- Deimon, zaczekaj chwilkę – odezwał się Severus stojący obok katedry obserwujący wychodzących uczniów i na tego jednego, który zdawał się bardzo dobrze wiedzieć co on chce mu teraz powiedzieć. Jednak Snape czekał, aż wszyscy opuszczą salę eliksirów. W międzyczasie Draco szepnął przyjacielowi, że poczekają na niego na korytarzu, a ten uśmiechnął się uspokajająco do wujaszka.
- Obiecuje, - zaczął pierwszy - że postaram się być delikatny, ale jeśli ona... Sam rozumiesz.
- Cholera mam to gdzieś. Proszę cię tylko o jedno, abyś nie doprowadził do stałych uszkodzeń ani nie zrobił nic co byłoby ewidentnie twoja winą.
Sev wzdrygną się słysząc śmiech swojego podopiecznego, a jednocześnie zaczął żałować swych słów. Powinien jednak rygorystycznie nakazać mu być „grzecznym” na transmutacji. Wiedział, iż to i tak by nic nie dało on, gdyż jest taki sam jak jego ojciec, a większej wrednej gnidy w białych rękawiczkach nie było na świecie.Po eliksirach mieli godzinę wolnego do zajęć z profesor McGonagall. Młodzież postanowiła rozlokować się w jakimś co bardziej niedostępnym i nie odwiedzanym miejscu zamku, lecz gdy wychodzili już z lochów Merweredo poczuł, że ktoś stara się go znaleźć za pomocą telepatii i z nim skontaktować. Niestety nie wziął pod uwagę silnych zakłóceń spowodowanych magią występującą tu w nadmiarze i do tego często nieudolną, jednak on bardzo dobrze jednak wiedział kto go szuka.
- Przepraszam was moi kochani, ale musze zniknąć na chwilkę. Obiecuję, iż znajdę was jak skończę.
Nie powiedział nic więcej i szybko ruszył w stronę schodów prowadzących bezpośrednio do innych, które wiodły w danej chwili już do wieży północno-zachodniej. „Tak wygląda moja zdolność poprawnego układania zdań” – pomyślał wpinając się, a jednocześnie całkowicie ignorując dobiegające go z dołu pytania dokąd się wybiera. Już po chwili był poza ich zasięgiem, a postronni widzowie patrzyli ze zdziwieniem jak staje na fałszywym stopniu i nic się nie dziej, ale nie bohatera. W końcu jednymi z jego przodków były elfy wysokiego rodu. Bardzo szybko znalazł się przed mosiężnymi dębowymi drzwiami w jednej z najwyższych wież Hogwartu. Uchylił je lekko nie pukając, aby dostrzec długowłosego mężczyznę wpatrującego się w ogromne okno, jednak określenie, iż patrzył było nieprawdziwe. Rozumiał o co chodzi, gdyż choć nie widział potrafił czuć, a od wieków mówiło się, że niewidomi dostrzegają więcej i była to prawda. Tengel zafundował mu potwierdzenie tego w praktyce, a on na to wspomnienie uśmiechnął się trochę krzywo.
- Chciałeś się ze mną widzieć jak mniemam?
Mężczyzna przy oknie drgnął i odwrócił się szybko do źródła dźwięku.
-Nie dość, iż poruszasz się bezszelestnie to jeszcze nawet tak otwierasz drzwi. Usiądź – powiedział wskazując mu jeden z foteli naprzeciw dużego panoramicznego okna, przed którym sam stał, a Madderdin podszedł do biurka biorąc z niego stary zniszczony pergamin.- Jest to napisane jakimś dziwnym językiem i nikt z kim się kontaktowałem nie potrafił go odczytać, ale może ty byś mógł. Z tego co wiem jesteś doskonałym lingwistą.
Deimon lekko się uśmiechnął sięgając po pergamin. Zapisany on był równym lekko pochyłym pismem używanym stulecia temu, a w pierwszym momencie nie potrafił określić w jakim języku.
- Nic dziwnego, że nie mogli tego rozszyfrować – powiedział przyglądając się arkuszowi.- Język ten funkcjonował w Egipcie faraonów pomiędzy wybranymi. Posługiwało nim się podziemie tamtejszych magów.
- Parakarasze?
-Tak. Czarni magowie. Magowie nocy.
- Teraz wiem dlaczego pergamin jest przesiąknięty złem – odezwał się Madderdin kręcąc głową.- Możesz to odczytać?
Deimon nie odpowiedział. Spojrzał na tekst, który ma przed sobą. Uczył się tego języka na tyle na ile pozwalały mu możliwości. Teraz tyle tysiącleci po jego wymarciu, gdy już nikt nawet nie wie, że on istniał. Niektórych słów nie kojarzył. Prawdopodobnie było to pisane jakimś jeszcze innym narzeczem, lecz całość potrafił odczytać. Zaczął czytać na głos:
Modlitwa Eszkarameth.
Chodźcie do mnie chmury...
Wstańcie jako złowrogi sztorm
By rozedrzeć ich na strzępy.
Niech osłona nocy
Zrodzi świadków i zniszczy tych,
Którzy się oprą, by mnie nie skrzywdzili.
Pozwól krwi, we mnie wezbrać...
Zapewniając wieczne piękno.
Dopadnę cię.
