save yourself, i'll hold them back ; 13

151 28 4
                                    


   - Będę z powrotem niedługo, ale kiedy tylko wyjdę, zamknij drzwi - powiedział Gerard podczas zakładania swojego długiego, czarnego płaszcza. Czarny był jedynym kolorem, który nosił i wyglądał w nim świetnie, może dzięki kontrastowi z delikatną, jasną cerą, może przez wargi w kolorze bladego różu czy prześwity czerwieni w tęczówkach. Wyglądał, jakby był stworzony do czerni. 

   Wciąż czuł się źle z faktem, że zostawia Franka z powodu swojego głupiego, niepohamowanego pragnienia, a raczej tego, że nie umiał się powstrzymać. Ostatni raz pił krew dwa tygodnie temu, a teraz czując zionącą, nieprzyjemną pustkę w żołądku przekonywał sam siebie, że musi być silny, by w razie potrzeby ich obronić. I znowu to okropne uczucie słabości, które towarzyszyło mu bez owej substancji - dotyczyło nie tylko psychiki, lecz i fizyczności. Zauważał powolność oraz zanikanie nienaturalnej siły w ich beztroskich sytuacjach, i wtedy właśnie dopadało go przygnębienie. Chciał, by trwały wiecznie, lecz jeśli ktoś zechce im to zburzyć, on nie da rady ich obronić, dlatego będzie musiał pożyczyć niezbędnej szpitalowi krwi.

 - Gee, sądzisz, że zamknięcie cholernych drzwi mogłoby powstrzymać jakieś potężne wampiry przed wtargnięciem tu? - sarkastyczna uwaga Franka wyrwała go z rozmyśleń, więc zapiął ostatni guzik pod szyją, dzięki czemu jego blizna była bezpieczna. Podszedł do chłopaka i przytulił go, a zielonooki z zaskoczeniem odnotował, jak bardzo tego potrzebował. Odetchnął w jego ramię, wciąż chcąc sprawiać wrażenie posiadania zerowej ilości obaw. Chował strach o siebie w pudełku, które kolejno odstawiał w zakurzone kąty swojego umysłu, gdy ten wciąż był rozdarty między strachem o Gerarda, a zrozumieniem, że to konieczne. Musiał zostać, nigdy nie nadawał się do ucieczek.

 - Wrócę najszybciej jak się da, uważaj na siebie... i w razie czegoś, użyj tego. - Wyjął z kieszeni mały telefon, po wcześniejszym odsunięciu się i złożeniu pocałunku na czole młodszego. Obserwował jak jego oczy się rozszerzają, a kąciki ust unoszą, gdy trzymał przedmiot w małej dłoni. Nie myślał już o tym, że wyczuł okazję do ucieczki, czy dlatego, że Gerard pokazał mu swoje zaufanie. Nie nadawał się na porywacza, zdecydowanie. 

 - Idź już, szybciej wrócisz - odezwał się w końcu, dusząc w sobie chęć przylgnięcia swoim ciałem do tego wyższego i muskularniejszego, choć szczupłego, dlatego odwrócił się i udał do swojego pokoju. Trzaśnięcie drzwi wywołało jego ciche westchnięcie, kolejno mały uśmiech, gdy postanowił wyluzować, biorąc do ręki książkę.

            · · . * ✦   ✫          ·     *     ✵   

 Upłynęło dziesięć, lub może piętnaście minut, gdy Frank usłyszał coś na parterze domu. Jego brwi powędrowały w górę, gdy myśli wściekle pędziły, nie pozwalając mu na skupienie, za to uwalniając strach. Czy Gerardowi zajęłoby to taki krótki czas? Nie, nie pukałby.

Zdobył się na zejście na dół, stawiał jak najcichsze kroki, omijał skrzypiące miejsca, skupił się wokół jednej, wyraźnej myśli. "Bądź ostrożny". Brzydził się siebie przez strach i tchórzostwo którym się odznaczał, ale jeśli Gerard, który był tym, czego bali się ludzie, jak groźne było to, czego bał się Gerard?

Nacisnął na klamkę drugich drzwi wyjściowych, tych z tyłu kuchni, po czym puścił biegiem przed siebie, prosto między drzewa. Jego usta szeptały ciche prośby, by go nie usłyszeli, kimkolwiek byli mężczyźni przed jego drzwiami. Czuł tylko ich zapach i obecność, dlatego wiedział, że to mężczyźni, nic więcej. Nie wiedział, gdzie biegł, dlatego zdecydował zatrzymać się parę minut potem, po upewnieniu się, że go nie gonią i zadzwonić do Waya. Modlił się, by zapisał mu swój numer. Czuł się jak dziecko, ale jedyne o czym teraz myślał to to, jak bardzo chciał być po prostu obok swojego chł... obok kogo właściwie? 

 Odepchnął te myśli i odblokował komórkę, widząc powiadomienie o nowej wiadomości od Gee. Uśmiechnął się mimowolnie, gdy zauważył zdrobnienie, którym zwykł go nazywać.  Z początku irytowało to starszego, co tłumaczył złymi wspomnieniami od ciotki, która wręcz kochała ten przydomek i jego policzki. Robił wtedy dokładnie to samo, bawił się jego policzkami, wciskając w nie palce, a Gerard śmiał się z jego dziecinności. Potem się całowali, a Frank spał, z wzrokiem Waya w każdym milimetrze swojej twarzy.

  "mikey i ray do ciebie przyjadą. wybacz, jestem nadopiekuńczy. trochę. x"

Ulga, która pojawiła się w jego ciele poszerzyła uśmiech i kiedy odwrócił się, potępiając swoją głupotę, by wrócić do domu, jego ciało odbiło się od czegoś twardego.

 - Mieliśmy zastawiać na ciebie pułapkę, ale to kochane z twojej strony, że ułatwiłeś nam robotę i sam przyszedłeś - śmiech, tak dobrze mu znany, rozbrzmiał mu w głowie, tuż przed ciosem, który zwalił go z nóg i sprawił, że widział, słyszał oraz czuł tylko ciemność, w której tonął. 

 ·   ✺   · . · ⊹ · ✦ .     ˚

     

ik ze to jest so so much nudne, ale no

demolition lovers ; frerardWhere stories live. Discover now