Gerard zaparkował swoje auto parę metrów dalej od miejsca, w które chciał zabrać młodszego, wysiadł i czekając aż Frank do niego dołączy uśmiechnął się słabo, obserwując wszystkie, ogromne zmiany, które pojawiły się odkąd był jego mieszkańcem. Nie mogło go to jednak dziwić, bo było to jego rodzinne miasteczko, a minęło sporo czasu, odkąd był prawdziwym, żywym nastolatkiem.
- Musimy się trochę przejść - powiedział, czując bliskość chłopaka i sięgnął po jego dłoń, i łącząc ją ze swoją, gdy poczuł lekki ucisk ze strony Iero, coś jak nieme pozwolenie. Miejscowość nie była pusta, ale zaludniona też nie, minęli do tej pory grupkę nastolatków, śmiejących się tak, że Gerarda uderzyło to wspomnienie, ale zaraz je od siebie odepchnął. Ludzie zdawali się ignorować ich dłonie, co szokowało go nieco, ponieważ gdyby byli tu sto lat wcześniej, przez ten drobny gest mogliby skończyć z, w najlepszej wersji, siniakami.
Dotrzymywali sobie równego kroku, dopóki zielonooki zwolnił, obrzucając długim spojrzeniem gitarę na wystawie sklepu muzycznego, jednak gdy Gee przystanął i chciał zaproponować, by tam weszli, wrócił do wcześniejszego tempa. Przez chwilę miał zamiar zapytać go o to, dlaczego go tak zafascynowała, ale odłożył to na później dostrzegając witrynę celu ich spaceru. Westchnął z ulgą, że wciąż tu jest.
- To tutaj - mruknął, dostrzegając uniesione brwi młodszego i otworzył mu drzwi. - Zawsze możemy pójść gdzie indziej..
Ale Frank był już w środku, z uśmiechem rozglądał się po dosyć małej przestrzeni, po czym zdecydował wybrać im nieco oddzielony od innych stolik, z starą ale wygodną, narożnikową kanapą pokrytą bordową skórą. Całego wystroju nie można było określić jednym czy dwoma określeniami, po prostu było wszystkiego dużo - od kwiatów, przez świeczki, do dziwne obrazy pokrywające błękitne ściany.
- Jest fajnie, tylko nie znam się na kawach, więc możesz pomóc mi wybrać - podał mu menu kawiarni, gdy Gerard, lekko zdziwiony, usiadł. Mimo wszystko, cieszyło go to, że młodszy zdawał się polubić jego ulubiony lokal.
- Jak to "nie znasz się na kawach? - zaśmiał się cicho, ale postanowił, że wybierze mu tą, którą sam uwielbiał. Kawa była uzależnieniem Gee, kiedy jeszcze żył, i wciąż nie potrafił się tego pozbyć. Kelner odebrał ich zamówienia, nawet nie unosząc wzroku ponad swój notatnik, po czym zostawił ich samych.
- Możesz mi zdradzić powód, czemu kawiarnia? - było to pytanie w połowie do zabicia czasu, ale w połowie prawdziwie interesowało Franka - estetyka tego miejsca była przeciwieństwem estetyki Gerarda, i chociaż jego miłości do kawy ciężko było nie zauważyć, wszędzie wokół wciąż było pełno innych. Utkwił swoje spojrzenie w oczach Gerarda, spokojnych i łagodnych, mimo mroku, który ciągle się tam krył, dochodząc do wniosku, że naprawdę chce wiedzieć więcej - jaka jest jego ulubiona piosenka, mówi życzenia o północy czy jedenastej jedenaście, lub nie mówi ich w ogóle, jak smakują i jaką strukturę mają jego usta.
- Zgaduję, że to dlatego, że przychodziłem tu odkąd pamiętam, kiedy jeszcze musiałem oddychać, i tak dalej. Pomyślałem, że fajnie będzie znów tu być, żywym. - Urwał, chcąc powiedzieć coś więcej, ale był pewien, że zabrzmi to żałośnie. - Po raz pierwszy odkąd jestem martwy, czuję się żywy, i jestem prawie pewny, że to tylko dzięki Tobie.
⋆ ✫ * * ˚ . * ✧ ⋆ ..
Frank podczas ich dyskusji o kotach i psach i o tym, które z nich powinni zaadoptować, którą zaczęli, gdy skończyli rozmawiać o muzyce i komiksach, nie słyszał żadnego dźwięku. Mimo to, pokiwał tylko głową, gdy Gerard oświadczył, że musi wyjść i odebrać. Iero miał teraz o wiele lepszy słuch, ale może ich rozmowa pochłonęła go za bardzo.
Stukał łyżeczką o kubek w rytm piosenki granej w małym radiu, opierając pięść na policzku i wzdychając ze znużenia. Po pięciu minutach usłyszał kroki, uniósł więc wzrok z uśmiechem, który zmył się, gdy dostrzegł jakąś dziewczynę w fartuszku kelnerki.
- Podać coś jeszcze? - uśmiechnęła się, i kiedy Frank z niechęcią zrozumiał, że mówi do niego, odburknął tylko przecząco. Nigdy nie był za dobrze nastawiony do ludzi, a po całkowitej separacji od nich, wcale nie tęsknił. - Nigdy Cię tu nie widziałam.. za to chyba poznaję z telewizji!
Iero pomyślał, że pójdzie sobie, gdy będzie ją ignorował, ale ostatnie słowa jej paplaniny zmroziły go, więc rzucił jej szybkie spojrzenie, starając się maskować swój strach. Musiał zapanować nad swoim głosem, by znowu zaprzeczyć, ale ktoś już go w tym wyręczył.
- Coś Ci się pomieszało, a teraz zostaw mojego chłopaka.
Frank otworzył szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć, że Gerard niemalże warknął na jakąś dziewczynę.. nie, chwila, to nic dziwnego. Fakt, że nazwał go swoim chłopakiem. Wstał z krzesła i posłusznie wyszedł z lokalu razem z Wayem.
- Trochę Ci zajęła ta rozmowa - starał się maskować wyrzuty w swoim głosie, ale wyszło mu to raczej średnio, sądząc po spojrzeniu, które rzucił mu czarnowłosy. Pozostawał jednak cicho, więc Iero też to robił, nieco zawiedziony, ponieważ początek tego wszystkiego zapowiadał jeden z lepszych chwil w jego życiu, w końcu rozmawiał z kimś ciekawym, czując coś jak ekscytację za każdym razem, gdy Way mu coś opowiadał. Ale najwyraźniej on go znudził, dlatego wymyślił cały ten telefon. Przymknął oczy i oparł głowę o szybę, podczas gdy wsłuchiwał się w spokojne nuty piosenek the 1975.
✵ . · + ✺ * * ✫ . ✫ ✦ .
Otworzył oczy, gdy jego głowa uderzyła o szybę auta. Nie było to mocne, ale dało mu znak, że auto zaparkowało. Było już bardzo ciemno, ale czerwonawe tęczówki Gerarda zdawały się lśnić, prawdopodobnie przez księżyc, który się w nich odbijał.
- Przysięgam, ile można spać - zaśmiał się cicho, po czym wywrócił oczami, gdy Frank mruknął, że nie spał, po czym ziewnął. - Gotowy na drugą część?
Jeśli Frank miał być szczery, nie miał pojęcia o co mu chodzi, ale skinął lekko głową, przez co już po chwili czuł, że wiatr muska jego skórę, a pod tyłkiem zamiast fotela auta ma ręce Gerarda, z których od razu zeskoczył.
- Dzięki, ale chodzić jeszcze umiem - mruknął, wciąż trochę zły za sytuację w kawiarni, mimo to pozwolił, by starszy chłopak trzymał jego dłoń całą leśną drogę do celu. Owym celem okazała się wysunięta skarpa, pod którą wiele metrów niżej szumiały fale. Zielonooki zastanowił się ile musiał przespać drogi lub lekcji geografii, że nie miał pojęcia, gdzie się znajdują.
- Weź koc, ja zaraz wrócę - uśmiechnął się i powtórzył "zaraz" bezgłośnie, widząc naburmuszony wzrok zielonych oczu. Wrócił do samochodu i wyciągnął z bagażnika spore, czarne pudło.
Powrót zajął mu minutę czy półtorej, po czym usiadł koło niskiego chłopaka, machającego nogami, który zdawał się liczyć gwiazdy. Zbliżył się jeszcze bardziej, sprawiając, że jego włosy przyjemnie łaskotały szyję chłopaka.
- Nawet nie mam telefonu, Frankie, ale musiałem coś wymyślić, by po nią iść, bo nie umiesz ukrywać, że czegoś pragniesz, przykro mi - wyszeptał, po czym pocałował go w obojczyk i odsunął się, wręczając mu futerał.
Dłuższa chwila upłynęła zanim Iero przestał ekscytować się swoją nową gitarą i skupił się na tym, jak dobry był to gest ze strony Waya. Uśmiechnął się i postanowił w końcu robić to, co podobno zapewniało szczęście - żyć chwilą, jakkolwiek tandetnie i głupio by to nie brzmiało. Wdrapał się na kolana starszego, i dotykając jego warg swoimi zanucił cicho piosenkę troye'a sivana, która leciała w kawiarni*, na co Gerard od razu odpowiedział pocałunkiem. Wolnym i delikatnym, z każdą chwilą coraz bardziej bliższym, jak gdyby nie chcieli się więcej od siebie odsuwać.
*i mean bite - kiss me on the mouth but please don't bite, bo wiecie, bite, wampiry, i w ogole h e h e...okzamykamsie
YOU ARE READING
demolition lovers ; frerard
Vampirosw którym frank nie spodziewa się, jak wiele może zmienić jedna, halloweenowa noc. - vampire!au -