Gerard nie musiał pukać, wchodząc do domu swojego brata. Nawet jeżeli jakiś czas temu podjął decyzję odizolowania się od szeroko pojętej ludzkości, ich relacje pozostawały niezachwiane. Mogli nie dzwonić do siebie miesiącami, ale
kiedy wyświetlacz pokazywał ich imiona, uśmiechali się, zawsze odbierając.Jeżeli przed poznaniem Franka czarnowłosy mężczyzna miał ochotę za coś dziękować, to tylko i wyłącznie za Mikeya, oraz przyjaciela, którym stał się dla niego Ray.
Usłyszał czyjąś rozmowę w salonie, dlatego skierował się tam zaraz po
ściągnięciu ubłoconych, ciemnych butów. Przeczesał lodowatą dłonią swoje wilgotne włosy, które doprowadził do tego stanu w czasie ucieczki policjantom.Według jego własnego polecenia, trójka towarzyszy zabrała auto, by zapobiec niebezpieczeństwu złapania, dlatego zmuszony był przebyć drogę pieszo. Mikey wiedział, że Gerard sobie poradzi. W przeciwnym razie, nie zostawiłby go i oboje doskonale o tym wiedzieli.
Właściwie, czy Gerard w ogóle miał inne wyjście niż jakoś sobie radzić? To ta cecha, której potrzebował do wystartowania z życiem na własną rękę. Miał zamiar negocjować z funkcjonariuszami, był gotowy dać się zamknąć, jeżeli to oddali podejrzenia od jedynych osób, na których obecnie mu zależało. Musiał się chwilę zastanowić nim w ogóle połączył koniec z końcem, czemu radiowozy
czuwały przed białą posiadłością Glorii. Potem w głowie mignął mu obraz chłopaka, który nim został zamordowany przez kobietę, zawiadomił odpowiednie służby.Zrobi to, odda się w ręce policji. Ale przed tym musi załatwić coś ważnego. Co być może dotyczy ciemnowłosego nastolatka, który na jego widok uśmiechnął się tak szeroko, że Way mógł niemal usłyszeć, jak jego martwe serce ulega bolesnemu złamaniu. Mimo to, twarz zachowała wyuczony, kamienny wyraz.
- Dziękuję Wam, że się nim zaopiekowaliście - kiwnął podbródkiem na Franka, lecz nie zaszczycił go spojrzeniem. Widział, że zarówno on, jak i Ray zmarszczyli
brwi, ale i to postanowił oddać w ręce ignorancji. - Frank, jedziemy do domu.Odwrócił się, nie mogąc znieść szczenięcych oczu Iero. Poddanie się słabości, która była niczym innym jak pragnieniem bliskości drugiej osoby, po raz kolejny okazała się jego największym błędem. W tych chwilach, w których czuł ten wzrok,
wręcz rozpaczliwie pragnący jakichkolwiek uczuć po rozłące, krótkiej, lecz wypełnionej troską i niepewnością, obiecywał sobie, że nigdy nie zrobi tego znowu.Wiedział, że każdy w tym pomieszczeniu nie rozumie tego zachowania oraz oczekuje szczegółów jego przybycia, ale żaden nie był w stanie przełamać krępującej ciszy. Jedynym dźwiękiem stało się skrzypienie sprężyn miętowej
kanapy w domu narzeczeństwa, gdy ktoś z niej wstawał oraz kroki w kierunku Gerarda. Słysząc to, mężczyzna miał w zamiarze ruszyć do holu oraz założyć
buty, by po raz kolejny opuścić ten dom, jedyny, który postrzegał jako dom.- Właściwie, mamy wam coś do powiedzenia.
Głos Raya był zbyt zestresowany, by nie było to coś wartego ich uwagi. Kiedy w końcu zdobył wzrok i uwagę starszego z Wayów, kiwnął lekko głową w uspokajającym geście dla Mikeya. Jeżeli Ray okazywał stres, było poważnie.
Zawsze był pozytywnym elementem, na którego wystarczyło spojrzeć by się uśmiechnąć, chociażby dzięki najmilszym tęczówkom, jaki którykolwiek widział, czy małym zmarszczkom przy oczach, powstałym od częstego śmiechu. Likwidował stres i obawy, nie je powodował.
Gdy wskazał dłonią z długimi, wyćwiczonymi od gry na gitarze palcami na zamknięty pokój, wszyscy ruszyli w jego kierunku.
YOU ARE READING
demolition lovers ; frerard
Vampirew którym frank nie spodziewa się, jak wiele może zmienić jedna, halloweenowa noc. - vampire!au -