Jeśli Frank Iero kochał cokolwiek,
czymkolwiek było Halloween.
Dlatego też w jesienny, październikowy i nieco mglisty wieczór, wyjęty niczym z filmów, nie siedzi, jak zazwyczaj, w swoim pokoju z laptopem na kolanach, lecz z małym uśmiechem podąża za grupką znajomych z klasy opuszczając podwórko starej pani, z kieszeniami pełnymi słodyczy.
- To ostatni dom na tym zadupiu - wzdycha wysoki brunet, upijając duży łyk trzymanego w dłoni piwa, po czym wyrzuca puszkę gdzieś obok. Jest dopiero dwudziesta druga, i Frank czuje coś w rodzaju zawodu, bo pogoda i klimat naprawdę sprzyja. Mimo, że w szkole nigdy nie odzywa się do tych ludzi, zgodził się na wyjście - co prawda, w lekkim szoku, przez propozycję - bo zawsze marzył o wieczorze jak ten. Ale skoro obeszli wszystkie domy, wszystkie domy słyszały ich wykonanie "this is halloween", i wszystkie domy podzieliły się już cukierkami, pozostała tylko jakaś domówka, lub powrót do domu.
- Właściwie, przedostatni - dziewczyna o blond włosach, której imienia Frank nigdy nie miał ochoty zapamiętać, uśmiecha się unosząc brew, i to, co mówi jej piskliwy głosik go intryguje, dlatego spogląda zaciekawiony. Nikt nie podejmuje tematu, jedyne co wymieniają to niepewne spojrzenia, ale ona wciąż wydaje się być z siebie zadowolona, dlatego postanawia odezwać się, jakiś trzeci raz dzisiaj.
- Gdzie, i czemu nie jesteśmy jeszcze w drodze do niego?
Nadchodzi chwila, z powodu której Iero zabiera głos bardzo, bardzo rzadko - wszystkie oczy kierują się na jego niską sylwetkę.
- Dlatego, że jest opuszczony - wzrusza ramionami, i po chwili dodaje cicho - i cholernie straszny.
Nie udaje mu się zahamować prychnięcia, idiotycznej mogło zabrzmieć tylko określenie "nawiedzony". Mieli siedemnaście lat, ale jak widać blondynka wciąż pozostawała w okresie strachu przed głupimi, przeforsowanymi horrorami, a on zdecydowanie nie chciał z tego powodu zmarnować tego wieczoru.
- Z racji tego, że 31 października to dosłownie jedyny czas, gdzie integruję się towarzysko, chodźmy tam, jestem ciekaw, nigdy o nim nie słyszałem, i w ogóle - mruczy cicho, bawiąc się kamieniem pod butem, przez co nie widzi uśmieszku między grupą, a kiedy któryś się zgadza, zaczyna iść, ze skupieniem kopiąc kamyczek.
Całą drogę nuci "Thriller" Michaela Jacksona, dlatego wpada na plecy wysokiego jak sam nie wie co, rudego chłopaka, i dopiero po chwili jego oczom ukazuje się dom, o dziwo, w świetnym stanie. Owszem, wygląda mrocznie w świetle księżyca, ale Frank naprawdę lubi mroczne rzeczy, więc już nie może się doczekać, aż wejdzie do środka. Nie wie, jaki ma w tym cel, może polubił lekki dreszcz adrenaliny pomieszany z wiatrem delikatnie dotykającym jego twarzy. Cokolwiek, w czasie, w którym pozostali rozwalali kłódkę od furtki, on podziwiał ciemne ściany, wysokie drzwi i okna zasłonięte zasłonami.
- Może to zły pomysł, i wrócimy? Przeszliśmy się, było świetnie..
Ale brunet już szarpie za klamkę, która jednak nie ustępuje od razu. Zniecierpliwiony czeka, aż zrobi to dziwnie doświadczony w włamaniach Harry, bo dom wygląda jak dom fanatyka gotyku i to jest intrygujące. Jest w tak dobrym stanie, że ciężko mu uwierzyć, w opuszczenie go.
//gerard
Kropla krwi spada z jego kła na podłogę, kiedy wskakuje przez tylne okno do sypialni. Jest parę minut po północy i dzięki głupocie nastolatków tego wieku, jest napojony, mimo, że krew z alkoholem smakuje mniej dobrze. Ouch, Gerard był przerażony ilością promili w młodych ludziach, szczerze, był przerażony nastolatkami.*
W swojej rutynie zaczyna rozwiązywać czerwony krawat, ale wtedy zaczyna to słyszeć. Ktoś jest w jego domu, nawet kilka ktosiów. Bicie serca jednego z nich usłyszałby 2 kilometry stąd, przepełniony strachem i histerią dźwięk. Potem dociera do jego uszu śmiech, i obelgi.
Schodzi na dół, bezszelestnie, mimo, że ma ochotę nie pieprzyć się z wykopaniem ich stąd, ponieważ, kto do cholery miał czelność tu wejść?
I wtedy widzi młodego chłopaka na kolanach, z podartą koszulą i twardym wyrazem, mimo śladów łez na policzkach. Powoli przekierowuje spojrzenie na blondynkę z scyzorykiem w dłoni i paru chłopaków z pogardliwym wyrazem twarzy. Wszystko staje się jasne, kiedy pamięć przywołuje mu usłyszane słowa, "nie przyjmujemy pedałów do naszego towarzystwa, nikt Cię nie przyjmie.."
I to wystarcza Gerardowi, kiedy zaciska blade palce na szyi dziewczyny, dopóki jej twarz nie zsinieje, ledwo szepcząc błagalne przeprosiny. Nie chce przerazić bardziej chłopaka na podłodze, dlatego pogardliwym ruchem ją odrzuca i z pogardą obserwuje, jak ucieka, w ślady reszty, którzy zostawili przyjaciółkę.
- Jak Ci na imię, kochanie? - mruczy, przeczesując jego włosy i oblizując zaczerwienione wargi.
Pięć sekund później, jest w ciężkim szoku, gdy nastolatek odtrąca jego dłoń.
- Jestem Frank, i jeśli już musisz mnie zabić, to chociaż zostaw w spokoju moje włosy - mamrocze, poprawiając zniszczone ubrania.
- Po co miałbym się trudzić powstrzymywaniem ich, jeśli chciałbym Cię zabić, Frank? - śmieje się cicho i wstaje z przykucnięcia, wzdychając.
Po głowie Gerarda krążą chore myśli, jednakże czy jest to coś dziwnego, gdy po paru setkach lat samotności uroczy chłopiec sam przychodzi do twojego domu?
Frank miał natomiast wrócić przed rankiem, jednak nie wrócił do domu nigdy.
///////
* - musialam, like y'all know teenagers scare the living shit out of me
YOU ARE READING
demolition lovers ; frerard
Vampirew którym frank nie spodziewa się, jak wiele może zmienić jedna, halloweenowa noc. - vampire!au -