*Gabriel
Siedziałem pod jednym z nielicznych drzew na tym pustkowiu. Szerokie, pokryte grubą warstwą wosku liście, zapewniały cień w najgorętszej porze dnia.
Wolałem unikać używania mocy w celu ochłodzenia się. Ci ludzie i tak uważali mnie za coś bliskiego demonowi, duchowi, czy bogini wie, co tam jeszcze wymyślili. A trzeci raz zębów pokazywać nie będę!
Oparty o szorstki pień, wpatrywałem się w nagą szatynkę siedzącą na skale. Nie było tam nic, co mogłoby dać jej choć trochę schronienia przed słońcem.
Dziewczyna siedziała tam już dobre kilka godzin, bez jedzenia i wody. Nakarmiono i napojono ją tuż przed świtem, a następnie przykuto za kostkę do skały.
Z początku radziła sobie świetnie, a z jej ust nie padło nawet słowo skargi. Teraz jednak, gdy słońce wisiało wysoko na niebie, nie było już tak łatwo.
Szatynka schowała głowę między nogami i oplotła je ciasno rękoma. Jej plecy unosiły się szybko, gdy z trudem łapała oddech, który tylko palił ją od środka. Słyszałem, jak dyszy, a z jej piersi wydobywa się od czasu do czasu cichy warkot lub syk.
Jak każda zdrowa na umyśle istota miała instynkt przetrwania, który kazał jej się ruszyć i znaleźć schronienie przed morderczym upałem.
Przecież wystarczyło, że zmieniłaby się w żmiję i z łatwością mogłaby umknąć między szczeliny w popękanej skale. Mimo to walczyła ze swoją naturą i uparcie siedziała na swoim miejscu.
– Wciąż tu siedzisz? – Megan usiadła obok i spojrzała ze współczuciem na koleżankę. – Biedna Kheo... – szepnęła sama do siebie, marszcząc z niepokojem brwi.
– Wytrzyma. Chyba nie znam drugiej takiej silnej kobiety – wymamrotałem i spojrzałem na brunetkę. – Rozmawiałaś z tym chłopakiem?
– Shadem – skinęła głową – rozmawiałam. Doszedł do siebie i czuje się świetnie.
– Świetnie. Skoro nic mu nie jest, to możemy go tu zostawić. Naori się nim zajmą. – Wróciłem do przeglądania się szatynce. Zauważyłem, że przechyliła lekko głowę, co znaczy, iż przesłuchiwała się naszej rozmowie.
No cóż... To była jedyna rozrywka, na jaką mogła liczyć.
– Gabrielu, wspominałeś coś wcześniej, że jego moc sama go wykończy – zaczęła Meg dziwnym tonem, a ja już wiedziałem, że z tej rozmowy nie wyniknie nic dobrego.
– Mówiłem. I co z tego? – spytałem obojętnie, bo szczerze mówiąc, niezbyt mnie obchodził ten chłopaczek. Zginie prędzej czy później, miał już zmarnowane życie, więc po co miałem się nim przejmować?
– Jesteś magiem. Ponoć świetnym magiem. – Jej głos stał się miękki i jakiś taki... inny. Spojrzałem na nią podejrzliwie, zastanawiając się, co kombinuje. – Dla kogoś takiego jak ty, pomoc temu dzieciakowi to będzie bułka z masłem! Mógłby się od ciebie wiele...
– O nie – przerwałem jej, kręcą głową. – Ty chyba nie myślisz, że mu pomogę opanować moc?
– Dlaczego nie? – Uniosła lekko brwi. – Masz pierwszy stopień, wiedzę teoretyczną i mnóstwo doświadczenia... Jesteś idealny do tej roboty!
– Czy ja ci wyglądam na piromana? – prychnąłem oburzony. – Jeszcze mi gówniarz włosy podpali! Mag czy nie mag, nie potrafię sprawić, aby odrosły.
Brunetka jęknęła cicho i klęknęła przodem do mnie, patrząc mi błagalnie w oczy.
– Gabrielu, tak bardzo cię proszę... Jesteś jego jedyną nadzieją.
CZYTASZ
Córka słońca
FantasyDruga część "Dziedzictwa Feniksa". Prawowity władca objął należne mu miejsce, jednak problemy same się nie rozwiążą. Drzewo Życia nieprzerwanie umiera, a po Antarze wciąż błąkają się kreatury, sprowadzone przez przelew krwi w ciągu ostatnich ki...