Rozdział 21

1.9K 175 293
                                    

*Gabriel

Siedziałem pod jednym z nielicznych drzew na tym pustkowiu. Szerokie, pokryte grubą warstwą wosku liście, zapewniały cień w najgorętszej porze dnia.

Wolałem unikać używania mocy w celu ochłodzenia się. Ci ludzie i tak uważali mnie za coś bliskiego demonowi, duchowi, czy bogini wie, co tam jeszcze wymyślili. A trzeci raz zębów pokazywać nie będę!

Oparty o szorstki pień, wpatrywałem się w nagą szatynkę siedzącą na skale. Nie było tam nic, co mogłoby dać jej choć trochę schronienia przed słońcem.

Dziewczyna siedziała tam już dobre kilka godzin, bez jedzenia i wody. Nakarmiono i napojono ją tuż przed świtem, a następnie przykuto za kostkę do skały.

Z początku radziła sobie świetnie, a z jej ust nie padło nawet słowo skargi. Teraz jednak, gdy słońce wisiało wysoko na niebie, nie było już tak łatwo.

Szatynka schowała głowę między nogami i oplotła je ciasno rękoma. Jej plecy unosiły się szybko, gdy z trudem łapała oddech, który tylko palił ją od środka. Słyszałem, jak dyszy, a z jej piersi wydobywa się od czasu do czasu cichy warkot lub syk.

Jak każda zdrowa na umyśle istota miała instynkt przetrwania, który kazał jej się ruszyć i znaleźć schronienie przed morderczym upałem.

Przecież wystarczyło, że zmieniłaby się w żmiję i z łatwością mogłaby umknąć między szczeliny w popękanej skale. Mimo to walczyła ze swoją naturą i uparcie siedziała na swoim miejscu.

– Wciąż tu siedzisz? – Megan usiadła obok i spojrzała ze współczuciem na koleżankę. – Biedna Kheo... – szepnęła sama do siebie, marszcząc z niepokojem brwi.

– Wytrzyma. Chyba nie znam drugiej takiej silnej kobiety – wymamrotałem i spojrzałem na brunetkę. – Rozmawiałaś z tym chłopakiem?

– Shadem – skinęła głową – rozmawiałam. Doszedł do siebie i czuje się świetnie.

– Świetnie. Skoro nic mu nie jest, to możemy go tu zostawić. Naori się nim zajmą. – Wróciłem do przeglądania się szatynce. Zauważyłem, że przechyliła lekko głowę, co znaczy, iż przesłuchiwała się naszej rozmowie.

No cóż... To była jedyna rozrywka, na jaką mogła liczyć.

– Gabrielu, wspominałeś coś wcześniej, że jego moc sama go wykończy – zaczęła Meg dziwnym tonem, a ja już wiedziałem, że z tej rozmowy nie wyniknie nic dobrego.

– Mówiłem. I co z tego? – spytałem obojętnie, bo szczerze mówiąc, niezbyt mnie obchodził ten chłopaczek. Zginie prędzej czy później, miał już zmarnowane życie, więc po co miałem się nim przejmować?

– Jesteś magiem. Ponoć świetnym magiem. – Jej głos stał się miękki i jakiś taki... inny. Spojrzałem na nią podejrzliwie, zastanawiając się, co kombinuje. – Dla kogoś takiego jak ty, pomoc temu dzieciakowi to będzie bułka z masłem! Mógłby się od ciebie wiele...

– O nie – przerwałem jej, kręcą głową. – Ty chyba nie myślisz, że mu pomogę opanować moc?

– Dlaczego nie? – Uniosła lekko brwi. – Masz pierwszy stopień, wiedzę teoretyczną i mnóstwo doświadczenia... Jesteś idealny do tej roboty!

– Czy ja ci wyglądam na piromana? – prychnąłem oburzony. – Jeszcze mi gówniarz włosy podpali! Mag czy nie mag, nie potrafię sprawić, aby odrosły.

Brunetka jęknęła cicho i klęknęła przodem do mnie, patrząc mi błagalnie w oczy.

– Gabrielu, tak bardzo cię proszę... Jesteś jego jedyną nadzieją.

Córka słońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz