Rozdział 14

2.1K 181 403
                                    

*Kheo

Krok za krokiem pokonywaliśmy piaszczyste tereny pustyni Areona.

Robiliśmy postoje, gdy słońce było w zenicie, a temperatura stawała się nie do zniesienia.

Na szczęście Gabriel w jakiś nieznany nam sposób potrafił obniżyć temperaturę wokół siebie do tego stopnia, że czasem miałam wręcz gęsią skórkę.

Dawno zrezygnowaliśmy z jazdy konnej i każde z nas prowadziło swojego wierzchowca za uzdę. O dziwo konie dzielnie znosiły trudy podróży.

– Gabrielu, mówiłeś, że ile kilometrów dzieli nas od ludu Naori? – spytał Alec, odgarniając lepkie od potu włosy z czoła. Chłopak jakiś czas temu ściągnął buty i podwinął nogawki spodni do kolan, co okazało się całkiem dobrym pomysłem i teraz każde z nas pokonywało drogę na bosaka.

– Pytałeś mnie o to godzinę temu – odparł beznamiętnie Gabriel. On jako jedyny nie odczuwał tak dotkliwie upału, ale może miało to związek z tym, że teraz był bledszy, a jego żyły przybrały czarną barwę.

W takich chwilach starałam się trzymać blisko blondyna, bo bił od niego przyjemny chłód.

– Przez godzinę sporo się mogło zmienić – stwierdził szatyn, garbiąc się lekko. Chodzenie sprawiało nam coraz większe trudności.

– Jutro rano powinniśmy już tam być, jeśli będziemy podróżować nocą – odparł Gabriel, po czym zerknął do góry. – Nie ma sensu iść dalej, zatrzymujemy się – postanowił, a Alec i Megan jęknęli w tej samej chwili z ulgi.

W głębi ducha również się ucieszyłam na myśl o postoju. Lubiłam ciepłe klimaty, ale to już była przesada.

~*~

– Czy gdybym rozciął ci teraz rękę, twoja krew byłaby czarna? – Alec od kilku minut z zaciekawieniem wpatrywał się w Gabriela, który przeżuwał powoli nieco czerstwy już chleb. Króliki się skończyły i byliśmy skazani na to, co wzięliśmy ze sobą z pałacu.

– Sprawdź – mruknął blondyn w odpowiedzi, uśmiechając się pod nosem.

Szatyn wahał się chwilę, aż w końcu stanowczo pokręcił głową.

– Nie jestem taki głupi, na jakiego wyglądam. Wyczuwam haczyk.

– Punkt dla ciebie – parsknął Gabriel i otrzepał spodnie z okruszków.

– Jesteś zimny tak samo w środku, jak i na zewnątrz – stwierdziłam, układając się wygodniej na kocu. Jedyny plus tej pustyni był taki, że piach był miękki i wygodnie się na nim leżało.

– Ty za to wyglądasz na miłą, a tak naprawdę jesteś jeszcze gorsza ode mnie. – Wzruszył ramionami.

– To nie mnie nienawidzą tysiące ludzi – odgryzłam się.

Chłopak zacisnął pięści i przeniósł na mnie swoje spojrzenie, a ja zamarłam. Patrzyłam jak zahipnotyzowana w jego czarne tęczówki, które pokrywały większość gałek ocznych tak, że prawie nie było widać białka.

Wyglądało to strasznie, a zarazem niesamowicie.

– Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to zrób to teraz. Następnym razem skręcę ci kark – powiedział cicho. Jego głos był miękki i łagodny, ale oczy mówiły same za siebie.

Rzadko kiedy odczuwałam strach, dlatego sama się zdziwiłam, gdy poczułam przemożną potrzebę ucieczki.

Wzięłam się w garść i uniosłam lekko głowę.

Córka słońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz