Metalowe drzwi zamykają się za nami z delikatnością i precyzją, po czym słyszę dźwięk, który chyba zawiadamia, że zostały zabezpieczone systemowo. Rozglądam się po pomieszczeniu oblanym bielą, szarością i czernią. Czuję się jak w jakiejś taniej komedii i zaraz rozpocznie się punkt, w którym powinnam zacząć się śmiać. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy to ogromna bieżnia, w której chyba trenuje jakaś dziewczyna. Ma ciemne, brązowe włosy po ramiona i skupioną twarz. Mogę to zauważyć mimo tego, że ciągle jest w ruchu. Przyzwyczaiłam się do swoich nadnaturalnych – powiedzmy – zmysłów. Przed bieżnią, a obok innych dziwnych urządzeń stoi wysoki jasnowłosy mężczyzna i zapisuje w notesie jakieś uwagi, pewnie dotyczące dziewczyny. Z pewnością wie, że weszliśmy do środka – tego dźwięku nie dało się zignorować – ale nie zwraca na nas uwagi. Całą swoją uwagę poświęca jej.
Dziewczyna jest szybka. Jej nogi poruszają się tak szybko, że mój mózg ledwo to rejestruje, na liczniku nad bieżnią widnieje ciąg liczb, których znaczenia nie rozumiem i chyba wcale nie chcę. Ale ona się nie męczy i to intryguje mnie najbardziej. Nie poci się, nie dyszy ani nie ma ochoty kończyć, moim osobistym zdaniem. Zaciekawiło mnie, czy taka już się urodziła, a jeśli nie to ile czasu musiała poświęcić, aby dojść do tego stanu rzeczy.
- Koniec na dzisiaj. – Po raz pierwszy słyszę głos mężczyzny, który ją obserwuje. Zapisuje ostatnie słowa w notesie i odkłada go na blat przy wyjściu z bieżni. Dziewczyna ze zwycięskim uśmiechem opuszcza maszynę i zeskakuje z ostatniego schodka. Od razu zauważam, że jej wzrok wędruje ku Shane'owi. – Dziękuję, Diano. Jesteś wolna.
- Dziękuję profesorze. – Podchodzi do nas tanecznym krokiem. Już zaczyna mnie irytować, a nawet jej nie znam. – Cześć, jestem Diana Vitarei. – Podaje mi dłoń, a ja nie ryzykując wojny już na rozpoczęciu, grzecznie się z nią witam.
- Sophia Varray.
Mina jej rzednie, tak z lekka. Czy ja poczułam rozbawienie widząc ją taką? Niemożliwe... Nie, zdecydowanie bawi mnie to, ale postanawiam się tym nie chwalić.
- Oh, to o tobie jest tu tak głośno od kilku dni. – Dziewczyna skanuje mnie wzrokiem od stóp do głów, a zadowolenie nie wraca na jej porcelanową twarz.
Wspomniałam, że ma dłoń zimną jakby było tu co najmniej minus dziesięć stopni Celsjusza?
Jednak nie do końca wiem o czym mowa, więc zerkam pytająco na Setha, nie licząc na pomoc od strony drugiego szatyna. Seth gestem dłoni prosi mnie o spokój, później uwagę przenosi na Dianę, która wykazuje nadmierne zainteresowanie moją osobą.
- Odpuść sobie.
- Ale...
Od krótkiej chwili wiem, że profesor obserwuje nas z wyczekującą miną. Opiera się tyłem o biurko przy bieżni i ze skrzyżowanymi na piersi rękami przygląda się zaistniałej sytuacji. Nie jest nazbyt zadowolony, ale wyraża cierpliwość, która nie jest tak wielka, jakiej się po nim spodziewałam.
- Diano, zachowaj tę rozmowę na inny czas i miejsce. Sophia musi pracować, a ty nie jesteś jej do niczego potrzebna. Nie musisz jej też stresować i zadawać zbędnych pytań. Zachowaj, proszę, odrobinę skruchy i opuść to pomieszczenie, ponieważ twój trening się skończył na dzisiaj. Dziękuję.
Seth uśmiecha się zwycięsko. Mam wrażenie, że za nią nie przepada.
Dziewczyna, co widać od razu, powstrzymuje wybuch złości i irytację. Chyba nie lubi być pouczana, ale profesor jak widać nie lubi bawić się z takimi jak ona. Mimo wszystko Vitarei zaciska dłoń i skina głową do profesora, wyrażając ugodę.
- Oczywiście. Miłej pracy... Shane, widzimy się na obiedzie?
Prawie zapomniałam o jego obecności tutaj.
CZYTASZ
Nadzwyczajna
FantasiPozwól sobie zapłonąć. Pozwól sobie biec i wzbijać się w powietrze. Nie jesteś normalna i już nigdy nie będziesz, jedyna droga to akceptacja samej siebie, oraz ludzi, którzy zginą, by ratować twoje życie. Jakie granice przekroczysz, by zaspokoić pr...