o wszystko, ale nie mogłam dojść do żadnego logicznego wniosku. W końcu dlaczego niby znalazłam się w tym lesie? Teraz już wiem przynajmniej, że nie umarłam, ale co z resztą? Jak oni mogą skrzywdzić moją rodzinę? Mogą coś zrobić Tobiasowi?

Nie zostałam na tamtej polanie. Szłam przed siebie, sama nie wiem, gdzie dokładnie. Wydawało mi się, że znam drogę, ale jednocześnie nie wiedziałam, dlaczego tak myślałam. Cały czas musiałam walczyć ze swoimi myślami, które były coraz gorsze.  Nie chciałam zrobić żadnej rzeczy z tych, które pojawiały się w mojej głowie, ale te myśli nadal tam były. Wydawały się nie być moje. To nie mogło być możliwe, żebym myślała o takich rzeczach. To niedorzeczne, ale jednocześnie zastanawiające.

Szłam cały czas przed siebie, a co jakiś czas burczało mi w brzuchu. Odkąd się tu znalazłam nie miałam nic w ustach. Przez cały czas szukałam czegoś, czym mogłabym się najeść, ale nie znalazłam nic takiego. Westchnęłam w końcu głośno i spojrzałam w niebo, które było już ciemne. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu dogodnego miejsca do spania, ale nic takiego nie znalazłam. Musiałam być względnie bezpieczna, a nie mogłam przez całą noc czuwać. 

W taki sposób zrodził się pomysł nocowania na drzewie. Najpierw musiałam znaleźć odpowiednie, które się do tego nadawało, a dopiero potem na nie wejść. Za dnia może i byłoby to łatwe zadanie, ale nie w nocy, gdzie nic nie było widać. W końcu jednak mi się to udało. Powoli udało mi się wejść na względnie odpowiednią wysokość. Znajdowałam się na rozgałęzieniu grubych gałęzi, dzięki czemu miałam mniejsze szanse spaść.

Wpatrzyłam się w niebo i myślałam nad wszystkim. Nad rodziną, znajomymi... A w szczególności nad Tobiasem. Martwiłam się o niego. On również jest tu, gdzie ja? A jeżeli tak, to co się z nim dzieje?

Drgnęłam, kiedy usłyszałam głośny, tubalny głos dochodzący znad mojej głowy. Nie rozpoznawałam go, ale wyrażał się dokładnie i starannie nie popełniając ani jednego błędu.

— Witam trybuci! Wielu z was nie wie, dlaczego się tu znajduje, ale to nic. Musicie wiedzieć tylko podstawowe informacje, a mianowicie: odgłos armaty oznacza śmierć uczestnika. Jest was dwudziestu czterech, a mentorów jest ośmiu. To jest próba. Jeżeli ją przejdziecie, to wygracie nagrodę cenniejszą, niż inne. A teraz zabici!

Głos umilkł, a na niebie pojawiały się obrazu kilkunastu ludzi. Niektórzy byli w moim wieku, a inni starsi. Było wiadomo tylko ich wygląd, imię i nazwisko. Nie było tam nikogo, kogo mogłabym znać.

  — Początek jutro. Powodzenia!  

W sumie zginęło już osiem osób. Skoro tyle nie żyje, to powinno zostać szesnastu uczestników. Mam z nimi walczyć? A co, jeżeli jedną z tych osób będzie Tobias, albo Caleb? Nie mogłabym zrobić im krzywdy. Nie przeżyłabym tego.

W moich myślach od razu pojawił się obraz Tobiasa. Jak ja za nim tęskniłam... Chciałabym, żeby przy mnie był, ale jednocześnie tego nie chciałam. W końcu tutaj walczy się na śmierć i życie. Nie mogłabym chcieć, żeby tu się znalazł ze względu na mnie. Ale jednak tak jest. Jestem pieprzoną egoistką...

Zasnęłam z myślą o Tobiasie i jego ustach, które pieściły moje...

Idioci... Nie możemy ciągle udawać, że się nie widzimy. Że ta sytuacja nas nie dotyczy. To nam w niczym nie pomoże, ale tylko utrudni odkrycie prawdy.

Tris radzi sobie całkiem dobrze, ale nie przeżyje długo bez jedzenia i wody. A do tego jej wybór... Martwię się o nią. Ale to nie ona zaprząta cały czas moje myśli. Spojrzałem na inny monitor, na którym Christina właśnie rozkładała się na ziemi. To było z jej strony bardzo nieostrożne. Bałem się, że może jej się coś stać, ale ona, jakby mnie wcale nie słuchała i na przekór wszystkiemu usnęła. Jej wybór był bardziej optymistyczny, ale to jeszcze niczego nie oznacza.

Dzięki regulaminowi dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy o tym miejscu. Nie mogłem jakimś sposobem przesłać go tamtym, ale mimo to wiedziałem, jak mam im pomóc w razie potrzeby.

Byłem pewny, że moi współtowarzysze również mają takie regulaminy i o nich nie mówią. Nikomu nie ufają, ale to tylko utrudnia zadanie. Wystarczy ich przekonać do współpracy, ale jak? Przecież nie uwierzą mi na słowo, bo mnie nie znają. Nie uwierzą, że domyślam się tego, co się tu dzieje...


Igrzyska [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz