Od czasu imprezy w „Czerwonej Róży” upłynęło parę dni i jak Deimon podejrzewał Albus Dumbledore na razie ukrywał przed wszystkimi zmianę danych osobowych młodzieńca, a że w Ministerstwie Magii panował bałagan to prasa nie dała rady wywęszyć tej historii. W końcu po kilku rozmowach z Nemi postanowił poigrać z Voldemortem. Napisał list do niego, lecz nie miał pomysłu jak go dostarczyć, gdyż szkoda mu było sowy. Kiedy zobaczył Dracona wchodzącego do salonu wpadł mu do głowy pomysł godny samego Lucyfera, aby wykorzystać panią Malfoy i jednocześnie podnieść status Lucjusza jako szpiega w szeregach Zakonu Feniksa.
Następnego dnia pojawił się w salonie Malfoy Mansion*, a dzięki koncentracji wyczuł, iż poszukiwana osoba znajduje się w salonie i po kilku sekundach płynnym krokiem skierował się do tego pomieszczenia. Przekraczając próg dostrzegł panią domu siedzącą na kanapie i przeglądającą jakąś gazetę.
-Witam! – Rzekł, aby zwrócić jej uwagę, a gdy lekko podskoczyła kontynuował.- Nazywam się Angelus Deimon Vinyolonde Merweredo i może pani nie wiedzieć kim jestem, ale Voldemort będzie wiedział. Dlatego mam do pani prośbę, jednak pozostaje pytanie czy zgodzi się tak zacna kobieta je wykonać?
-Może najpierw, pan, wytłumaczy o co chodzi – odparła dostojnie, ale widział jak spięła się, gdy powiedział jego imię.
-Chodzi o zwykły list zapieczętowany magią, aby tylko adresat był w stanie go otworzyć.
-Co w nim jest?
Spojrzał na nią swoimi zielonymi oczami hipnotyzując ją i dopiero po chwili odezwał się.
-Zostaniesz za to wynagrodzona przez Czarnego Pana, – jego głos był niczym aksamit, z którego powstały jej szaty lub elfia pieśń – a nawet może uzna cię za najwierniejszą spośród wszystkich Śmierciożerców.
-Dla mojego Czarnego Pana zrobię wszystko i dostarczę mu twój list.
-Zarówno ja, jak i on później jesteśmy ci wdzięczni – powiedział podając jej list, a jednocześnie dalej spoglądając jej w oczy.- Wybacz piękna niewiasto, lecz muszę już się oddalić. Do zobaczenia!
-Żegnaj! – Odpowiedziała po chwili, ale jej słowa skierowane były w próżnie. Schowała zapieczętowany pergamin i wróciła do dawnego zajęcia.Zadowolony Deimon przeniósł się do siedziby Grupy W mieszczącej się w Oslo. Zajął się papierkową robotą, gdyż później umówiony był z Nemi i młodym Malfoy’em w jednej z restauracji. Nie przejmował się wiadomością oddaną Narcyzie, gdyż wiedział, że adresat dostanie go.
Lord Voldemort zwołał zebranie Wewnętrznego Kręgu. W ciągu kilkunastu sekund zaczęli pojawiać się jego słudzy, a kiedy wszyscy przybyli przemówił głosem zimnym i pozbawionym jakichkolwiek uczuć.
-Witajcie, moi wierni Śmierciożercy! Wezwałem was, gdyż pora zacząć działać. Jutro zaatakujecie Pokątną...
-Panie, wybacz, że ci przerywam...
-Ja nigdy nie wybaczam. Crucio!
Klątwa uderzyła niespodziewającą się tego kobietę, która upadła na ziemię wijąc się z bólu i jednocześnie krzycząc. Po kilku długich minutach przerwał jej działanie patrząc jak ciało jeszcze dygocze.
-Mów czego chcesz, Narcyzo – powiedział po kilku sekundach.- Radzę ci, aby to było coś ważne, gdyż inaczej zapłacisz za to drogo.
-P... Panie, dzięki ci za łaskę – wychrypiała.- D... Dzisiaj odwiedził mnie pewien mężczyzna i wręczył ten oto – wyciągnęła go z szaty – list, abym oddała ci go.
Jednym zdecydowanym ruchem różdżki przywołał pergamin do siebie, aby po chwili zagłębić się w jego treści. Brzmiał on:Drogi Tomusiu,
Nie wiem czy jakiś twój psidwak z Ministerstwa Magii doniósł ci, iż zmieniłem nazwisko i od kilku dni nazywam się Angelus Deimon Vinyolonde Merweredo, a nie jak dawniej Harry James Potter. Pisząc ten list chcę cię poinformować, abyś nie czuł się opuszczony, pominięty oraz obrażony.Twój stary przyjaciel,
Angelus Deimon Vinyolonde MerweredoPS. Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
W miarę jak zmierzał ku końcowi jego czerwone gadzie ślepia nabierały coraz większego błysku wściekłości, a twarz wykrzywiał grymas niedowierzania.
- Crucio! - Wrzasnął wskazując różdżką pochyloną w pokłonie kobietę.
Znowu przez kilka minut trzymał zaklęcie, jakby to przynosiło mu ukojenie, lecz w końcu przerwał działanie klątwy.
- Dwie rundy dla niej za to co zrobiła – wydał rozkaz z zimnym uśmiechem na ustach.- Poza tobą Lucjuszu, podejdź.
Jak sobie życzysz, Panie.
- Wiesz coś o tym? – Zapytał podając mu pergamin, a gdy blondyn czytał tym bardziej bladł.- Pytałem się o coś.
- Tak, Panie – odparł normalnym głosem, choć w środku był zdenerwowany.- Na zebraniu Zakonu Feniksa, które odbyło się trzydziestego pierwszego lipca Dumbledore ogłosił, iż Harry Potter naprawdę nazywa się inaczej i jest synem Miszry Vinyolonde.
- Malfoy, czemu dowiaduję się dopiero teraz? – Warknął wyraźnie wściekły.
- Panie, nie miałem jak cię zawiadomić, a poza tym chciałem coś więcej wyciągnąć z Severusa.
- A sowa? – Powiedział aksamitny, a to nie wróżyło zbyt dobrze dla mężczyzny.- I co do tego ma Snape?
- On jest jego opiekunem prawnym.
- Ten zdrajca... nie jeszcze mi się przyda – rzekł sam do siebie obecność sługi i przyglądając się torturą.- Niech żyje, bo jeszcze może się przydać jako źródło informacji.
- Mój syn przebywa w domu Mistrza Eliksirów razem z nimi, a ja odwiedzając ich dowiedziałem się, że to prawda. Dodatkowo zabezpieczyli jakoś dom i nikt bez pozwolenia tam nie wejdzie.
- Dobrze, ale to wciąż za mało. Jednak jak na początek bardzo dobrze, a teraz pokaż mi Znak.
Blondyn wykonał polecenie i czekał obserwując jak Lord Voldemort dotyka różdżką swojego symbolu. Po kilku sekundach poczuł ból palący w miejscu gdzie został kiedyś wykonany tatuaż, lecz szybko on minął.
- Od dzisiaj z ważnymi informacjami możesz przybywać bez wezwania, Lucjuszu, ale to ma być naprawdę coś ważnego inaczej...
- Będzie jak sobie życzysz, Panie.
- Teraz mam dla ciebie zadanie specjalne - powiedział jeszcze do niego, a potem zwrócił się do wszystkich:- Wystarczy już jej, bo więcej nie wytrzyma. Zabij ją, aby udowodnić jak bardzo jesteś mi wierny.
Wszyscy odsunęli się od niej, aby dać mu podejść. Zobaczył wymęczone torturami ciało własnej żony, jednak jego dłoń nawet nie zadrżała, gdy podnosił różdżkę do góry.
- Avada Kedavra!
Patrzył jak klątwa uderzyła w nią, a jej ciało opuszcza dusza. Czuł, że w końcu jest wolny jednak nie okazał zbytniego zadowolenia. „Kolejny fanatyczka ginie z rozkazu swego władcy.”
- Brawo, Lucjuszu! – Oświadczył zadowolony Czarny Pan, aby zaraz wybuchnąć zimnym, okrutny śmiechem.- Ten list zmienił trochę moje plany i dlatego teraz zaatakujecie szlamę Granger i jej rodzinę. Nikt ma nie przeżyć, a zajmą się tym Jugson, Gibbon, Rosier, Travers oraz Carrows. Reszta może odejść. Malfoy zostań.
- Jak sobie życzysz, Panie.
- Zabierz ciało żony do domu i zostaw ją – rzekł do niego.- Masz znaleźć ją dwie godziny później. Zrozumiano?!
- Tak, Mistrzu.
Ruchem dłoni dał blondynowi znak, iż może zabrać ciało i znikać.
