Wtorek - jest bardzo późno. Na pewno znacie datę.

1K 182 37
                                    

Tupał nogami jak dziecko, jednocześnie zachowując wyraz twarzy zdruzgotanego dorosłego.

-No oczywiście, że rozumiałem! - krzyknął Chris, ignorując, że w pokoju obok moja mama po cichu prasuje.

-Więc co? - zapytałem rzucając na łóżko porcelanowego kota, którego wczoraj kupiłem mu razem z Domi.

-To że rozumiem, nie zmienia faktu, że jestem smutny! - Jego piegi znowu uwydatnił rumieniec, tym razem z gniewu. Było mi głupio, bo już wcześniej przyszło mi do głowy, że będzie mu przykro. Problem był w tym, że jakoś nie chciałem do siebie tego dopuścić.

Pasowało mi to, że rozumiał. Że martwiłem się tylko problemami z Jonem.

Wciąż biłem się w myślach czując jednocześnie nienawiść, gniew i urazę... oraz jakąś delikatną część zrozumienia. Przecież go znałem od początku szkoły. Czułem, że mogło się to potoczyć inaczej. Było mi go żal.

-Czy Ty mnie słuchasz?! - po raz kolejny wyrwał mnie dzisiaj z zamyślenia. - Jeżeli masz zamiar znowu jutro nie iść do szkoły, to może w ogóle zrezygnuj. Po co ci nauka? - Spuściłem głowę chcąc coś odpowiedzieć, ale tylko mruknąłem pod nosem "Chris...". - Tylko musisz wiedzieć, że kiedy Ciebie tam nie ma... nadal jestem tam ja. Jonathan też.

-O fuck! - Otworzyłem szerzej oczy zasłaniając usta dłońmi. - Czyli był w szkole? - Faktycznie, zastanawiałem się czy przyjdzie, ale wydawało mi się to tak niemożliwe, że potem nie wróciłem do tego myślami. Jestem takim egoistą. Cały dzień dzisiaj siedziałem pod kołdrą oglądając daremny serial, a on musiał z nim wytrzymać.

-Tak. Na moje nieszczęście się pojawił. - zmarszczył smutno brwi, a włosy wpadły mu do oczu, kiedy lekko spuścił głowę w dół. Poczułem znowu pralkę w żołądku. Cholera.

-I jak? - wydukałem bojąc się zapytać "Czy zrobił ci coś?".

- No nic. Czułem się obserwowany. Nie zrobił nic głupiego - warknął. Zapiekły mnie oczy. Dlaczego? Nie umiałem już myśleć.

Rozumiecie jak to jest, kiedy stres i strach przekracza jakąś granicę? Może moje problemy nie były na jakąś dużą skalę. Nie była to śmierć nikogo z rodziny. Nie było to rozstanie z miłością, depresja paranoidalna, przeprowadzka do innego świata... Nic takiego, co wedle książek młodzieżowych dawałoby mi powód do przekroczenia tej granicy złego samopoczucia.

Ja jednak byłem tak wyczerpany, bo to ciągnęło się już tak długi czas... Przecież wiecie!

Przecież czytacie to co piszę!

I kiedy granica pękła, rozpłakałem się. Zasłoniłem twarz dłońmi. Chris chyba nie wiedział co zrobić, bo przez kilka długich minut słychać było tylko mój cichy płacz. W końcu usłyszałem jego kroki i gdy położył dłoń na moim ramieniu, uklękłem zanosząc się płaczem. Zaciskałem mocno pięści przy oczach, słysząc szum, jak pod wodą, mój płacz i charakterystyczny dźwięk przeczesywanych włosów przy uszach. Poczułem jak oparł czoło o moją głowę, jego oddech i te dłonie na różowych włosach. Te jego pisadełka.

Całe napięcie zaczęło ze mnie ulatywać z każdym kolejnym oddechem, każdą łzą.

Potem położyliśmy się razem, milczeliśmy. Wtuliłem się w jego klatkę piersiową słuchając jak spokojnie oddycha. Rozumiał. Na prawdę. Rozumiał.

-Powinieneś z nim porozmawiać. - wyszeptał w końcu, kiedy na nasze ciała nie padało już światło słońca. Pokiwałem głową na znak zrozumienia.

Co ja bym bez niego zrobił? Powtarzałem sobie w myślach, widząc jak jego delikatna dłoń wodzi po moim ramieniu. Co ja bym bez niego zrobił? Pytałem siebie, kiedy przypomniały mi się te złe momenty z czasów, kiedy jeszcze nie chodził do szkoły. Nie miałbym nikogo, gdyby nie on.

Co ja bym bez niego zrobił?

PrzypadkiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz