Rozdział 17

1.9K 172 365
                                    

*Gabriel

– Kończy nam się woda. – Megan potrząsnęła prawie pustym bukłakiem, w litry rozległ się cichy chlupot.

– Spokojnie, damy radę – mruknąłem pewnym siebie głosem, choć tak naprawdę wcale nie byłem tego taki pewien.

Wędrowaliśmy wczoraj tak długo, dopóki konie nie zaczęły protestować, a Megan co i rusz potykała się o własne nogi ze zmęczenia.

Być może narzucałem im zbyt ostre tempo, ale nie mogliśmy zwlekać. Każda kolejna godzina była na wagę złota. Gdy woda się skończy, nie będziemy mieli szans na przeżycie. Jedyną szansą był lud Naori.

Kucnąłem obok Aleca, by zmienić mu opatrunek. Zarówno on, jak i ten nowy chłopak wciąż byli nieprzytomni. Odwinąłem ostrożnie bandaż z jego głowy i delikatnie odgarnąłem jego włosy na bok.

Rana jako tako się zasklepiła, ale z niektórych miejsc wciąż jeszcze sączyła się krew.

Zaczerpnąłem trochę mocy i skierowałem ją w stronę dłoni, obniżając w ten sposób jej temperaturę. Skóra w tamtym miejscu stała się kredowobiała, a czarne żyły wyraźnie odznaczały się na tle tej bladości.

Nie potrafiłem leczyć magią i nigdy nie będę potrafił, ale mogłem chociaż zatamować krwotok.

Przyłożyłem dłoń do rozcięcia na głowie szatyna. Pod palcami czułem, jak ciepła ciecz momentalnie zastyga i zmienia się w zakrzep. Odczekałem jeszcze dłuższą chwilę, nim sięgnąłem po czysty bandaż i owinąłem go wokół głowy rannego.

– Wyliże się z tego? – Brunetka z niepokojem obserwowała moje poczynania.

– Ciężko stwierdzić – wymamrotałem cicho, patrząc na Aleca. Jego skóra przybrała niezdrowy, szarawy odcień, a na czoło wystąpiły kropelki potu. Znowu miał gorączkę. – W innych okolicznościach ta rana nie byłaby groźna, ale tutaj?

To całe gorączkowanie sprawiało, że chłopak dwa razy szybciej pozbywał się wody z organizmu, co w połączeniu z upalną pustynią przynosiło koszmarne skutki.

– Spróbuj podać mu wodę – zwróciłem się do dziewczyny i wstałem. Przez chwilę obserwowałem, jak Megan ostrożnie usiłuje napoić Aleca tak, żeby nie uronić przy tym ani kropli.

Podszedłem do młodego maga i przyjrzałem mu się uważnie. Wyglądał znacznie lepiej niż wczoraj. Właściwie śmiało mogłem stwierdzić, że nic mu już nie dolegało, a skoro tak...

– Obudź się, młody. – Potrząsnąłem nim lekko, w odpowiedzi dostając niewyraźny bełkot. – No już, ruchy nim stwierdzę, że jesteś bezużyteczny i poderżnę ci gardło – burknąłem z lekka zirytowany.

Na szczęście moje słowa musiały do niego dotrzeć, bo poderwał się do siadu i wbił we mnie przerażone spojrzenie. Zaczął gorączkowo się rozglądać, prawdopodobnie próbując odnaleźć się w nowej sytuacji, dlatego złapałem młodego pod brodę, skutecznie go unieruchamiając.

– Gdybym chciał cię zabić, to nawet bym cię nie ratował, więc się uspokój – rzekłem najłagodniejszym tonem, na jaki było mnie wtedy stać. – Jak masz na imię?

Brunet spróbował się wyrwać, na co zacmokałem z dezaprobatą.

– Nieładnie – mruknąłem, zaciskając mocniej palce na jego szczęce. – Uratowaliśmy ci życie, masz wobec nas dług. – Odczekałem chwilę, dając mu szansę na odpowiedź, ale najwidoczniej nie zamierzał z niej skorzystać. Westchnąłem ciężko i sięgnąłem po nóż, gdy poczułem, jak drobne palce zaciskają się na moim nadgarstku.

Córka słońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz