nightmares ; 5

179 36 6
                                    

 Gerard wrócił, zaraz po tym jak kupił najpotrzebniejsze rzeczy do ich nowego domu w okolicach Wirginii. 

Znalazł Franka w pokoju, który stał się jego. Gerard chciał dowiedzieć się, co jego chłopiec lubi, jak chce urządzić swój pokój, ale Iero milczał. Dzień, tydzień. Milczał. Ostatecznie ściany pozostały w kolorze ciemnej zieleni, z różnymi dodatkami. Przestrzeni nie było zbyt wiele, ale to czyniło przytulny nastrój. 

Way pamiętał o tym, że Frank jako młody wampir potrzebuje posiłku, ale ten nawet nie myślał, by tknąć krew, obrzydzony tym, jak jego organizm walczył z mózgiem, domagając się bordowej cieczy w foliowych torebkach jak od kroplówek. Spożywał dużo mięsa, co w małym stopniu go zaspokajało, sprawiało, że nie padł z głodu.

Gerard próbował wszystkiego. Akceptował wszystko. Nocami, kiedy Frank łamał prawa natury wampirów i tak po prostu zasypiał, stróżował przy jego łóżku, gdyby miał koszmary. On też mógł spać, jeść, pić, ale nie czuł do tego potrzeby. Po co miał marnować swój czas na ludzkie słabości? Zresztą, jego chłopiec często miewał złe sny, które zastawały go roztrzęsionym, ale wciąż milczącym. Gee czuł ból, znowu, kłujący i upierdliwy - czy przedtem też miał koszmary, czy teraz się pojawiły, przez jego czerwonawe tęczówki i kły?

Frank starał się ignorować Gerarda, ignorować wdzięczność w swoim sercu, kiedy miał ramiona do zatopienia się w nich, kiedy był przerażony wizjami, które podsuwała mu wyobraźnia. 

Był tak daleko od domu, Way wspominał coś o Wirginii, będąc czymś gorszym niż trupem, spokojnie mógł określić siebie mordercą. Jeszcze nie teraz, jednak ile można było żyć z tą pustką w żołądku? Czy Gerard w ogóle się wstrzymywał, czy polował?

 Ta i reszta myśli zaczęła go dręczyć, kiedy czarnowłosy oświadczył mu, że musi wyjść. Brak reakcji go nie zdziwił. A Frank nie podejmował choćby prób ucieczek, nie znajdzie domu, i nie narazi matki na niebezpieczeństwo, a nigdzie indziej sam sobie nie poradzi. Ta myśl rozdzierała jego serce, bo mógł robić tyle rzeczy, wziąć się w końcu za marzenie o zostaniu muzykiem, tymczasem tkwił tu. Z dnia na dzień myślał o tym, kiedy Gerardowi skończy się cierpliwość, czego właściwie od niego chce, skoro nie krwi?

Przez myśl przeszło mu, że mógłby się przejść, obejrzeć resztę domu. Kości go bolały od rzadkiego ruchu, a teraz miał idealną okazję. Łazienkę już widział, kuchnia była podobna do tego stylu nowoczesnych kuchni, natomiast tym, co intrygowało go podświadomie najmocniej, był pokój wampira. Wciąż dziwnie mu było o tym myśleć, wampiry przecież nie istnieją. To stary, głupi wymysł, który jest popularny jedynie dzięki głupiemu romansidłu.

Drzwi ustąpiły bez żadnego sprzeciwu, a Frank podskoczył lekko przez skrzypnięcie podłogi. Zmarszczył brwi, kiedy jedna z desek podłogi lekko ugięła się pod jego stopą i przykucnął. Uniósł nieco deskę i wyciągnął spod niej coś na wzór dziennika z starannym podpisem. Zagryzł wargę i podniósł się, przechodząc na o dziwo, bardzo przytulny fotel. Iero wbrew sobie zauważył, że on również jest przytulny dopiero po bliższym poznaniu, jak jego właściciel, ale zaraz wyrzucił to  z głowy. Zauważył też, że Gerard musi kochać czerń i czerwień z nutami granatu, oraz nieco starodawne wystroje.

Otworzył pierwszą stronę i jego oczy sunęły po linijkach, mimo, że mózg wręcz krzyczał, że Way go za to zabije.

"pamiętniku, czy zwykły bezużyteczny zeszycie, w którym piszę swoje żałosne wypociny..."

  

Iero kończył historię, dla której chłopak postanowił założyć pamiętnik z szklistymi oczami, ponieważ Gerard przeżył za dużo jak na siedemnastolatka, gdzie do cholery znajdowała się w tym świecie sprawiedliwość? Był zbyt poruszony, by myśleć o tym, co on także zrobił jemu, to wydawało się prawie drobnostką, zapragnął go po prostu przytulić, a kiedy o tym pomyślał, spoliczkować siebie. 6 morderstw...

  - Przygotowałem kolację, zejdź, kiedy będziesz mieć ochotę. - Charakterystyczny głos wypełnia pomieszczenie. Nie jest wściekły, zły, rozgoryczony. Frank być może zaczynał wpadać w chorobę psychiczną, lub był po prostu głupi, ale trzy minuty później jego szczupłe ramiona owinęły się wokół talii wyższego.

 Gerard pierwszy raz czuł coś takiego, jak wtedy. Czuł wewnętrzne ciepło, mimo lodowatości skóry ich obojga, czuł coś rosnącego w jego klatce piersiowej, co sprawiało, że chciał się uśmiechać i śpiewać, ale po prostu stał i ciasno przytulając swojego cholernie uroczo niskiego chłopca, wdychał jego zapach i uśmiechał się.

- Chyba powinienem Ci coś powiedzieć, Frankie. - Szepnął. - Ale najpierw zjedzmy.

- Zjesz ze mną?

Głos zielonookiego był zachrypnięty po miesiącu milczenia, ale sprawił, że ból Waya na chwilę zniknął. 

- Oh, oczywiście.

demolition lovers ; frerardWhere stories live. Discover now