Rozdział 10

2.3K 201 550
                                    

*Alec

Obudziłem się wyspany po wsze czasy. Nawet fakt, że spędziłem noc na twardej ziemi, nie był w stanie zepsuć mi nastroju. Usiadłem i przeciągnąłem się, dopóki nie usłyszałem, jak kości mi strzelają.

Od razu lepiej.

Rozejrzałem się wokół siebie i uniosłem lekko brwi, zerkając na dwójkę moich towarzyszy.

Megan spała wygodnie owinięta ciasno w koc, a Gabriel służył jej za poduszkę. Chłopak obejmował luźno brunetkę w pasie i tak jak dziewczyna, w ogóle nie kontaktował z rzeczywistością.

Przyglądałem im się jeszcze chwilę, aż doszedłem do wniosku, że byłaby z nich ciekawa para. Szkoda tylko, że Gabriel był cyniczny, arogancki i gburowaty. Niezbyt pasował mi do ciepłej i otwartej dziewczyny, którą była Meg.

Wstałem i cicho skierowałem się w głąb lasu, by załatwić swoje potrzeby. Nad rzeką szybko się jeszcze przemyłem i już miałem wracać do obozu, gdy usłyszałem szmer liści tuż za mną. Obróciłem się i odruchowo sięgnąłem ręką do pasa, gdy uświadomiłem sobie, że zostawiłem broń w obozie.

Zakląłem cicho pod nosem i napiąłem mięśnie, czujnie nasłuchując. Może to było tylko jakieś zwierzę, a ja niepotrzebnie panikowałem? Powoli zacząłem się cofać, wciąż wpatrując się w drzewa przede mną, gdy wtem poczułem, jak czyjaś dłoń zaciska się mocno na moim barku.

Szarpnąłem ręką i spróbowałem wbić łokieć w żebra napastnika, jednak ten szybko odskoczył.

– Gdybym chciała cię zabić, leżałbyś już martwy – prychnęła Kheo, mierząc mnie spojrzeniem.

– Uważasz, że to było zabawne? – Skrzywiłem się lekko i rzuciłem niepewne spojrzenie w stronę drzew.

– Nie – zaprzeczyła spokojnie. – Myślałam, że będziesz wiedział, że to ja – mruknęła. – Chodź. – Machnęła na mnie ręką i poprowadziła w kierunku, z którego wcześniej dobiegł mnie szelest.

– To byłaś ty? – spytałem, idąc posłusznie za nią.

– To, czyli co? – Zerknęła na mnie przez ramię, wiążąc jednocześnie brązowe włosy w ciasnego warkocza.

– Ten hałas – wymamrotałem, drapiąc się po karku. Dziwnie się czułem bez chociażby głupiego noża pod ręką. Byłem praktycznie bezbronny.

– Czy wyglądam na kogoś, kto hałasuje? – prychnęła i przyspieszyła nieco, klucząc zwinnie między drzewami. Zmarszczyłem lekko brwi i po chwili zauważyłem, że dziewczyna faktycznie porusza się praktycznie bezszelestnie.

– Gdzie idziemy? – zadałem kolejne pytanie, rozglądając się na boki. Już dawno straciłem orientację.

– Dużo gadasz – westchnęła. – Chcę ci coś pokazać.

– A co? – Przechyliłem głowę, wbijając ciekawski wzrok w jej plecy. Nic też nie mogłem poradzić na to, że zjeżdżał on czasami nieco niżej...

– Gówno – burknęła, omijając mrowisko szerokim łukiem. – Jak dojdziemy, to zobaczysz.

– Jesteś – urwałem na chwilę, nie chcąc powiedzieć czegoś nieodpowiedniego – niezbyt przyjemna – dokończyłem, prawie potykając się o korzeń na mojej drodze.

Dziewczyna zaśmiała się niewesoło.

– A ty zbyt delikatny. Nawet nie umiesz mi powiedzieć, że jestem wredna i oschła – prycha.

– Po prostu liczę się z uczuciami innych – burknąłem pod nosem.

W odpowiedzi usłyszałem tylko ciche mamrotanie, ale nie byłem w stanie odróżnić słów. Wpatrywałem się zamyślony w warkocz dziewczyny, który kołysał się leniwie na boki, gdy nagle zderzyłem się z jej plecami.

Córka słońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz