i'm not afraid ; 4

159 33 1
                                    

- Frank? Wszystko w porządku? 

  Frank chce odpowiedzieć, że tak, w odruchu, do jakiego przyzwyczaiła go jego rutyna z mamą, ale w przeciwieństwie do tamtych czasów, teraz nic nie było w porządku.

 - Zabiłeś moich znajomych, dotykałeś mnie bez mojej zgody, uwięziłeś mnie, i śmiesz zadawać tak idiotyczne pytania? Nie wierzę, jesteś.. - głos mu się nie wahał, nie drżał, Frank się już po prostu nie bał. Jakie znaczenie miało jego życie, kiedy przecież był martwy? 

 Być może Frank miał zwidy, ale trwały one niebywale długo - czarnowłosy nie uśmiechał się, nie był pogardliwy, czy zły - był zawiedziony.  Gerard musiał pozostać silny i władczy, nie mógł opowiedzieć Frankowi o tym, że chciał go mieć przy sobie, a wiedział, że pod żadnym innym względem niż strach nie uda mu się tego uzyskać. Przetarł twarz dłonią i pokręcił głową.

- Ja, uh, nie pytałem o to, jak się czujesz. Mam na myśli, wiem, że mnie nienawidzisz, ale jednego dnia zrozumiesz.. nieważne - mruknął cicho. - Minęły już dwadzieścia cztery godziny i coś powinno się dziać.

Iero nigdy nie czuł się mocniej zdezorientowany, co starszy musiał zauważyć, bo zbliżył się do niego, mimo wyraźnej niechęci, którą wyrażał cofaniem się i nieprzychylnymi spojrzeniami. Zrozumiał, że jest przegrany, znowu, kiedy poczuł za plecami ścianę. Gerard chwycił jego dłoń i delikatnym gestem, wciąż patrząc mu w oczy, jak gdyby Frank był sarną, która w każdej chwili może spłoszyć się przez gwałtowniejszy ruch docisnął ją do szyi chłopaka. Franka w pierwszej chwili zaskoczył chłód ręki, potem dopiero wyczuł dwa zgrubienia i im dłużej ich dotykał i wpatrywał się w identyczne na szyi Gerarda, tym w większy szok i ogłupienie wpadał. Jego dłoń przeniosła się na szyję chłopaka, który wciąż obserwował go w ciszy, unosząc kąciki ust gdy małe ciało zielonookiego przylgnęło do niego. 

Uśmiech zniknął, gdy Gerard usłyszał płacz wydobywający się z jego ust. Jego nogi zmiękły i podtrzymywał teraz cały ciężar, ale był dla niego niemal niewyczuwalny. Westchnął, biorąc go na ręce i zabierając do auta, gdzie przykrywszy Franka kocem, położył go na tylnych siedzeniach i dociskając na parę chwil wargi do czoła, zasiadł za kierownicą. 

    Był smutny. Tym razem nie było to komfortowe. Tym razem czuł ból, wsłuchując się w dźwięk silnika, jęków Iero, którego przemiana musiała następywać kiedy ten spał. Ale potrzebował go i czuł to, dlatego był gotów poczekać.

 Nieważne, ile jeszcze bólu musiał wytrzymać. Chciał tylko zabrać go od Franka, zabrać całe zło, które mu wyrządził.

 Dlaczego nie mógł czuć satysfakcji jak zawsze, gdy jego polowania skutkowały, mimo, że robił wtedy przecież gorsze rzeczy?

"Wrócę po Ciebie, Frankie"


demolition lovers ; frerardWhere stories live. Discover now