~15~

1.5K 66 5
                                    


Młodzieniec rzucił wzrokiem na tytuły kolejnych rozdziałów, jednak dopiero ostatni go zainteresował: Sławni i niesławni „mago- parapsycholodzy”. Osoba, która wymyśliła te tytuły musiała być nieźle pijana i nie wiedziała co robi. Przeleciał wzrokiem po nazwiskach kolejnych postaci, aż natrafił na wzmiankę o... jak wspominał autor była ona wybitnie uzdolnioną telepatką i telekinetyczką, a do tego wiedźmą. Całe swoje życie poświęciła na wynalezienie środka dającego wieczną młodość. Przez pół życia prowadziła studia nad magią w kulturze starożytnej, lecz coś skierowało jej zainteresowania na kult Lilith. Autor wspomniał tu też o micie, który opiewał jej osobę. Zgodnie z nim sama Lilith miała podarować jej sposób na zachowanie młodości w zamian za całkowite podporządkowanie się. Tak przynajmniej ludzie próbowali sobie wyjaśnić późniejsze postępowania tej wiedźmy i sądzili, że to wskutek opętania przez boginię zabiła ona przeszło pięćdziesiąt dziewczynek. Po chwili Deimon opadł ciężko na fotel. 
- No to mamy przejebane – mruknął unosząc wzrok na portret rodziców i uniósł kieliszek z winem dodając:- Wybacz mamo za słownictwo, ale nie mogłem się powstrzymać. Jeśli nad tą zjawą czuwa Lilith to musimy szybko coś wymyślić. 
Potarł zmęczoną twarz otwartą dłonią. Ta sprawa zaczęła go coraz bardziej martwić. Jeszcze raz spojrzał na książkę kręcąc z rezygnacją głową, a jego wzrok zatrzymał się na zegarku. 
- Najwyższy czas się zbierać. 

Kilka sekund później stał przed zabytkową rezydencją położoną jakieś pięćdziesiąt mil od Londynu. Posiadłość i jej okolice jak stwierdził były piękne, a jednocześnie pogratulował sobie w duchu wyczucia. Stanął przed frontem trzypiętrowego zameczku zbudowanego w indyjskim stylu. Lubił kulturę hinduską, jak i japońską, gdyż te proste zawiłości fascynowały go. Wszedł na marmurowe schody chwile jeszcze patrzył na drzwi ozdobione zawiłymi wzorami. Uniósł rękę i miał już zamiar zapukać, gdy drzwi się przed nim otworzyły. Stanął przed piękną, lecz już naznaczoną piętnem lat kobietą o czarnych jak noc włosach i takich samych oczach. 
- Nandini Raichand – oświadczyła, a on pochylił się by wedle zwyczaju dotknąć jej stóp w geście szacunku, lecz ta go powstrzymała przytulając do siebie. 
- Tak podobny do nich - powiedziała.- Jakbym znów widziała Miszre. 
Deimon uśmiechnął się ściskając mocniej tą drobną kobietę. Nie znał jej, ale czuł do niej wielki szacunek i wdzięczność za to co kiedyś zrobiła dla jego rodziców. 
- Wejdź. Tak bardzo chciałabym cię poznać. 
Poprowadziła go przez wypełniony barwami hol do gustownie urządzonego obszernego salonu. 
- Usiądź. Zaproponowałabym ci herbatę, ale prawdopodobnie jej nie znosisz, więc jak mniemam wolałbyś kieliszek wina. 
- Skąd… 
- ...wiem? – Dokończyła za niego i w pomieszczeniu rozległ się dźwięczny przyjemny dla ucha śmiech, a po kilku sekundach podała mu kieliszek wina.- Twój ojciec wprost nienawidził herbaty, ale kochał wino. Zgadywałam, że masz tak samo. 
- Wydaje się, że znała go pani bardzo dobrze – rzekł czując się nadzwyczaj dobrze w towarzystwie tej kobiety. 
- Był dla mnie jak syn – powiedziała, a jej głos nagle posmutniał i jednocześnie w jej wzroku pojawiło się coś dziwnego, gdy spoglądała na niego.- W pierwszym momencie wydawało mi się, że bardzo go przypominasz, ale ty wyglądasz inaczej to raczej twoje gesty i zachowanie przypominają jego. Nie wiem czemu, ale przypominasz mi kameleona, gdyż w jednej chwili wyglądasz tak, a w innej inaczej, lecz mimo wszystko dalej to jesteś ty. Wybacz mi takie sentymenty. Prawdopodobnie wydaje ci się ,że rozmawiasz z jakąś wariatką, która mówi do ciebie jakby robiła to codziennie. 
- Oczywiście, że nie. Wiem o pani więcej niż się jej wydaje. Moja matka miała bardzo przydatną cechę, ponieważ lubiła pisać pamiętniki i miała do tego talent. Znalazłem je w domu taty. 
- Taty… a więc uważasz go za swojego ojca mimo, że dowiedziałeś się o tym tak niedawno. 
Popatrzył na nią ciepło wiedział, iż wiele to dla niej znaczyło. Takie proste słowo. Zauważył tą samą reakcje u Lucjusza i Severusa, gdy pierwszy raz nazwał Miszre tatą w ich obecności. To była radość, że mieli cząstkę jego dalej przy sobie oraz iż pamięć o nim nie odeszła razem z nim. 
- Oczywiście. Był nim, a raczej ciągle jest, gdyż to, że umarł nie znaczy, iż przestaje być z nami. 
W oczach kobiety pojawiły się łzy. 
- Oni oboje - powiedziała.- Byli dla mnie jak dzieci, a zwłaszcza Miszra. Był dla mnie synem. Jego rodzice zmarli bardzo wcześnie i wychowywał go wuj. To taka historia o złym opiekunie i dobrej wróżce – mówiła, a Deimon nie myśląc długo przytulił ją do siebie i czuł jak wstrząsa nią łkanie.- Jego wuj jakiś czas mieszkał w Indiach, a Miszrę spotkałam przypadkiem, ponieważ wpadł na mnie uciekając przed czymś i wyglądał na bardzo wystraszonego. Zabrałam go do swojego domu i przy filiżance czekolady opowiedział mi czego się bał. Poszłam z nim do jego domu oraz gdy on był w swoim pokoju ja uzgodniłam z jego wujem, aby pozwolił mi zaopiekować się chłopcem. Nie miał nic przeciwko temu, bo Mi był dla niego tylko ciężarem. Od tamtej chwili był dla mnie ukochanym synem. On i Rahul byli prawie w tym samym wieku. Od razu się polubili oraz stali nierozłączni. Jednak Miszra musiał iść do szkoły na początku chciałam, aby uczył się w Indiach, lecz Hogwart był miejscem, do którego powinien pójść. Przeniosłam się do Wielkiej Brytanii by móc być bliżej niego. Nie sądziłam, że to będzie największy błąd mojego życia. Gdybym nie wysłała go do tej szkoły... 
- Nie było mnie na świecie – stwierdził przerywając jej przemyślenia.- Nie możemy zastanawiać się co by było. To nie ma sensu, ponieważ tak miało być i to był ich czas. Ale miał dobrą śmierć odszedł wiedząc, że jest kochany. 
- O tak kochałam go, kocham ich wszystkich – powiedziała i pogładziła go po policzku.- Ciebie też dziecko – dodała po chwili, a on skrzywił się teatralnie na ostatnie słowo czym wywołał uśmiech na twarzy kobiety.- Musiało być ci ciężko wychowywać się bez rodziców. Po tym jak Tom zabił Lily chciałam przejąć nad tobą opiekę, jednak Dumbledore powiedział, że to niemożliwe oraz musisz dla własnego bezpieczeństwa zostać tam gdzie jesteś. Sprzeciwiałam się temu, ale w końcu zrozumiałam, iż tak chyba będzie najlepiej, a poza tym nie umieściłby cię nigdzie gdzie mogłaby ci się stać krzywda i tu się myliłam. Po jedenastu latach znów pojawiłeś się w naszym świecie. Nie wiedziałeś nic o swojej przeszłości oraz przeszłości swoich rodziców i wtedy popełniłam kolejny błąd. Nie chciałam niszczyć ci wyobrażeń. Nie chciałam zniszczyć świata jaki sobie zbudowałeś, ale bolało mnie, że nosisz nazwisko jakiegoś innego człowieka, lecz byłeś bezpieczniejszy z tamtym nazwiskiem. Tom się nie poddał, a gdyby wiedział kim jesteś rozwścieczyłoby go to jeszcze bardziej i tak było dopóki on nie wrócił. Postanowiłam ci powiedzieć, ale ty sam do tego doszedłeś, Angelusie Deimonie Vinyolonde Merweredo. 
Patrzył na nią zastanawiając się o co jej chodzi oraz dlaczego użyła pełnego nazwiska. On sam robił to rzadko. 
- Kiedyś mój ojciec miał gościa Alatariel Merweredo - oświadczyła.- Znasz to imię prawda. Lily zawsze mi go przypominała, lecz nie wiedziałam dlaczego dopóki nie zobaczyłam twojego zdjęcia. 
Uśmiechnął się. Czego jak czego, ale inteligencji to jej na pewno nie brakowało. Pogratulować wyboru Riddle. 
- Czy to coś zmienia? 
- Nie. 
Uśmiechnęła się wstając. Podeszła do dużego panoramicznego zdjęcia przedstawiającego jego rodziców, Nandini i Rahula w tradycyjnych hinduskich strojach. 
- Po nich pozostało mi tylko to zdjęcie i wspomnienia - rzekła.- Ty nie masz nawet tego. 
- Mam ludzi, którzy użyczają mi swych wspomnień. 
- To nie to samo. Nie dane ci było zaznać miłości matki. 
- Może jednak będzie mi to dane – powiedział mrugając do niej porozumiewawczo co wywołało szczery uśmiech na jej twarzy. 
- Nie miałabym nic przeciwko kolejnemu synowi - odparła.- Zwłaszcza takiemu jak ty anioł. 
Przez chwile patrzył na nią nic nie rozumiejąc. 
- Moment Angelus, a tak… 
- Nikt do ciebie nie mówi anioł? 
- Nie raczej wolą skrót drugiego imienia Demon, gdyż bardziej pasuje. 
- Do twojego ojca też by pasowało – odezwała się po kilku sekundach.- To był na pewno jego pomysł. Pamiętam, gdy pierwszy raz tak go nazwano. 
- Tak, jego. Poczucie humoru to on miał specyficzne, ale zaintrygowała mnie pani kiedy tak nazwano tatę. 
- Pani? Mów mi po imieniu lub… 
- Mamo? 
W jej oku znów zakręciła się łza, gdy spoglądała na niego z czułością. Uśmiechnęła się ciepło. 
- Twój ojciec był strasznym łakomczuchem i zawsze podjadał w kuchni jakieś słodkości, gdy Najna robiła jakieś pyszności. Wielokrotnie dostał za to ścierką po palcach. Kiedyś zamknęła się w kuchni nie chcąc, aby jej przeszkadzał. Wymyślili z Rahulem, że on przeprowadzi małą dywersje mającą na celu wywabienie kucharki z pomieszczenia, a Miszra w tym czasie zwinie jak najwięcej łakoci. Niestety nie udało im się, bo Najna zorientowała się o co im chodzi. Do dziś słyszę jej krzyk jak wołała za twoim ojcem. Wywrzaskując coś o demonach z piekła rodem. Rahul to podchwycił i zaczął na niego mówić Demon. 
- Tak, to były cudowne czasy – odezwał się męski głos. 
Deimon od dłuższego czasu był świadom obecności Rahula. Patrzył z uśmiechem jak podchodzi do nich i całując matkę w policzek siada naprzeciwko na drugiej kanapie. 
- Miło cię u nas widzieć - rzekł.- Mam nadzieję, że zobaczymy cię tu częściej, bracie. 
- Na pewno – odparł uśmiechając się do siebie, gdyż przez jedenaście lat nie miał żadnej rodziny, a teraz zyskał, aż dwie.- Chyba urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą. 
- A to czemu? 
- Widzisz, braciszku, do niedawna miałem tylko wredne wujostwo, a teraz mam ogromną rodzinkę, na której czele stoję, czyli mnóstwo kuzynów, ciotek, wujków i takich tam. Połowy z nich nawet nie znam. Teraz dodatkowo dostał mi się brat i matka – powiedział składając ręce i z szacunkiem pokłonił się pani domu. Nandini ze śmiechem przyciągnęła go do siebie i uścisnęła. 
- To się nazywa rodzina w tempie ekspresowym. I szczerze ci powiem, że masz dobrze obeszło się bez zgrzytów okresu dojrzewania. 
- Ej człowieku ja nie jestem taki stary jak ty - mruknął.- Jeszcze dwudziestki nie mam na karku wszystko przed nami – uśmiechnął się wrednie. 
- Mamo, on mi grozi – stwierdził Rahul robiąc minę rozłoszczonego dziecka, a Nandini tylko roześmiała się i przyciągnęła syna do siebie, czyli rodzina powiększona. 
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. Mamusia powiedziała, że dostane twój pokój – rzekł Deimon, a po kilku sekundach roześmiał się czując jak łokieć czarnowłosego wbija mu się pod żebra. 
- Gorzej niż małe dzieci. 
Jak na komendę uśmiechnęli się promiennie do kobiety. 
- Czarusie. Chodźcie, bo czas na obiad. 
Nie czekając na nich wyszła z pokoju jakby specjalnie dając im czas na rozmowę. 
- Dziękuję. 
- Za co? 
- Dzięki tobie w jej uśmiechu znów jest pełnia radości, a oczy nie skrywają smutku. Śmierć Miszry była najgorszą rzeczą jaka ją spotkała. 
- A ty nie masz nic przeciwko temu? 
- Że chce, abyś stał się jej synem – powiedział i pokręcił przecząco głową.- Miszra był moim bratem i ty też w jakiś sposób nim jesteś. 
- Zawsze dziwiła mnie potęga więzi rodzinnych w waszej kulturze. 
- Tak dla hindusów rodzina jest święta i nierozerwalna, a więc witaj w rodzince, braciszku i uważaj, bo nie będzie tak sielankowo. 
- Uuu zaczynam się bać. A co takiego masz w zanadrzu? 
Ze śmiechem odsunął się od drugiego mężczyzny na bezpieczna odległość. 
- Na razie nic, ponieważ muszę doprowadzić interesy do końca, ale później. 
- Interesy to może mógłbym pomóc? 
- Jeśli masz możliwość wywalczenia dla mnie zezwoleń na otwarcie tu filii mojej firmy to proszę bardzo. Czarodzieje są uparci i boją się konkurencji. 
- Nie ma sprawy załatwione – rzekł i uśmiechnął się widząc jak Rahul unosi brew w zdziwieniu.- Jestem szefem grupy W. Na stratę naszych funduszy Ministerstwo nie może sobie pozwolić. Za dużo firm kontrolujemy. 
Obaj wybuchnęli śmiechem. 
- Swoja drogą ciekawe co by zrobił Minister wiedząc, że to ty kontrolujesz tą firmę. Jednak teraz najbardziej zastanawiam się co zrobi Tom, gdy dowie się o naszym pobycie tu. 
- Więc wiesz! 
- Tak - odparł.- Od dawna, ale pewnie sądziłeś inaczej, gdy przedstawiłem ci się pełnym nazwiskiem. Cóż, nie używam go często, ale chciałem żebyś wiedział z kim masz do czynienia. Żebyś miał wybór czy chcesz ze mną rozmawiać czy też nie. Szczerze obawiałem się, że odprawisz mnie z kwitkiem albo będziesz się zachowywał z dystansem. Mile mnie zaskoczyłeś. 
- Dzieci nie są odpowiedzialne za czyny swych rodziców i głupotą byłoby z mojej strony spisywać cię na straty tylko dlatego. 
- Tak, jesteś podobny do swojego ojca, gdyż on zareagował tak samo – w głosie starszego mężczyzny pojawił się ból. 
- Chyba powinniśmy już iść do mamy – stwierdził uśmiechając się figlarnie.- Zbieraj się czy mam ci przynieść laskę w końcu starość nie radość, bracie. 
- Ja ci dam starość. 
Deimon zrobił unik przed klątwą zmierzającą prosto w niego i ze śmiechem pobiegł do drzwi. - Przykro mi, ale to już nie ten refleks co za czasów młodości, kolego – oświadczył i zanim ten rzucił w niego kolejną klątwę zatrzasnął drzwi kierując się przeczuciem ruszył do jadalni gdzie czekała na nich Nandini. To spotkanie przebiegło jeszcze pomyślniej niż sądził. 

HP I Historia PradawnychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz