Rozdział 8

2.5K 212 283
                                    

*Annael

Uniosłam brwi, wpatrując się w brata z miłym zaskoczeniem.

– Odpuścił sobie i wyszedł? – spytałam po raz kolejny, wciąż nie mogąc w to uwierzyć.

– No przecież mówię. – Wyszczerzył się i odgarnął z oczu popielate włosy. – Przyszła jakaś mała blondyneczka i go porwała. Albo raczej na odwrót... – Zaśmiał się.

– To dobrze, zdecydowanie zbyt dużo czasu spędza na robocie – mruknęłam zadowolona.

Przemierzaliśmy pusty korytarz, znajdujący się piętro pod ziemią. Było tu dosyć chłodno i wilgotno, ale na szczęście nie zalegała tu żadna pleśń i inne paskudztwa.

Jacob otworzył jedne z drzwi, które posiadały specjalne zabezpieczenia. Nieupoważnieni nie mieli szans, by wejść do środka.

Przepuścił mnie przodem. Rozejrzałam się i zamarłam na widok chłopaka stojącego przede mną. W jego złotawych oczach dostrzegłam rozbawienie.

– Nie cieszysz się na mój widok? – parsknął, przyglądając mi się z założonymi na piersi rękoma.

– Co ty tu robisz? – Nie miałam nic przeciwko temu, ale zupełnie się nie spodziewałam.

– Ja go zaprosiłem – wtrącił się Jake. – Szwendał się po korytarzu i narzekał, że się nudzi, to złożyłem mu ofertę nie do odrzucenia. Przyda nam się zmiennokształtny.

Wzruszyłam ramionami i minęłam bruneta, zerkając na stojak z bronią.

– Mała, miecz półtoraręczny to chyba nie twoja bajka – mruknął Damien.

Pokręciłam głową i wyjęłam jeden z nich, po czym podałam go bratu.

– Zdecydowanie nie moja, ale jego owszem – przyznałam. Ćwiczyłam kiedyś walkę takim mieczem. Nie wypadało najgorzej, ale nie byłabym w stanie obronić się przed kimś, kto miałby jakiekolwiek doświadczenie w tej dziedzinie.

Żelastwo było ciężkie i spowalniało tylko ruchy. Siła nie była moją mocną stroną, polegałam na zwinności i sprycie.

Jacob zważył broń w dłoniach i wziął lekki zamach, po czym skinął głową z aprobatą.

– Idealny – skomentował i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu czegoś lżejszego.

Podeszłam do jednej ze ścian, na której zawieszone były różnego rodzaju łuki.

– Nie radzę.

Podskoczyłam lekko w miejscu i obróciłam się na pięcie, patrząc na chłopaka z wyrzutem.

– Czy ty chcesz, żebym padła na zawał? – Podparłam się pod boki i zadarłam głowę, by patrzeć mu prosto w oczy. Typ był naprawdę wysoki, a że stał zaledwie trzy centymetry ode mnie, to czułam się przy nim jak mrówka.

W myślach zganiłam się za to, że dałam mu się podejść. Powinnam była go usłyszeć, ale skubaniec naprawdę ma kocie ruchy.

– Na twoim miejscu darowałbym sobie łuk. Idziemy do tuneli, tam korytarze są krótkie. – Zupełnie zignorował moje pytanie. Patrzył na mnie wyczekująco, a w jego oczach widziałam ciekawość.

– Na tyle krótkie, że nie zdążę wycelować? – spytałam z lekkim powątpiewaniem. Czy tunele pod miastem nie powinny być długie i proste w budowie?

– W pewnym miejscu jest dosyć rozległa siatka krótkich przejść. Średnio co pięć metrów masz jakiś zakręt. Musiałabyś cały czas mierzyć z łuku, a i tak miałabyś problem, gdyby coś wyskoczyło zza rogu – odparł spokojnie.

Córka słońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz