Rozdział 24

1.8K 185 298
                                    

*Megan

Ze snu wyrwał mnie zimny dreszcz, który przebiegł po moim kręgosłupie. Wzdrygnęłam się lekko i rozejrzałam szybko dookoła. Niebo zaczynało już szarzeć, a temperatura powoli rosła.

Nie dostrzegłszy zagrożenia, zerknęłam w dół i uśmiechnęłam się pod nosem. Wplotłam palce w białą czuprynę i podrapałam chłopaka po głowie. Między jego brwiami pojawiła się drobna zmarszczka. Wymamrotał coś cicho pod nosem i spał dalej.

Biedaczek musiał być naprawdę zmęczony, gdyż podczas wczorajszej rozmowy zasnął na siedząco z poróżkiem na udach. Nie obudził się nawet wtedy, gdy pociągnęłam go delikatnie na ziemię.

Poprawiłam się ostrożnie pod nim, próbując choć trochę rozprostować zastałe kości. Spanie na siedząco było głupim pomysłem i mój kręgosłup z pewnością by to potwierdził, gdyby tylko mógł. Jasne, mogłam się położyć, ale...

Jeszcze raz zerknęłam na Gabriela i westchnęłam cicho. Jak to możliwe, że coraz częściej przyłapywałam się na myśleniu o tym gburowatym magu, który wszystko wiedział najlepiej?

Na jego brzuchu leżała wygodnie futrzasta kulka pogrążona we śnie, strzygąc od czasu do czasu króliczymi uszami. Miałam jakieś takie dziwne przeczucie, że koniec końców zwierzak zostanie z chłopakiem, nie ze mną. O ile tylko duma pozwoli mu go wziąć do siebie...

Pogrążona we własnych myślach przeoczyłam moment, w którym Gabriel otworzył oczy i dalej bawiłam się jego włosami. Dopiero ciche chrząknięcie przywołało mnie z powrotem do rzeczywistości.

Czarne jak węgiel oczy przyglądały mi się z ciekawością, a ja nie mogłam odwrócić od nich wzroku.

– Od dawna nie śpisz? – spytał cicho lekko schrypniętym głosem. Dobrze, że siedziałam, bo czułam, jak mi kolana miękną...

– Kilka minut, może troszkę dłużej – wybąkałam, modląc się do wszystkich bogów, żeby na moje policzki nie wypełzł zdradziecki rumieniec.

Chłopak westchnął cicho i przez chwilę myślałam, że się odsunie, bo przeważnie unikał bliskości, jednak ku memu zdziwieniu on tylko przymknął powieki i leżał spokojnie dalej.

Oczywiście skorzystałam z okazji i chłonęłam każdy najmniejszy detal jego twarzy, szukając choć drobnej niedoskonałości, która mogłaby mnie do niego zniechęcić.

Długie, czarne rzęsy rzucały cień na jego wydatne kości policzkowe, a usta aż się prosiły, żeby je pocałować.

Lekko zadarty nos, zamiast ujmować mu urody, nadawał mu wyglądu takiego pyskatego łobuza, którym zresztą był w rzeczywistości.

Nawet włosy, które zdążyły już zmatowieć od wszechobecnego piachu i kurzu, wyglądały na nim perfekcyjnie.

– Megan... Gapisz się – wymamrotał, nie otwierając oczu, a ja spaliłam buraka.

– Przepraszam, po prostu jesteś... – W porę ugryzłam się w język, ale i tak palnęłam o trzy słowa za dużo.

– Jestem? – W jego głosie brzmiała nutka ciekawości, co znaczyło, że tak łatwo nie odpuści.

– Jesteś. – Odwróciłam wzrok z nadzieją, że skoro ja go nie widzę, to on mnie też, a wtedy nie będę musiała mu się tłumaczyć.

– Jaki?

Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że mogłabym go po prostu zepchnąć, wstać i pójść gdzieś rzekomo za potrzebą, unikając w ten sposób żenującej rozmowy, i chociaż mózg mi podpowiadał, że to świetny pomysł, cała reszta się sprzeciwiała.

Córka słońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz