Rozdział 17.

211 18 17
                                    

  Ciao!
Mówiłam, że będzie na dniach, no to jest.

★Finito★

Byłoby wcześniej, ale to za bardzo zawiłe, żeby szybko napisać xD

.....................................

        Jesienna noc. Londyn był jeszcze bardziej podmokły, niż zazwyczaj. Wiał chłodny, delikatny wiatr. Gęste chmury odsłoniły księżyc, którego światło wnet oświetliło prawie opustoszałe ulice i mosty. Stopniowo z mroku zaczęły wyłaniać się budynki, latarnie i nieliczne postacie, a w tym młoda kobieta, idąca pustym mostem. Nagle dziewczyna zatrzymała się, podeszła do barierki i z pustym wzrokiem spojrzała przed siebie na połyskujące na Tamizie fale. Z jej oczu zaczęły lecieć łzy, lecz twarz pozostała niewzruszona.

      W jej głowie szalało tysiące myśli i wspomnień, tych dobrych, kiedy to poznała swojego ukochanego,urodziła córkę, patrzyła jak dorastała oraz tych gorszych, kiedy nie dawała sobie rady z dzieckiem, czekały ją  liczne nieprzespane noce lub kiedy dowiedziała się, że jej ukochany nigdy nie wróci.

      Nagle na twarzy kobiety pojawiła się gorzka rozpacz. Przed oczami ciągle widniał jej obraz jej i Grell’a, stojących dokładnie w tym samym miejscu. Szczęśliwych i nierozłącznych. Będących tak blisko, razem z przeświadczeniem, że będą tak trwać wiecznie.

      Owy obraz wnet uległ zmianie, a na jego miejsce pojawiły się setki wspomnień z czasów, kiedy jej córka była niemowlęciem, a ona sama nie dawała sobie z tym wszystkim rady.

     

- Mamo? - zagadnęła ją córka, kiedy kładła ją spać jeszcze tego samego wieczora.

- Tak kochanie?

- Dlaczego płaczesz?

- Bo… bo przypomniało mi się jak się urodziłaś.

- Dlatego jesteś smutna?

- Nie, kochanie. To łzy szczęścia. Bardzo się wtedy cieszyłam. I wujek Vincent się cieszył razem ze mną. Nawet Tanaka i nasze panie służące się cieszyły.

- A tata wtedy był?

- Egh… - matka nie wiedziała co powiedzieć. Owe pytanie całkiem ją pogrążyło. - Nie córciu…

- Dlaczego?

- … Nie mógł być z nami, ale… na pewno wtedy o nas myślał.

- On chyba mnie nie lubi, mamo - dziecko raptownie posmutniało.

- Dlaczego tak sądzisz? - zdziwiła się matka.

- Bo jakby mnie lubił, to by do nas przyjechał, a nie przyjeżdża.

- Uwierz, słonko. Gdyby tatuś mógł do nas przyjechać, to już dawno by to zrobił.

- A czemu nie może przyjechać, jak chce?

- Nie zawsze możemy robić co chcemy, córciu.

- E tam. Jakby mnie kochał, to zrobiłby wszystko, żeby mnie zobaczyć…

- Wiedz, że tata na pewno bardzo kocha i mnie, i ciebie.

- A ty go kochasz?

-Tak, córciu. Zawszę będę go kochać.

- Nawet, jak do nas już nie przyjedzie?

     To pytanie całkowicie pozbawiło ją trzeźwego myślenia. Nie wiedziała co odpowiedzieć swojemu dziecku.

Zbuntowany ShinigamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz