- Coś się szykuje! – Mruknął MerweredoDraco nic nie odpowiedział, ponieważ on nic złego nie wyczuwał. Potoczył wzrokiem po Wielkiej Sali, w której wszyscy byli jakby cichsi oraz spokojniejsi. Oglądali się za siebie jakby coś na nich czyhało, a gdy jednak uświadamiali sobie co robią szybko odwracali głowy. Duchy też były inne, gdyż ich blask wydawał się przytłumiony, a nawet Krwawy Baron wydawał się pilnować swoich tyłów, chociaż jest już martwy, więc nic nie powinno mu zagrażać. W takim momencie chciałby mieć blisko Deimona, ale Nemezis też będzie dobrą alternatywą. Jego spojrzenie spoczęło na Idril, która bezmyślnie poruszała łyżką w misce z owsianką. Zdecydowanie coś wisiało w powietrzu i miało związek ze Świętem Duchów, a przynajmniej tym co miało z tym coś wspólnego oraz wywołało jakieś niemiłe wspomnienia u tej szalonej dwójki. Bądź co bądź oni byli niespokojni już od tygodnia. Zdawało się, że na coś czekają, a teraz też zaczął się zastanawiać nad powodem nieobecności Deimona i Madderdina. Tych dwoje zniknęło bardzo wcześnie rano. Przez sen pamiętał tylko podniesiony i zdenerwowany głos Nemi, lecz jednak spał zbyt mocno, aby coś zapamiętać.
Zielonooki rozsiadł się wygodnie w fotelu patrząc na rozmawiających mężczyzn i uśmiechnął się na wspomnienie reakcji Madderdina na widok Gaszmaraza. Teraz ci dwaj mężczyźni dyskutowali na temat sytuacji ekonomicznej Egiptu, a on przeglądał informacje dotyczące miejsca, w którym aktualnie znajdują się obie księgi. Zastanawiała go jednak niezgodność ich opisu z tym co znalazł w swoich zasobach. Jednak, aby jednoznacznie stwierdzić jakiś błąd musiał mieć te księgi czy jak prezentuje zdjęcie zwoje papirusu i sprawdzić. Przynajmniej przydadzą się na coś zdolności włamywacza. Co prawda mógłby użyć magii, ale wtedy nie byłoby wyzwania. Uśmiechnął się perfidnie odkładając dokumenty na stolik obok fotela i przysłuchiwał się rozmowie towarzyszy.
Pokój był dosłownie ciemny, gdyż takie były meble i ściany, drewno na podłodze było czarne, łóżko i pościel były tego samego koloru. Nawet obrazy na ścianach były w ciemnej kolorystyce. Jedynym jasnym akcentem był ogień w kominku, który służył za źródło światła. Na przeciwnej ścianie od kominka stała biblioteczka, a mężczyzna w szacie jeszcze czarniejszej niż czerń w pokoju szukał na niej zawzięcie czegoś. Całe pomieszczenie wypełniał szum przewracanych stron oraz szuranie książek o drewnianą powierzchnie.
- To gdzieś tu było – warknął do siebie.- Pamiętam.
Niespodziewanie wszystko ustało, a na nieludzkiej twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech, gdyż ten grymas można było za niego wziąć. W ręku dzierżył małych rozmiarów książeczkę oprawioną w czarną skórę, a na jej wierzchu był wytłoczony napis:
Księga wiedzy o niewiedzy tych, którzy sądzą, że wiedzą.
Otworzył ją na chybił trafił, a ręka mu nieznacznie zadrżała, gdy między pożółkłymi stronnicami zobaczył zwykłe mugolskie zdjęcie, które przedstawiało roześmianą oraz radosną parę trzymającą się za ręce. Wyglądało na to, iż zostało zrobione, gdy tamci w ogóle nie zwracali na to uwagi. Chłopak był wpatrzony w swoją towarzyszkę, a ta ze słodkim uśmiechem delikatnie dotykała jego policzka. Mężczyzna z hukiem zamkną księgę i odrzucił ją jak najdalej od siebie, jednak ciągle jego wzrok kierował się w tamtą stronę.
Nad Oslo zbierały się ciężkie burzowe chmury, gdy Deimon rozsiadł się wygodnie odwracając skórzany obrotowy fotel od biurka i patrzył na ten cud natury. Dopiero co skończył porządkować bałagan z udziałami w rafineriach na Bliskim Wschodzie i teraz laptop stał wyłączony, a ogień płonący w kominku przygasał. Tu było jego królestwo, wysoko nad miastem. Jego prywatny gabinet w przeciwieństwie do położonego piętro niżej biura był niezdobytą twierdzą. Gdy tam pracował każdy mógł spróbować wydębić od niego chwilkę czasu o tyle gdy był tu mogli to zrobić tylko gdyby się paliło, a i to niekoniecznie albo gdyby chodziło o bankructwo całej firmy. Uśmiechnął się leniwie głaszcząc wielki łeb Mara. Od jakiegoś czasu tygrys stał się jego najwierniejszym kompanem, a przez ostatnie miesiące on zrobił się bardzo skryty oraz tajemniczy, ponieważ taki był przykry obowiązek bycia głową tak wielkiej rodziny. „To ty musisz radzić sobie z wszystkimi problemami i nie powinieneś wyręczać się innymi” i on stosował się do tej zasady, ale czasem chciał z kimś porozmawiać, tak aby tamten nie wymądrzał się oraz nie prawił morałów, że jednak powinien zrobić to inaczej. Maro za to słuchał go potulnie patrząc na niego ufnie i nie żądając niczego.