Frank zmarszczył lekko brwi, gdy kamyczek, którym bawił się od kilku minut w oczekiwaniu na czarnowłosego mężczyznę, wyślizgnął mu się spod podeszwy zakurzonych butów. Miał już zamiar zacząć go szukać, gdyż szary kawałek skały okazał się świetnym towarzyszem. Nie, żeby Ray i Mikey nie byli, naprawdę ich lubił. Miał nadzieję, że po tym wszystkim zaczną częściej odwiedzać dom Gerarda, którego i on stał się mieszkańcem, i wdzięczność, którą czuł za pomoc w wydostaniu go była nie do opisania. Po prostu chciał trochę czasu, by wszystko sobie poukładać, jak na razie tylko w głowie, lecz było to wystarczające. Pytania oraz rozmowa tylko by go rozproszyły, a czuł się tak chaotycznie, że mógł niemal wyczuć fizyczność szaleństwa, które miało go ogarnąć. Było to dosyć głupim zwyczajem niskiego chłopaka ale czasami, gdy działo się w jego życiu za dużo, zapisywał się na terapię w swoim umyśle. Odbywała się, gdy leżał w łóżku, zazwyczaj późną nocą, a nad ranem mógł czuć stres wypływający z jego ciała wraz z kilkoma łzami bezsilności. Nienawidził w sobie tej słabości, ale nie mógł nic poradzić, że to pomagało, a on najzwyczajniej w świecie tego potrzebował.
Tym razem, zamiast miękkiego materaca czuł pod swoim ciałem maskę samochodu, ale musiało mu to wystarczyć. Dziękował w duchu za to, że Mikey i Ray musieli jakoś wyczuć jego chęć do pozostania samotności na jakiś czas, co wnioskował z faktu, iż stali po drugiej stronie auta, zerkając co chwila w stronę drzew, między którymi zniknął Gee. W czasie gdy Iero przechodził właśnie do prób zrozumienia, którychś z kolei, jak skończył tu, gdzie jest, jego czuły słuch wychwycił chrzęst opon przed domem. Z zmartwionych spojrzeń wymienionych między mężczyznami wyniósł tyle, że nie było to nic dobrego.
- Jedziemy. - Mikey skomentował krótko, zaciskając usta w wąską linię, po czym otworzył szybko drzwi od auta, zasiadając za kierownicą. Ray prawdopodobnie chciał coś powiedzieć, jednak kwestionowanie zdania młodszego z Wayów nie wchodziło w jego naturę. Dlatego też, po chwili cała trójka siedziała w środku samochodu, gdy ten zaczął odjeżdżać. Tylko dzięki Toro, ponieważ bez jego dłoni ściskającej nadgarstek Franka, niższy pewnie nie ruszyłby się z miejsca.
- A-ale Gerard, co z Gerardem? - wykrztusił w końcu, odwracając się szybko po to, by dostrzec w tylnej szybie auta znikający za zakrętem dom Glorii. Z trzema radiowozami przed nim.
- Poradzi sobie. Jak zawsze.
Cisza wypełniła po raz kolejny przestrzeń między nimi. Iero wiedział, że powód, dla którego nie poczekali musiał być ważny. Wiedział, że zarówno Mikey jak i Ray na liście bliskich osób stawiali Gerarda jako jednego z najwyższych i że oboje go kochali. Więc dlaczego miał ochotę krzyczeć z frustracji, myśląc o tym, ile razy czarnowłosy mężczyzna wystawia dziś jego troskę na próbę, bo co jeśli sobie nie...
"Poradzi sobie."
Frank urwał ciąg natrętnych myśli w nadziei, że im bardziej będzie wierzył w Waya, tym szybciej go zobaczy.
Myśli, które dręczyły bruneta od dłuższego czasu, dotyczące faktu, że martwił się o kogoś, kogo powinien nienawidzić i się go obawiać, także nie znalazły dziś miejsca w jego głowie.
Dopiero kiedy stan spokojnego ukojenia sennego zaczął powoli ogarniać jego umysł, zdał sobie sprawę, jak bardzo tego potrzebował.
"Chcę się obudzić, kiedy Gerard znowu będzie obok."
YOU ARE READING
demolition lovers ; frerard
Vampirew którym frank nie spodziewa się, jak wiele może zmienić jedna, halloweenowa noc. - vampire!au -