14. Tam w mroku

29 5 0
                                        

Jednogłośnie stwierdziliśmy – nie wliczając Shane'a, on się nie pojawił na dole następnego dnia – że Robin musi wyruszyć z nami do zamku. Tam będzie bezpieczniejsza, niż tutaj. Gdyby gwardia się dowiedziała, że pozwoliła nadnaturalnym tu zostać, pewnie zapłaciła by za to zbyt surowo, a żadna z nas nie chce już nikogo więcej tracić. Myśl, że Robin nie będzie sama dodaje mi otuchy. I jestem wdzięczna Sethowi za ten świetny pomysł. Sama chciałam to zaproponować, ale wydawało mi się, że i tak nikt mnie nie posłucha. Od rana wszyscy zaczęliśmy zbierać swoje rzeczy – najwięcej Robin, ale i tak poprosiłam, aby zabrała tylko te najważniejsze. Im mniej zapasu, tym bezpieczniej, a w zamku nigdy niczego nie brakuje.

Mija kilka godzin i wszyscy są gotowi. Zaćmienie już się rozpoczęło, teraz wystarczy dobrze z niego skorzystać. Zanim wyruszymy, razem z Sethem upewniamy się, że nikogo nie ma na dziedzińcu, ani pomiędzy alejkami. Zaćmienie odbywa się raz w roku i trwa przeważnie trzy noce i trzy dni. W ciągu dnia nie jest tak bardzo ciemno, trochę jaśniej, niż w nocy, ale mimo to – słońce nie pokazuje się na niebie tak, jak zawsze. Jest niemalże szare. Podróż przez las podczas tego zjawiska może być odrobinę problematyczna, ale powinniśmy dać radę. Gdy nikogo nie zauważamy, ani nie słyszymy na mieście, wracamy do domu, aby wszystkich powiadomić. Robin, o dziwo, jest gotowa do drogi. Spodziewałam się większego przywiązania, ale chyba też nie chciałabym tu już mieszkać. W tej przepełnionej wspomnieniami klatce.

Przeprawa z domu Robin przez miasto najciemniejszymi alejkami i dotarcie do bramy zajmuje nam jakieś dwadzieścia minut. Mam nadzieję, że nikt nas nie zauważył. Przed bramą jednak zauważam dwóch strażników z latarkami w dłoniach. Kiwam głową do Veroniki, aby ruszyła ich uspać. Zanim wyrusza, staje się niewidzialna. Seth odpoczął przed wyprawą, nic nie może się wydarzyć. Do moich uszu dobiega cichy śpiew. Robię co mogę, aby się na nim nie skupiać. Jeśli to zrobię i się poddam, pewnie zasnę. Do niczego takiego, na szczęście nie dochodzi. Wszyscy dalej stoją na nogach – poza strażnikami. Seth przenosi umiejętność na wszystkich, więc korzystając z tego, szybkim tempem opuszczamy bramy miasta. W drodze nikt się nie odzywa. Wciąż jest ryzyko, chociaż gwardia nie zapuszcza się do zamku, wszystko jest możliwe w tym popieprzonym świecie.

Jakiś kilometr od bramy, mam wrażenie, że wszyscy odetchnęli z ulgą. Wszyscy, rzecz biorąc, poza Shane'em, który chyba nigdy nie przestaje wszystkiego obserwować. Wszystkiego, co go obchodzi, inne rzeczy chyba olewa najlepiej, jak tylko potrafi.

Seth dotrzymuje mi kroku.

- Jak się czujesz? – Słyszę po chwili.

Veronica zaczyna śpiewać, nawołując tym śpiewem konie, które tu pozostawiliśmy kilka dni temu. Zanim zdążę się zastanowić, jak się czuję, dobiega do mnie odgłos biegnących koni z praktycznie jednej strony lasu. Pewnie się nie rozdzielały. Nie mija pięć minut, a moim oczom ukazuje się pięć pięknych koni. Ten cały oblany czernią od razu podchodzi do mnie. Uśmiecham się, gdy mogę go dotknąć, pogładzić jego grzywę. Koń Setha jest brązowy.

- Nie wiedziałam, że śpiewem potrafi nawoływać zwierzęta – stwierdzam otwarcie, gdy czarnowłosy poprawia siodło na zwierzęciu.

- Gdyby potrafiła tylko usypiać, pewnie by się nudziła. Każdą umiejętność można rozwijać na swój własny, indywidualny sposób. Ona zna ich kilka. – W tym momencie zastanawiam się, czy kiedykolwiek zwątpiłam w słowa Setha. Czy zawsze mu wierzyłam, tak jak teraz? Co się kryje za tą szczerością? – Ale wciąż nie odpowiedziałaś mi na pytanie.

- Bo nie zdążyłam się zastanowić. – Uśmiecham się smutno, pusto. W momencie zauważam Robin, która, jak się pechowo złożyło, nie ma konia. – Ktoś musi zabrać Robin. Szybciej będzie końmi.

NadzwyczajnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz