Rozdział 4

2.7K 232 638
                                    

*Ethan

– Gdzie idziesz? – usłyszałem senne mruknięcie, gdy wciągałem na siebie czarne spodnie.

Odwróciłem się w stronę dziewczyny i uśmiechnąłem się pod nosem na widok jej rozczochranych włosów.

Siedziała na łóżku ciasno opatulona kołdrą i bezczelnie gapiła się na mój tors.

– Do Nathaniela. Ktoś w końcu musi wyciągnąć go z tej pieczary – westchnąłem teatralnie i wyciągnąłem z szafy białą koszulkę.

– Taaa... – Dziewczyna zaczesała włosy do tyłu i wyciągnęła rękę w moją stronę. – Podasz mi jakąś swoją koszulkę?

Rzuciłem jej rozbawione spojrzenie.

– Kochanie, masz szafę pełną ubrań i jeszcze mi podkradasz? – prychnąłem.

– Są wygodne. – Wzruszyła ramionami, patrząc na mnie wyczekująco.

– Mały pasożyt – wymamrotałem, podając jej ubranie i przyglądając się jej uważnie.

– Pasożyt? Sugerujesz, że nie ma ze mnie pożytku? – prychnęła, naciągając materiał przez głowę.

Pochyliłem się i pocałowałem ją krótko, posyłając jej szeroki uśmiech.

– Jeden pożytek jest – mruknąłem, na co ona się zarumieniła. – Co będziesz robić beze mnie? – Usiadłem na krańcu materaca i zacząłem wkładać buty. Gdy tylko się pochyliłem, poczułem ciężar na plecach i ręce oplatające moją szyję.

– Pójdę być pożyteczna dla kogoś innego – burknęła, a ja się automatycznie skrzywiłem.

– Nawet tak nie żartuj.

– Może odwiedzę Gabriela? Chłopak ma potencjał... – kontynuowała niezrażona.

– Dobra już, dobra, przepraszam! – burknąłem. Jej klatka piersiowa ciasno przylegała do moich pleców, dlatego bez problemu mogłem wyczuć, jak elfka się śmieje. Chwilę później pocałowała mnie lekko w kark i odsunęła się.

– Pójdę do Zoe. Będzie się nudziła, skoro ukradniesz jej Natha – rzuciła wesoło.

– Plotki? – spytałem obojętnie, chowając sztylet do cholewy buta.

– Być może... – Uśmiechnęła się chytrze. – Weźmiemy jeszcze Megan i Kheo do towarzystwa, będzie fajnie! – Klasnęła w dłonie z entuzjazmem, a ja jęknąłem cicho pod nosem.

– Nie będę wnikał. – Rozejrzałem się szybko dookoła i upewniwszy się, że wszystko wziąłem, podszedłem do Ann. Przyciągnąłem ją do siebie, ignorując, że ma na sobie tylko moją koszulkę i złączyłem nasze usta w czułym pocałunku.

Uśmiechnęła się lekko i odwzajemniła go, głaszcząc mój kark.

– Bawcie się dobrze – mruknęła i cmoknęła mnie w nos, stając na palcach.

– Oj będziemy. – Puściłem jej oko i czochrając ją szybko po głowie, wyszedłem z pokoju.

Strażnicy przy drzwiach odsunęli się o krok i skinęli z szacunkiem głowami. Westchnąłem cicho, przywitałem się z nimi krótko i ruszyłem do gabinetu Nathaniela.

Nie miałem pojęcia na kij nam ta straż, skoro bezpośrednio w zamku nic nam nie zagraża. Zresztą, nawet jeśli, to ja i Ann bez problemu poradzilibyśmy sobie z intruzami.

Nasz kochany król jednak się uparł i nikt nie miał prawa podważać jego decyzji. Nawet mój urok osobisty nie odwiódł go od tego pomysłu.

Szedłem żwawo przez korytarz, od czasu do czasu witając się ze starymi znajomymi i wymieniając z nimi parę zdań.

Córka słońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz