~12~

2.4K 94 8
                                    

Wolno podniósł się i zabierając książkę zaczął zwiedzać dom, który okazał się być ogromny. Przez cały czas czuł czyjąś obecność, lecz nie mógł ustalić co lub kto to był. Zainteresowały go drzwi na końcu długiego ciemnego korytarza znajdujące się gdzieś we wschodnim skrzydle budowli. Uśmiechnął się krzywo myśląc, iż prawdopodobnie od wejścia do budynku przeszedł jakieś cztery mile. Ledwo postawił jedną nogę w korytarzu przed jego twarzą wybuchną jasno błękitny płomień, który zaraz zniknął. Zaczął się śmiać na cały głos, a chwilę później niespodziewanie przestał. 
- Dymiące buty wszak śmiać się nie mogły - powiedział z niejaką ironią w głosie.- No proszę, Dario twoje słowa się sprawdzają, acz tylko jedna poprawka ja się nie śmiałem. Co najwyżej uśmiechałem. 
Pchnął lekko drzwi i wkroczył do owalnego pomieszczenia z podłogą wykonaną z ciemnego duńskiego parkietu. Na przeciwległej ścianie znajdował się kominek z płonącym błękitnym ogniem. Przed nim stały tylko dwa fotele. Wiedział, że w pokoju nie ma nic więcej mimo, iż cały był pogrążony w mroku. Zatrzymał się przed kominkiem wpatrując się w płomienie. Po chwili odwrócił się i dopiero wówczas zauważył siedzącego w jednym z foteli mężczyznę. Światło padające od błękitnego ognia pozwoliło mu dostrzec, że był on bardzo do niego podobny niemal taki sam, a tylko oczy. Tamten miał oczy koloru ognia, który naprawdę płonął niczym prawdziwy przez cały czas. Nieznajomy spojrzał na Deimon wzrokiem, od którego ciarki przeszły mu po plecach i choć powinien się bać to wiedział, że nie musi. Tamten tylko uśmiechnął się kącikiem ust jakby wiedział o czym myśli młodzieniec. Przechylił lekko głowę, aby powiedzieć cichym beznamiętnym, ale jednak złowieszczym głosem: 
- Domy żyją... To jest coś, co wiemy... Czujemy końcówkami naszych nerwów... Jeśli będziemy cicho... Jeśli się wsłuchamy... Usłyszymy jak domy oddychają... Czasami w środku nocy słyszymy jak rosną... Tak jakby miały złe sny... Dobre domy kołyszą tulą oraz dodają otuchy... Złe sprawiają, że musimy paść na kolana... Złe domy nienawidzą naszego ciepła i człowieczeństwa... Ta ślepa nienawiść do naszego człowieczeństwa jest tym co my mamy na myśli używając słowa: „nawiedzony”. Musisz opuścić to miejsce teraz. Choć będziesz mógł tu wrócić, gdy będziesz chciał tu poznasz odpowiedzi na swe pytania – zakończył i dwoma palcami wskazał na miejsce gdzieś na wysokości obojczyka młodzieńca.- Jakie by one nie były ten dom sam cię odnajdzie. 
- Znajdzie ? Przecież… 
Nieznajomy tylko pokręcił głową 
- On się tu tylko pojawił dla ciebie. Nie ma nic wspólnego z domem twego ojca. 
Deimon chciał zapytać go kim jest, ale jego już nie było w miejscu, które dotąd zajmował pojawiła się czerwona róża. Podniósł ją i nie zastanawiając się dłużej opuścił budowle, a obejrzał się dopiero, gdy wyszedł z alei czarnych róż, lecz jej już nie było. 
- Nasz dom jest miejscem schronienia... Jest to ciało, które nakładamy na nasze ciała... Tak jak nasze ciała się starzeją, dzieje się z naszymi domami... Tak jak nasze ciała mogą napawać obrzydzeniem, tak też i nasze domy napawają obrzydzeniem... A co jeśli szaleństwo... Jeśli szaleni ludzie w nim żyją, czy to szaleństwo nie zakradnie się do pokojów, ścian i korytarzy... Do jego desek... Czy czasami nie czujemy jak to szaleństwo sięga po nas... Czy to nie jest duża część tego co mamy na myśli mówiąc, że zburzony został spokój domu... Rojący się od dusz... Mówimy: „nawiedzony”, ale mamy na myśli to, że dom oszalał... – powiedział nie wiedząc skąd wzięły mu się te słowa, a wzrok przeniósł na różę w swojej dłoni. 
- Czerwona róża znaczy pamiętaj. 
Uśmiechnął się dotykając wisiorka, który spoczywał dokładnie tam gdzie wskazał nieznajomy. Wiedział już o jakie pytania mu chodziło i jakie odpowiedzi znajdzie w tamtym miejscu. 

„Ten dzień nie zapowiadał się dobrze” - pomyślał Deimon słysząc jak Draco krzycząc na całe gardło każe mu wstawać, gdyż już dawno zaczęło się śniadanie. Młody Merweredo tylko przekręcił się na brzuch chowając głowę pod poduszkę. Czuł się fatalnie. Nigdy nie miał kaca, ale tak on musi wyglądać. Wzdrygnął się słysząc głośne uderzenie w drzwi, które zostało jeszcze spotęgowane w jego zbolałej głowie. Spojrzał z nienawiścią na Nemezis stojącą przed nim niczym jej mitologiczna odpowiedniczka. 
- Zlituj się siostra. 
Nie potrafił dłużej utrzymać głowy nad poduszką i opadł na nią ciężko. Wyraz twarzy panny Deveraux zmienił się od razu i dotknęła otwartą dłonią jego czoła. 
- Ty masz gorączkę. 
- Kobieto nie drzyj się tak – warknął cichym głosem.- Wiem. Wytłumacz mnie jakoś dobrze? Tylko o to cię proszę do południa jakoś się wykuruje. 
Nemi popatrzyła na niego sceptycznie. 
- Na pewno? 
Młodzieniec posłał jej jedynie ironiczne spojrzenie i odwrócił się w drugą stronę, a ta młoda kobieta uśmiechnęła się uspokajająco do dwójki czekającej na nią za drzwiami. 
- Chodźcie! 
- A on? – Zapytała Idril wyglądająca na autentycznie zmartwioną. 
- Poleniuchuje do południa, a potem wstanie. Chodź. 
Był poniedziałek, który stanowił najmniej lubianą przez uczniów porę tygodnia, a więc pierwszą lekcją były podwójne eliksiry. Nemezis szybkim krokiem przemierzyła Wielką Sal i stanęła przed Severusem wpatrującym się z niesmakiem w śniadanie leżące przed nim. 
- To nie trucizna, a więc nie badaj tego jak pod mikroskopem. 
Wszyscy nauczyciele i paru uczniów, którzy usłyszeli jej słowa czekali na wybuch złości Mistrza Eliksirów i zdawać by się mogło potężny wybuch. Ku ich zdziwieniu Snape uśmiechnął się do niej. Co prawda był to uśmiech typowo ślizgoński, ale jednak. 
- Trucizny może i tam nie ma, lecz mój podopieczny wspominał coś o Veritaserum, a po nim można się wszystkiego spodziewać. 
Nemi roześmiała się widząc szatańskie błyski w oczach opiekuna swojego domu. 
- On raczej nie byłby w stanie – powiedziała, a mężczyzna natychmiast spoważniał i pytająco uniósł brew.- Źle się czuje i prawdopodobnie nie pojawi się dziś na zajęciach. 
- Wiesz co mu jest? – Zainteresował się, lecz Nemi pokręciła przecząco głową.- Dobrze sprawdzę i usprawiedliwię go, a teraz na śniadanko młoda, gdyż nie mam zamiaru słyszeć, iż jedna z moich uczennic ma anoreksje. 
Panna Deveraux tylko się roześmiała okręcając dookoła. 
- Czy ja wyglądam na taką osobę, szefie? 
Tanecznym krokiem ruszyła w stronę dwójki przyjaciół odprowadzana zdziwionymi spojrzeniami zgromadzonych w pomieszczeniu i śmiechem Severusa. 
- Może i nie wyglądasz, ale z wami diabły jedne nigdy nic nie wiadomo. 
Słowa Snape’a wywołały efekt opadającej szczęki u prawie wszystkich osób zebranych w Wielkiej Sali. Nemezis popatrzyła ponad ramieniem na Mistrza Eliksirów. 
- W tym towarzystwie to ty jesteś El Diablo z tego co wiem – rzekła, a w jej oczach pojawił się szalony blask. 
- Masz rację, lecz wy macie na składzie: iskrę, smoczka, boginię zemsty i demona z piekła rodem, czyli Koktajl Mołotowa w najgorszym wydaniu – odparł unosząc szyderczo brew. 
- Trochę wiary w człowieka by nie zaszkodziło, proszę pana. 
- Może i nie, Draco, lecz nie w waszym przypadku. 
- Jesteśmy, przecież tylko czwórką nastolatków co my możemy profesorze. 
- Błąd. Idril, wy jesteście nie tylko czwórką, ale aż czwórką. 
Przy stole ślizgonów dało się słyszeć ciche parsknięcia śmiechem. Za to przy innych stołach było nienaturalnie cicho. Severus tylko potoczył zdegustowany wzrokiem po uczniach najwyraźniej zszokowanych tym co przed chwilą usłyszeli. 
- Prosiłbym o zwolnienie pana Merweredo z dalszych lekcji dyrektorze – powiedział, a widząc, że starzec ma zamiar zaprotestować, lecz spojrzał na niego twardo, gdyż nie za darmo lub piękne oczy dano mu tytuł Stąpającego w mroku.- Pójdę sprawdzić co z nim. 
Wstał i skinął lekko głowa gronu pedagogicznemu, aby szybkim krokiem przejść przez salę zatrzymując się tylko na chwilę przy trójce swoich uczniów. 
- Wiecie coś dokładniej? – Zapytał. 
- Nie – odparł blondyn.- Nic oprócz tego, że wrócił późno. 
- Dziękuję, Draco. 
- Profesorze – odezwał się dźwięczny głos, a ten przeniósł spojrzenie na Nemi.- Wydaje mi się, iż on spotkał kogoś albo coś. To spotkanie kosztowało go dużo mocy, a na myśl przychodzi mi tylko jedna osoba, która mogłaby doprowadzić do takiego stanu Deimona. To jednak niemożliwe. 
Severus skinął tylko głowa zastanawiając się o kogo mogło chodzić dziewczynie. 

HP I Historia PradawnychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz