Frank potykał się na schodach niemalże co drugi krok, z zamglonymi przez łzy oczami, próbując odnaleźć Gerarda. Był przestraszony i zdezorientowany, wciąż nie do końca świadomy, że to dzieje się naprawdę i za chwilę nie westchnie z ulgą, opatulając się kocem i przyjmując, że to tylko koszmar, i może dalej spać.
Zdał sobie sprawę z tego, że płacze, dopiero kiedy zirytowany słabą ostrością wzroku przetarł oczy rękawem swetra, który zwilgotniał. Wtedy też zatrzymał się w połowie korytarza i uświadomił sobie, że ani sweter, ani spodnie, które na nim wręcz wisiały, nie należą do niego. Panika zaczęła powoli ogarniać jego umysł.
"Masz większe problemy niż to, że ten popapraniec widział Cię nago, uspokój się" szeptał gorączkowo, oddychając miarowo i ruszając powoli w kierunku pierwszych drzwi, które znalazły się w zasięgu jego zielonych oczu. Jednocześnie miał ochotę zwinąć się w kłębek i płakać, ponieważ był zbyt wrażliwy na chłopaka w tym wieku, lub też dlatego, że zobaczył swoje martwe ciało w telewizji, nie mógł wrócić do domu, oraz starszy, piękniejszy chłopak widział jego chuderlawe ciało. Wiedział, że stare ubrania były w złym stanie, ale dałby przecież radę się przebrać.
Oczyścił umysł po raz kolejny wdechem i wydechem, po czym nacisnął klamkę, a drzwi ustąpiły. Gerard stał tyłem, przeglądając półki wypełnione książkami, a mimo to sprawiał wrażenie, jakby spodziewał się jego wizyty, z dokładnością sekund.
- Co mi zrobiłeś? Jakim cudem j-jestem martwy? - Iero zdobył się na wyrzucenie tego z siebie dopiero po chwili, w której przygotowywał swój głos, by brzmiał pewnie i twardo. W rezultacie nie wyszło mu to w ogóle, pocieszającym jednak było, że udało mu się nie pisnąć. Jego głos często zdradzał go w stresujących sytuacjach sprawiając, że brzmiał jak chomik.
- Kochanie, nie jesteś martwy, przecież oddychasz - Gerard zaśmiał się cicho, mówiąc tonem beztroskim, jak gdyby zwracał się do sześciolatka. Długie i blade palce chłopaka musnęły ostatni raz okładkę księgi, by po chwili ten mógł odwrócić się i oprzeć o krawędź biurka. Kochał literaturę i jej fascynujące okładki, ale to Frank fascynował go bardziej. Wiedział, że powinien traktować go lepiej, ale po tylu latach w odosobnieniu, on musiał uczyć się uprzejmości od nowa, dodatkowo trudno było ukryć to, że zdenerwowany czy przerażony chłopiec był wtedy także uroczy, cholernie uroczy.
- I właśnie tego nie rozumiem, widziałem siebie, w pieprzonej telewizji, z tą różnicą, że tamtego mnie zabiłeś! - z każdym słowem Franka jego pięści coraz bardziej się zaciskały i nim mógł się nad tym zastanowić, podchodził bliżej biurka z postawą, która wyraźnie sugerowała, że chce go uderzyć. Nigdy wcześniej tego nie robił, wiedział, że tylko by się ośmieszył, dlatego też kiedy poczuł chłodne palce na swoich kostkach, od razu się opamiętał. Nerwowo przełknął ślinę, unikając wzroku Gerarda, ponieważ jeśli tylko podniósł by głowę, ich czubki nosów zetknęłyby się. Marzył, by znowu znaleźć się daleko, uporczywie ignorując to jak przyjemny był zapach czarnowłosego.
- Frank, uspokój się, obiecałem, że Cię nie skrzywdzę - westchnął pocierając małe dłonie umieszczone w jego własnych. - Nie zabiłem Cię, sfałszowałem Twoją śmierć.
- Co? Widziałem..
- Daj mi to wytłumaczyć. Szukanie drugiego tak pięknego chłopca jak Ty zajęłoby mi setki lat, a nie przepadam za tymi śmiesznymi policjantami w ich śmiesznych mundurach. Dlatego nie było nic trudnego w tym, by dać najniższemu z tej wczorajszej grupki, która Cię do mnie odprowadziła twoje ubrania i podpalić mu twarz. - Wzruszył ramionami. - A reszta nastolatków ma w zwyczaju mówić za dużo. I krzywdzić.
Coś pękło.
Frank poczuł to tak wyraźnie, jak nigdy dotąd. Nie wiedział tylko, czy to coś w jego klatce, czy w głowie, ale chwilę potem przyniosło szok i ból. Co musiała czuć jego matka?
Jutro powinien odbyć się pogrzeb, ale pogrzeb będzie jego. Co będzie z pogrzebem chłopaka, którego wykorzystał Gerard? Czy jego dusza przyjmie modlitwy, które właściwie nie będą skierowane do niego?
Bał się.
Naprawdę mógł wierzyć Gerardowi, kiedy mówił, że chce przyjaciela. Mógł wierzyć mu nawet w to, że go nie skrzywdzi, ale wierzył też w to, że przebywanie z nim chwilę dłużej go zniszczy. Poczuł falę wymiotów wzbierających się do jego gardła, po czym wybiegł szukając toalety. Zwrócił przedwczorajszą pizzę i kilka słodyczy, po czym osłabiony wstał wycierając rękawem usta. Wtedy poczuł coś dziwnego. Dotknął jeszcze raz swojej górnej szczęki, a potem znowu, po czym podszedł do lustra.
Kły.
Miał pieprzone kły.
////////////
troche dluzszy ale who cares
ps jak sie domyslacie gee jest tu starszy bo mi tak pasuje
o jakies tam tysiac lat
w koncu wiek to tylko liczby cnie
YOU ARE READING
demolition lovers ; frerard
Vampirew którym frank nie spodziewa się, jak wiele może zmienić jedna, halloweenowa noc. - vampire!au -