Rozdział 7

2.5K 223 498
                                    

*Gabriel

– Robimy postój! – Alec zatrzymał konia na dosyć sporej polanie.

Rozejrzałem się szybko i uznałem, że to idealne miejsce na odpoczynek.

– Możemy zostać tu na noc. I tak już zmierzcha – mruknąłem.

– Jestem za! – wtrąciła się szybko Megan. – Konie też muszą w końcu odpocząć.

Skinąłem na te słowa głową i zeskoczyłem zgrabnie z wierzchowca. Od trzech dni jechaliśmy przed siebie traktem, prowadzącym przez las. Przez ten czas zupełnie nic się nie zdarzyło.

Robiliśmy krótkie postoje, aby coś zjeść i napoić zwierzęta, po czym jechaliśmy dalej. W nocy zatrzymywaliśmy się na trzy godzinki, by się zdrzemnąć.

Nie szło spać dłużej, gdyż wąska, twarda ścieżka nie była zbyt przyjemnym zamiennikiem łóżka.

– Słyszę rzekę. – Kheo oporządzała właśnie konia i układała starannie swój bagaż na trawie. Jak każdy z nas, nie miała go zbyt wiele.

– Jakieś pięćdziesiąt metrów stąd – mruknąłem, odpinając siodło.

– A ja znowu nic nie słyszę – wymamrotał Alec, który zajął się już swoim koniem i rozkładał średniej wielkości koc na ziemi.

– Bo nie słuchasz – prychnęła szatynka, szykując sobie posłanie.

– Bo nie mam takich wyczulonych zmysłów – sprostował chłopak, posyłając jej szybkie spojrzenie. – Zapomniałaś, że jestem tylko człowiekiem?

– Nawet człowiek usłyszy rzekę z takiej odległości. Po prostu przymknij się na chwilę i posłuchaj. – Uniosła brew, patrząc na niego z politowaniem.

O dziwo szatyn nic nie powiedział, tylko rzeczywiście zaczął nasłuchiwać. Po chwili skinął głową i uśmiechnął się.

– Rzeczywiście, miałaś rację – mruknął, po czym wstał i otrzepał spodnie. – Pójdę po drewno na opał – rzucił i zaszył się między drzewami.

Patrzyłem na niego chwilę zdumiony jego reakcją. Gdyby mi ktoś kazał się przymknąć, z pewnością bym tak tego nie zostawił.

Nagle kątem oka zobaczyłem jakiś ruch i usłyszałem cichy świst, a następnie głuche uderzenie.

Zerknąłem w tamtą stronę. Kheo szła z martwym królikiem w jednej dłoni i zakrwawionym sztyletem w drugiej.

– Przebiegał, to skorzystałam. – Wzruszyła ramionami i rzuciła zwierzaka pod nogi Megan. – Słyszałam, że umiesz gotować...

Brunetka spojrzała w dół i klęknęła, wyciągając zza pasa myśliwski nóż.

Zmarszczyłem lekko brwi, patrząc przez chwilę to na jedną, to na drugą.

– Jeśli nie chcesz, nie musisz tego robić – zwróciłem się do brunetki, a ona uniosła na mnie spojrzenie. Czarne brwi powędrowały odrobinę w górę, a na bladej twarzy błąkał się uśmiech.

– Dlaczego miałabym nie chcieć? Kheo ma rację, umiem gotować. – Wróciła do skórowania królika, a ja podrapałem się po karku, patrząc na nią zdezorientowany.

Relacje międzyludzkie chyba jednak mnie przerastały. Może byłem przewrażliwiony, ale zachowanie szatynki wydało mi się... bezczelne i niekulturalne. Odmówiłbym jej dla zasady.

– Więc... – zacząłem i urwałem, zastanawiając się, co powiedzieć dalej. – Mówiłaś, że znasz dwanaście sposobów na wypatroszenie królika. Który to sposób? – Machnąłem ręką w stronę naszej przyszłej kolacji.

Córka słońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz