Rozdział 23

2K 186 155
                                    

*Gabriel

Dzień po próbie Kheo, gdy dziewczyna doszła do siebie, opuściliśmy obozowisko ludu Naori.

Podczas gdy Megan zajmowała się przez całą dobę koleżanką, a Alec pilnował młodego maga, ja powypytywałem co nieco o cel naszej podróży.

Jak się okazało, świątynia Córki Słońca znajdowała się stosunkowo blisko od miejsca, w którym byliśmy.

Nkosazana wyjaśniła mi, że moc półbogini zapoczątkowała życie na tym pustkowiu i to dzięki niej rosną tu jakiekolwiek drzewa i przepływa rzeka.

Magia ta działa na pewnym obszarze wokół świątyni i podobno łatwo można było poznać, gdzie kończą się jej wpływy.

Krok za krokiem przemierzaliśmy gorące piaski pustyni. Konie zostały w obozie pod dobrą opieką jakiejś miłej kobiety.

– Jak myślicie, jaka ona jest? – spytał w którymś momencie Alec, przerywając przyjemną ciszę.

Udałem, że nie usłyszałem pytania i szedłem spokojnie dalej, toteż odpowiedzi udzieliła Megan.

A któż by inny...?

– W książkach piszą o niej same dobre rzeczy, więc pewnie nie będzie robiła nam żadnych problemów i chętnie pomoże, o ile da radę – mruknęła, splatając długie, czarne włosy w warkocza.

– Niekoniecznie. – Wszystkie spojrzenia powędrowały do Shade'a. – No bo wiecie... U nas też jest bogini, która ma dbać o to, by przywódcy podejmowali dobre decyzje, ale jeśli zwracasz się do niej o pomoc w sprawach prywatnych, to wpierw trzeba złożyć ofiarę z krwi, a i tak nie zawsze to działa – powiedział szybko chłopak, odgarniając ciemne włosy z oczu.

– Bogowie są kapryśni, lepiej sobie radzić bez nich – wymamrotałem pod nosem.

– A ty wiesz to z własnego z doświadczenia? – parsknęła Kheo. Zgromiłem ją wzrokiem, ale ta tylko wyszczerzyła zęby.

– Żebyś wiedziała – burknąłem. – Wszyscy mają cię w dupie, a gdy robisz coś nie po ich myśli... – urwałem i skupiłem się na drodze.

– To co? – spytała zaczepnie, ale ją zignorowałem.

– Odpuść – usłyszałem cichy głos Megan i o dziwo szatynka nie drążyła już tematu. Te dwie, choć wcale nie wyglądały na dobre koleżanki, dogadywały się jakoś między sobą. Właściwie Meg dogadywała się ze wszystkimi w grupie, podobnie jak Alec.

Najgorsza pora dnia byłą już za nami i słońce powoli kierowało się ku horyzontowi. Co do tego, że zmierzamy w dobrym kierunku, nie było żadnych wątpliwości. Świadczyły o tym coraz liczniejsze i bardziej zróżnicowane gatunki roślin, a nawet zwierząt.

W pewnym momencie usłyszałem cichy pisk. Automatycznie sięgnąłem do noża za paskiem i odwróciłem się do reszty towarzystwa, które podążało za mną, szukając zagrożenia.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to klęcząca, skulona Megan. Zmarszczyłem lekko brwi i podszedłem do dziewczyny. Kucnąłem i potrząsnąłem lekko jej barkiem.

– Ej, wszystko w porządku?

Dziewczyna uniosła głowę, a na jej twarzy widniał szeroki uśmiech.

– Gabrielu, zobacz! – zaświergotała i podniosła nieco dłonie splecione w koszyczek. Zdezorientowany oderwałem wzrok od jej dziwnie błyszczących oczu i zerknąłem w dół.

Brunetka trzymała małą, futrzastą kulkę o długich uszach i z małymi, jelenimi różkami. Zacisnąłem mocniej palce na trzonku noża i czujnie obserwowałem stworzonko.

Córka słońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz