Rozdział 6

2.3K 221 476
                                    

*Nathaniel

Kiwnąłem głową już chyba po raz setny w ciągu godziny. Wpatrywałem się ze znużeniem w mężczyznę stojącego przede mną, który trzymał w dłoniach swój wymiętolony kapelusik.

– Przykro mi, naprawdę. Niech się pan jutro zgłosi do mojego zarządcy. Będzie przydzielał odpowiednie racje poszkodowanym rodzinom – powtórzyłem po raz kolejny formułkę, którą klepałem od kilku dobrych dni.

– Dziękuję, panie. – Brodaty mężczyzna skłonił się nisko i wyszedł z sali. Zmęczony zerknąłem na Jacoba, który pełnił teraz rolę mojej prawej ręki. – Dużo ich jeszcze zostało?

– Ostatnia osoba. – Uśmiechnął się pocieszająco.

Kiwnąłem głową i chłopak otworzył drzwi, wpuszczając do środka młodą blondynkę. Uniosłem lekko brwi, a mój humor się nieco poprawił.

– Wasza wysokość... – wymamrotała, rumieniąc się lekko i wbijając swoje szare spojrzenie w podłogę. Ze spuszczoną głową dygnęła nisko, a ruch ten był wykonany z taką gracją, że wiele szlachcianek mogłoby się powstydzić.

Uśmiechnąłem się pod nosem na ten widok i wstałem. Podszedłem do dziewczyny i skinąłem jej głową.

– Lucinda, prawda? – spytałem miękko, przekrzywiając na bok głowę.Oczywiście pamiętałem, jak ma na imię, ale chciałem jakoś zacząć rozmowę.

Sporo o niej myślałem przez ostatnie trzy dni. Ta istotka zaintrygowała mnie wystarczająco, bym za każdym razem, gdy kładłem się spać, widział jej wielkie oczy i zadarty nosek.

– Tak, wasza wysokość – odpowiedziała od razu. – Ale wolę Lucy – dodała, a po sekundzie chyba uświadomiła sobie swój nietakt, bo zarumieniała się jeszcze bardziej. – Przepraszam, nie chodziło mi o... – zaczęła się tłumaczyć, ale jej przerwałem.

– Miło cię znowu widzieć, Lucy – zaśmiałem się cicho. – Z czym do mnie przychodzisz?

Dziewczyna odgarnęła włosy za ucho i potarła niepewnie ramię. Ubrana była w skromną, błękitną sukienkę do kolan. Musiałem przyznać, że wyglądała uroczo...

– Zapewne słyszałeś już to dzisiaj wiele razy, panie... – zaczęła, a ja uśmiechnąłem się do niej zachęcająco. Westchnęła i kontynuowała: – Nasze dochody z uprawy roli zmalały pięciokrotnie od zeszłego roku, a teraz znajdujemy martwe bydło w zagrodzie. Już teraz widać, że za nic nie damy rady się z tego wygrzebać.

Westchnąłem cicho, przeczesując palcami włosy. Od kilku dni przyjmowałem podobne skargi, więc dziewczyna wcale mnie nie zaskoczyła. Odbyło się całkiem sporo narad na temat stworów wybijających po nocach wszystko, co się rusza. Nikt nie był w stanie stwierdzić, skąd one właściwie się wzięły. Niektórzy uważają, że przyciągnął je rozlew krwi, który miał miejsce niedługo po moim odejściu. Część zaś twierdzi, że to obecność Mrocznego Feniksa je tu zwabiła. Niestety obie wersje były tylko domysłami i nie wskazywały rozwiązania problemu.

– Rozumiem – mruknąłem. – Co tydzień mój zarządca rozdaje odpowiednie racje żywnościowe dla poszkodowanych rodzin. Zgłoś się razem z resztą. – Uśmiechnąłem się lekko, choć tak naprawdę wcale nie było mi do śmiechu.

Powoli zbliżała się zima, a zapasy żywności nieubłaganie malały z każdym tygodniem. Nie było wątpliwości, że sporo osób nie dożyje wiosny, chyba że znajdziemy jakieś rozwiązanie.

W myślach już widziałem reakcję arystokracji na wieść, że będą musieli odstąpić część swoich dóbr na rzecz bardziej potrzebujących.

Córka słońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz