~7~

3K 121 17
                                    

Rozdział 7 

Deimon rozsiadł się wygodnie i pogrążył w rozmyślaniach nad tym co Tom może chcieć od Śmierciozerców. Rozmyślania przerwało mu jednak pojawieniem się skrzata domowego. 
- Za pozwoleniem, sir, ktoś chce z panem rozmawiać. Czy mam go wpuścić? 
Zdziwiło go to niezmiernie, gdyż nikt oprócz zaufanych piesków Dumbledore’a oraz Wyklętych nie wiedział gdzie przebywa. „Kto może wiedzieć o moim pobycie tu?” 
- Czy ten ktoś się przedstawił? 
- Nie, sir – zapiszczał wyraźnie zdenerwowany i rozglądał się nerwowo. 

Porozmawiaj z nim to Mordimer Madderdin. 

„Twoje słowo rozkazem głosiku” – odparł mu Deimon uśmiechając się do siebie. „Może i słyszenie głosów oznacza chorobę psychiczną, ale ja nie mam nic przeciwko niej dopóki tak dobrze mi służy.” 
- Wpuść go i przynieś nam po kieliszku wina. 
- Oczywiście, sir. 
Deimon ponownie zajął miejsce w fotelu ustawionym tyłem do drzwi i już po chwili usłyszał kroki gościa, który na chwile zatrzymał się przed drzwiami do salonu jakby się zastanawiając czy nie odejść. Po chwili jednak zdecydowanie nacisnął klamkę, a drzwi otworzyły się cicho. Młody Merweredo wstał, aby przywitać gościa. Pierwsze co dostrzegł to całkiem białe oczy ślepca, a gdy przyjrzał się zaintrygowany to stwierdził, że są prawie tak samo wysocy. Jego srebrne włosy sięgały do pasa, co stanowiło niezwykłe połączenie z bardzo bladą cerą. Deimon przyjrzał mu się dokładniej i był pewny, że przed nim stoi wampir, choć na wampirze standardy był on młody. „Tak, to aura cię zdradziła” - pomyślał. „Ciekawe.” Mężczyzna przechylił głowę na prawo jakby nasłuchując. 
- Witam pana. 
Mężczyzn drgnął słysząc głos Deimona tak blisko siebie. 
- Nie usłyszałem jak pan do mnie podchodzi – a w jego głosie pobrzmiewała nuta zaskoczenia i niedowierzania, jednak niezbyt zdziwiło to młodzieńca. „Wampiry mają w końcu wyczulone zmysły, a on dodatkowo jako ślepiec musi jeszcze bardziej polegać na słuchu.” 
- I nie usłyszy pan – powiedział spokojnie, a po kilki sekundach dodał:- Nikt ich nie słyszy. 
- Jednak mi nigdy nic takiego się nie zdarzyło. 
- Nie wątpię, panie Madderdin. 
Zabawne jak zareagował na dźwięk własnego nazwiska.” 
- Skąd? 
- Powiedzmy, że pewien głosik coś mi szepnął, lecz gdzie podziały się moje maniery. Może pan usiądzie – rzekł delikatnie biorąc go za ramię i prowadząc do fotela, który wcześniej zajmował Severus. 
Zrobił to choć był pewny, że mężczyzna doskonale poradziłby sobie sam. Kiedy sam zajął miejsce w salonie pojawił się skrzat z dwoma lampkami wina, a gdy już obaj rozkoszowali się ciepłem kominka w ten letni, acz mroźny dzień. Deimon postanowił się wreszcie dowiedzieć się co sprowadza tego mężczyznę tu i dlaczego głos chciał, aby z nim porozmawiał. 
- Więc co pana tu sprowadza? 
- Najprościej mówiąc to ty. 
Deimon roześmiał się. 
- Więc poproszę o tą trudniejszą wersje. 
- Chciałem cię poznać od kiedy Tengel powiedział mi o tobie i nie mogłem sobie darować tej przyjemności. 
- Tengel? 
„Tak to wiele wyjaśnia” - pomyślał. 
- Tak – odparł wampir uśmiechając się.- Znałem twojego dziadka, a teraz pragnąłem poznać jego wnuka zwłaszcza, że podobno jesteś do niego podobny. 
- Podobno – stwierdził z filozoficzną nutą w głosie.- Choć więcej we mnie jest z ojca. 
- Ah, tak. Będę miał czas, aby się przekonać jak naprawdę jest. 
- Doprawdy? 
„Co ten człowiek planuje. Bawi mnie ta rozmowa, bo wiem, że on stara się przez cały czas wzbudzić we mnie coś więcej niż to chłodne zainteresowanie tak dobrze słyszalne w mym głosie. 
- W tym roku będę uczył w Hogwarcie teorii Mrocznej magii, choć może lepiej jej filozofii. 
- Czyli naprawdę będzie dużo czasu, aby się poznać i jednocześnie cieszy mnie to. Nie wiedziałem, że w Hogwarcie będą uczyć hmm filozofii czarnej magii – powiedział obserwując jak twarz Mordimera przybiera pogardliwy wyraz. 
– Zarządzenie dyrektora, ale nie powiem, że mi to przeszkadza. Jest wręcz przeciwnie zwłaszcza, iż posadę nauczyciela obrony objął niejaki Remus Lupin. 
- Remus? – Zapytał lekko zdziwiony Deimon, lecz z lekkim uśmiechem. „Dobra wiadomość, że to on będzie uczył dzieciaki, bo przynajmniej się czegoś nauczą.” 
- Znasz go? 
- Tak, jest dobrym czarodziejem – powiedział Deimon, a po kilku sekundach dodał:- Poza tym to wilkołak, a przez to ma ograniczoną swobodę działania. 
- Mam nadzieję, - rzekł - bo młodzieży przyda się ktoś znający się na tym. Jednak na uprzedzenia w magicznym świecie nic nie poradzimy. Miło się z tobą gawędzi, lecz na mnie już czas. 
- Szkoda – powiedział zdziwiony swoją szczerością. 
„Choć ta rozmowa wydaje się nudna jak flaki z olejem to jednak wiem, że gdybym tak jeszcze trochę popracował nad nim to mogło by się skończyć bardzo ciekawie.” 
- W takim razie odprowadzę pana. 
Nenisz wstał i wolno zmierzał do wyjścia, a Deimon podążał zaraz za nim niczym cień. Mężczyzn nagle zatrzymał się i gdyby nie doskonały refleks młodego Merweredo prawdopodobnie wpadły on na mężczyznę, który teraz stał nasłuchując jego kroków. 
- Idziesz? 
Młodzieniec na początku nie zrozumiał tego pytania w końcu przez cały czas... „Zapomniałem, iż on nie słyszy moich kroków.” Wielokrotnie mu mówiono, że porusza się nawet ciszej niż kot. 
- Tak idę jednak radziłbym nie starać się usłyszeć moich kroków, bo to i tak się nie uda. 
- Chyba masz rację, ale muszę przyznać, że jest to dość dziwna odmiana dla mnie –rzekł uśmiechając się łobuzersko.– Wielka szkoda, bo miałem ochotę przeprowadzić z tobą pojedynek na miecze, lecz w tych okolicznościach stanowiło by to samobójstwo, a do tego mi daleko. Niedługo porozmawiamy ponownie. 
- Mam nadzieje. Do widzenia. 
- Powinieneś raczej powiedzieć: do zobaczenia. 
Mężczyzna znikną niespodziewanie, a w miejscu tamtym miejscu pojawiła się struga dymu. 
- Jestem pewny, że odbędziemy jeszcze nie jedną rozmowę. 
Nagle w głowie Deimona zapaliła się alarmująca lampka, że coś odbyło się inaczej niż zwykle 

HP I Historia PradawnychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz