*Gabriel
– Możesz przestać w końcu jęczeć? – usłyszałem chropowaty syk Kheo tuż przy uchu.
– Kiedy to gówno wciąż mnie drapie! – burknąłem w ramach usprawiedliwienia i ściągnąłem z ramienia poróżka, który wbijał pazurki w moją skórę, aby się jakoś utrzymać.
Od kilku minut wspinaliśmy się po schodach, które kruszyły się nieco pod naszymi stopami. W świątyni było ciemno i chłodno, w porównaniu do upału, jaki panował na zewnątrz. Sufit znajdował się kilka metrów nad nami, a stopnie, po których wchodziliśmy, zrobione były z ubitego piasku, a przynajmniej takie sprawiały wrażenie.
Odgłos naszych kroków odbijał się echem od ścian, w których wyrzeźbiono człekokształtne istoty. W jednej z nich rozpoznałem syrenę, która szczerzyła zęby, rozciągając nietoperze skrzydła.
– Daj mi go – zaproponował Shade, a ja chętnie przekazałem mu białego zwierzaka. Ten podrapał go za uchem, pogrzebał chwilę w swojej torbie i włożył do niej białą kulkę. Poróżek umościł się wygodnie w jej wnętrzu i po chwili wystawały już tylko jelenie różki ze środka. – Widzisz? I mamy spokój. – Uśmiechnął się zadowolony.
– Chwała ci za to – wymamrotałem, nie zatrzymując się nawet.
– Nie wiesz, czy daleko jeszcze? – spytała Meg, która szła na samym końcu. Zadarłem głowę, próbując dojrzeć koniec spiralnych schodów. Miałem wrażenie, że wiją się tak bez końca.
– Nie mam pojęcia – odparłem, wzruszając ramionami, a w odpowiedzi usłyszałem kilka westchnień. – Dajcie spokój, to tylko schody – wymamrotałem i przewróciłem oczami.
~*~
Oparłem się o ścianę i przyglądałem się z niemałym rozbawieniem, jak Alec, Meghan i Shade oddychają ciężko, siedząc na ziemi. Kheo za to chyba była przyzwyczajona do tego typu wspinaczek, bo stała niewzruszona i związywała brudne włosy w warkocz.
– Pozostawię to bez komentarza – parsknąłem, gdy brunetka podniosła się z jękiem.
– To nie jest zabawne, Gabrielu – mruknęła nieco nadąsana. – W życiu tylu schodów nie widziałam, a co dopiero po nich wejść.
Pokręciłem tylko głową i rozejrzałem się po sali. Była niewielka, kilka metrów kwadratowych, a z niej prowadziły tylko jedne drzwi, które o dziwo były utrzymane w dobrym stanie. Przejechałem palcami po drewnianych żłobieniach – ani grama kurzu czy piachu. Albo ktoś tu regularnie przychodził i sprzątał, albo wszystko można było zwalić na magię.
Odwróciłem się w stronę towarzyszy i uniosłem brwi.
– Chcecie jeszcze trochę podyszeć, czy możemy iść dalej? – spytałem całkowicie poważnie.
– Haha... Bardzo śmieszne – burknął zaczerwieniony z wysiłku Alec i stanął pewnie na nogi. – Idziemy, mam już dość, chcę do domu – rzekł tonem małego dziecka i bez uprzedzenia otworzył drzwi, przekraczając próg.
Skrzywiłem się, słysząc cichy zgrzyt zawiasów.
– Ej, ja miałem iść pierwszy... – zaprotestowałem, a przed moim nosem już przemknęła się Kheo, a za nią pozostała dwójka. – Świetnie... Będę zabezpieczał tyły. – Podążyłem za nimi, zostawiając drzwi otwarte, tak na wszelki wypadek.
Weszliśmy do olbrzymiej, okrągłej sali i od razu zmrużyłem oczy, przesłaniając je dodatkowo dłonią. Było w niej jasno, zupełnie jakby patrzyło się prosto na słońce. Zamrugałem kilka razy, powoli przyzwyczajając się do nadmiaru światła.
CZYTASZ
Córka słońca
FantasyDruga część "Dziedzictwa Feniksa". Prawowity władca objął należne mu miejsce, jednak problemy same się nie rozwiążą. Drzewo Życia nieprzerwanie umiera, a po Antarze wciąż błąkają się kreatury, sprowadzone przez przelew krwi w ciągu ostatnich ki...