Rozdział 32

22.7K 967 81
                                    

Rebeca

Szybko podbiegam do jego spodni zawieszonych na krześle, po czym wygrzebuję z kieszonki portfel. Otwieram go szukając dowodu na jego słowa.

- Gdzie je niby masz?- pytam rzucając w niego, czarnym, skurzanym portfelem.

- Są dobrze ukryte. Nie pozwolę na to, by za każdym razem, gdy otwieram portfel ktoś mógłby cię zobaczyć- wyciąga zza rozciętej strony zdjęcia.

Otwieram zszokowana buzię. On mówił serio.

- Dawaj to!- krzyczę próbując mu je wyrwać, ale robi unik.

- O nie, nie, nie skarbie. Nie bawimy się w wiedźmę. Muszę mieć coś do czego będę mógł w przyszłości zwalić konia na wypadek, kiedy przyjdzie ci do głowy unikanie mnie i karanie brakiem seksu.

- Skąd ty takie pomysły bierzesz?

- Cóż, Fabien opowiada ciekawe historyjki z życia z Rozalindą, do której jesteś bardzo podobna z charakteru.

- Skoro uwielbiasz słuchać takie rzeczy, to trzeba ci pokazać jak to jest naprawdę- zakładam ręce na piersi.

- Małpko, proszę cię, bądź rozważna. To nie byłaby tylko dla mnie udręka.

- Udręką będzie pieprzenie się z wielkim brzuchem.

- Czyli wybaczasz mi to?- pyta pokazując na mnie ręką.

- No pewnie, że nie. Jak tak bardzo zależało ci na dziecku, to kiedy maluchy skończą żywić się mlekiem z piersi to wyjeżdżam na wakacje, a ty tu z nimi zostaniesz. Skoro już o tym mowa to przypominam ci, że za każdym razem kiedy bobas zrobi mięciutką kupkę w pieluchy to trzeba dokładnie wytrzeć mu pupę i napudrować. A teraz jak już to sobie wyjaśniliśmy to wytłumacz mi w końcu całe zdarzenie z wariatką z lasu.

- Dobrze. Siadaj- wzdycha zrezygnowany.

Wskakuję na łóżko obok niego.

- No więc zacznę od...

- Gadaj po prostu, a nie jakieś rozwinięte wstępy rób.

- Okej. Przesłuchaliśmy tą wariatkę, która okazała się nią nie być. Opowiedziała nam o swojej alfie, którą jest podła żmija posługująca się dzieckiem, by prać mózgi wilkołakom i zmieniać je w swoje pionki.

- Niby jak?- pytam.

- Jej syn pochodzi od dwóch alf. Jest nie tylko bardzo mocny, ale i potrafi nawet wpłynąć na psychikę. A że jest na razie młody, nie wie o tym, a Sava, ta świruska wykorzystuje jego niewiedze. Z taką siłą opanowała już całą wyspę, na której mieszka. Ale dla niej to mało, i przyjechała tutaj. Jakimś nieznanym sposobem dowiedziała się o nas, no i wysłała tą kobietę która cię zaatakowała, by dowiedzieć się, czy mamy zamiar mieć potomstwo. Jako, że ta dziewczyna to beta, udało jej się na trochę uwolnić od władzy Savy i dlatego tylko żyjesz. Kiedy wyczuła w tobie nowe życie miała cię zabić, ale w ostatnim momencie powstrzymała się. Potem ja się nią zająłem.

Zszokowana otwieram buzie. Nie tego się spodziewała.

- Czyli skoro ci to wszystko powiedziała, to znaczy że już nie jest niewolnicą tamtej.

- Niestety nie. Z wielkim wysiłkiem zdołała nam o tym opowiedzieć. Dlatego nadal trzymamy ją w zamknięciu.

- Da się jej jakoś pomóc?

- Nie wiem.

- Nasze dzieci też będą takie?

- Nie. Będziemy je pilnować. Może będzie się dało to kontrolować.

- Czekaj, skoro Sava chce mnie zabić, to znaczy, że nasze dzieci będą mogły ją powstrzymać.

-  Też o tym pomyślałem, ale nie wiem jak i czy to dobry pomysł. Jest niebezpieczna.

- Oj daj spokój. Wytrenujemy nasze szczeniaczki na wojowników.

- Tak. Oby to tylko chłopcy byli.

- Uważasz że dziewczyny się nie nadają do walki?- patrzę na niego mrużąc oczy.

- Ależ skąd. Jak patrzę na twoją mamę to aż mnie ciarki przechodzą.

~ Jaki on słodki- mruczy moja wilczyca.

~ Wow. Jak ja cię dawno nie słyszałam.

~ Też się stęskniłam.

- Co ty na to, by wyjechać stąd. Zamieszkamy na jakimś odludziu, zaopiekujemy się naszymi bobasami, a kiedy będą gotowe wrócimy.

- Zwariowałeś?! Zostawić tak na pastwę losu nasze stado.

- Będziemy tu wracać, ale dzieci będą w kryjówce.

- Mówiłam ci, że nie chce dzieci. Teraz same z nimi problemy.

- Bez nich małpko nie mielibyśmy jak się bronić.

- To chore- łapię się za głowę- Teraz też nie mamy się jak bronić. Uczenie ich i przy okazji nas zajmie sporo czasu.

- Damy radę.

- Ona przejęła wyspę w ciągu...- zacinam się i spoglądam na niego pytająco- No właśnie, ile jej syn ma lat?

- Pięć.

- No to przepadliśmy. Nie wytrenujemy i nie nauczymy kontroli naszych dzieci w ciągu nawet dziesięciu lat. Jesteśmy już na straconej pozycji.

- Nie małpko. My będziemy z nią walczyć. Połączymy siły z innymi watahami. Tamci nie walczyli. My damy radę.

- Nie jestem tego taka pewna.

- Dopóki jesteśmy razem nic nam nie zagraża. Nie pozwolę cię i naszych dzieci skrzywdzić- przyciąga mnie do siebie mocno przytulając, a ja zamykam oczy czując się najbezpieczniejszą istotą na ziemi w jego ramionach.

____________________________________________

To już raczej przedostatni rozdział, a po nim wezmę się za poprawianie pierwszej części i może zacznę pisać trzecią część. 🤗

Zbuntowany dupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz