Rozdział 24

27K 1.4K 247
                                    

Jedna osoba poprosiła mnie o dedykację, ale szczerze mówiąc boję się to robić, bo nigdy nie wiem, komu się już nudzi ta opowieść i nie chce się mu czytać tego, a ja tu bym nagle wyskoczyła jemu/jej z dedykacją.

Ale jak ktoś chce dedykacje to pisać. Z chęcią zadedykuję rozdział moim kochanym czytelnikom😍 Tylko warunek bym detykowała jest taki, że osoba musi napisać pięć komętarzy w poprzednim rozdziale, ale poprawianie błędów się nie liczy.

Ten rozdział dedykuję wszystkim moim pomocnikom oraz ToriHoran2002😉

Jeffery (dupek)

Mocniej przywieram do mojej małpki, groźnie patrząc na jej ojca. Mam wielką ochotę dokończyć naszą walkę i rozerwać pazurami jego gardło.

Moje marzenie na reszcie może się spełnić, ale cholernie jest nieuczciwe od losu to, że taki idiota ma wspaniałą córkę, która jest moją przeznaczoną i ze względu na którą powstrzymuję się, by jednak oszczędzić tego staruszka.

Co prawda wygląda na mniej więcej czterdzieści lat, ale dla mnie jest starym dziadem, który przerwał najlepszą chwilę w moim życiu.

- Skarbie wracajmy do pokoju- szepczę na ucho Robece. I tak nie warto tu stać i patrzeć, jak Fabien płaszczy się przed swoją żoną. Od razu widać, jaka z niego ciota. To facet powinien nosić spodnie w związku, a nie kobieta.

- Dobry pomysł- odpowiada, dotykając mojego policzka, na co przekrzywiam głowę w stronę jej ręki mrucząc zadowolony.

Uwalnia się z moich ramion kierując się do budynku, przy czym kusząco rusza biodrami, a ja mam cholernie duży problem. Wszyscy widzą jak mi stoi. Chociaż nawet nie wszyscy.

Kiedy się rozglądam dopiero teraz zauważam, że wszystkie kobiety z stada gdzieś znikły, a tylko mężczyźni obserwują sytuacje.

Uśmiecham się. Moja dziewczynka pewnie oddelegowała wszystkie ciekawskie dusze z zazdrości o mnie. Jak słodko.

Idę szybkim krokiem za znikającą w progu drzwi Rebecą. Kiedy docieram do pokoju, ona już czeka na mnie z spodniami w rękach.

- Ubieraj się- rzuca nimi we mnie.

- Po co? Jesteśmy sami- odkładam spodnie na łóżko chwytając jej ramiona gładząc je, na co się  krzywi. Marszczę brwi zdziwiony.

- Co się stało?- pytam.

- Nic takiego.

Warczę zły, rozpoznając jej kłamstwo i rozdzieram moją koszulkę, w którą była ubrana. Piszczy zaskoczona.

Spinam mięśnie widząc ślad pazurów na jej bladej skórze.

- Kto ci to zrobił- mówię mrocznym głosem. Zabiję tego bydlaka. Moje własności się nie krzywdzi. Ba, jej się nawet nie rusza.

- Kiedy próbowałam was rozdzielić któryś z was niechcący mnie drapną. Nie ma się czym martwić. Nie boli. To tylko mała rana.

- Mała rana?! Masz ją na połowie ręki i ramienia! Wygląda koszmarnie. Idziemy do lekarza.

- Daj spokój. Za chwilę zniknie.

- Nie wkurzaj mnie małpko i ubieraj bieliznę.

- Dopiero co zerwałeś ze mnie bluzkę i już karzesz mi z powrotem zakładać coś na siebie. Może najpierw dokończymy to, co mój tata nam przerwał- mówi kusząco gładząc palcem mój tors, a ja mam cholernie mocną ochotę wysłuchać jej propozycji, ale nie mogę.

Najpierw trzeba ją uzdrowić. Chociaż szybko się regeneruje, rana musiała być głęboka, bo dalej wygląda źle.

- Nie małp...- nie daje mi dokończyć bo wpija się mocno w moje usta przywierając swoim cudownym ciałkiem do mojego, a ja jej ulegam.

To chore. Nie powinienem tego robić, ale nie mogę się powstrzymać. Chwytam jej zgrabny tyłeczek i rzucam ją na łóżko. Zawisam nad nią, ale oczywiście akurat teraz odzywa się wilk.

~ Sparuj się z nią.

~ Wypieprzaj z mojej głowy. To moja chwila.

~ Nie prawda! Ona jest nasza durniu. Musisz się dzielić.

~ A weź się zamknij w jakiejś skrzyni.

~ Nie.

~ Idź sobie, albo jutro nie dam ci się z jej wilczycą pobawić pchlarzu.

~ Spadaj. Mam cię dość. Ja też ją chcę.

~ Morda.

~ Dwunożny kutas.

~ Miałeś sobie gdzieś pójść.

~ Już mnie nie ma.

~ I dobrze.

- Jeffy, zaciąłeś się?- małpka macha mi przed twarzą  swoją drobną rączką, za którą chwytam i wylizuję każdy palec. Uwielbiam smak jej skóry, a z resztą całą ją uwielbiam.

- Nie. Wilk nie dawał mi spokoju. Ale go wygoniłem- uśmiechnąłem się dumnie.

- Po co nam są w ogóle te głupie głosy w głowie? Nie moglibyśmy po prostu zmieniać się w wilki kiedy chcemy?

- To by było zbyt proste- gryzę jej nos, który słodko marszczy.

- Ty mnie zaraz zjesz zamiast wypieprzyć.

- A mogę?- oblizuję usta.

- A chcesz w klejnoty?

- Kobiety to okrutne stworzenia- jęczę chowając głowę w jej szyję.

- Mężczyźni wcale nie są lepsi.

- Na prawdę?

- Tak.

- To ci to udowodnię, że lepsi.

- Jeffy dziewczyny mają pierwszeństwo. Moja córka z pewnością udowodni ci naszą potęgę, ale nie teraz. Musimy pogadać- w drzwiach pojawia się Rozalinda. Nosz cholera. Czy wszystkich członków jej rodzinie ciągnie do przerywania nam parowania?

Chociaż może lepiej nie będę tak myśleć. Jeszcze by brakowało, by jej bracia zaczęli powtarzać po rodzicach, a tego bym z pewnością nie wytrzymał.

Zbuntowany dupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz