Odcinek 368

44 4 0
                                    

Federico siedział na ławce i przeglądał coś na telefonie. Zaczęło go ślepić słońce i podniósł wzrok. Wtedy ją zobaczył. Aż zaparło mu mu dech w piersiach. Gwen stała przy płocie i uśmiechała się do niego.
Gw: Hej. Chodź tutaj.
Federico jak na skrzydłach poleciał do Gwen.
Fe: Gwen!
Gw: Wiesz wszystko sobie przemyślalam...
Fe: Na prawdę?
Gw: Tak. I...
Wtedy oboje zobaczyli biegnącego owczarka niemieckiego, którego z smyczy spuścił Robbie i smiał się teraz jak pogięty.
RS: Buhahahahahahahahhahahahaha.
Pies leciał w stronę Federico kłapiąc zębami. Federico zaczął uciekać, ale pies go dorwał i pogryzł. Parę minut później zakrwawiony Federico szedł po mieście. Wziął jakąś randomową gazetę z stoiska i wytarł sobie w nią krew. Wtedy zobaczył Gwen.
Gw: Tu jesteś!  Szukałam Cię! Boże nic ci nie jest?
Fe: Bywało gorzej.
Wtedy obok nich zatrzymało się auto. Robbie otworzył drzwi wypuszczając psa.
RS: Buhahahahahahahahhahahahaha.
Federico krzyknął i Gwen uciekła. On też próbował ułomnie uciekać, ale pies go dopadł. Federico poddał się bo pies był silniejszy. Właśnie wgryzał się w jego krtań, gdy usłyszał:
H: Steven!!! Kurczaczki chodź tutaj! Krasula się cieli!
Federico przebudził się gwałtownie. Spał na słomie w stodole i rozgladał się jak debil. Po chwili odetchnął, kiedy uświadomił sobie, że to był tylko zły sen. Podrapał się po głowie i wtedy zobaczył Stevena, który wchodził do stodoły.
St: O Jezu.
Fe: Sorry. Wystraszyłem Cię?
St: To nic. Po prostu nie spodziewałem się tu nikogo.
Fe: Trochę mi się przysnęło. Już idę.
Steven podał Federico rękę i pomógł mu wstać.
St: Wszystko ok?
Fe: W sumie to nie.
St: Chodzi o Gwen? Słyszałem, że macie spinę przez tą blondi co tu przyjechała.
Fe: Ta. To moja była. Normalnie bym ją zabił. Wszystko zniszczyła.
St: Może uda się wam jeszcze wszystko wyjaśnić na spokojnie.
Fe: Oby. Zaraz się będę do niej wybierać.
H: Steven cholera gdzie ty jesteś?!
St: Dobra fajnie się gadało, ale muszę już iść.
Fe: Tak. Słyszałem. Krowa wam się cieli.
St: To już czwarta w tym roku.
Fe: Szacun.
Steven wziął trochę słomy i wybiegł z stodoły. Federico poprawił włosy i poszedł.
Parę minut później:
Federico z bukietem kwiatków, które zebrał po drodze wchodził na plac Gwen. Nie przejmował się tym czy jej głupi ojciec go zobaczy czy nie. Gwen właśnie chodziła po ogródku, kiedy go zobaczyła.
Gw: Co ty tu robisz?!
Fe: Gwen proszę. Musimy porozmawiać.
Gw: Nie mamy o czym. A teraz spadaj stąd. Mój tata jest w domu.
Fe: Nie obchodzi mnie to. Może mnie nawet zabić. Ale ja nie ruszę się stąd dopóki sobie wszystkiego nie wyjaśnimy.
Gwen nic nie powiedziała. Nawet na niego nie patrzyła.
Fe: Proszę to dla Ciebie.
Federico podał Gwen bukiet róż, które wyrwał z ogródka Megan.
Fe: Naprawdę przepraszam. Dasz mi to wszystko wyjaśnić?
Gwen przyjeła bukiet i nawet lekko się uśmiechnęła wąchając je. Federico odetchnął. Może nie będzie aż tak źle. Uśmiech Gwen jednak zniknął.
Gw: Naprawdę myślałeś, że przekupisz mnie jakimiś badylami?!
Gwen zaczęła z furią walić Federica różami.
Fe: Au! Gwen! Przestań!
Jeden z kolców róży rozciął mu policzek. Federico szybko się za niego złapał. Gwen rzuciła róże na ziemię.
Gw: Odejdź stąd!
Fe: Nie! Nigdzie nie idę!
RS: Te Romeo!
Federico spojrzał na werandę i zobaczył Robbiego.
RS: Ona nie chce z tobą rozmawiać, więc lepiej bierz dupę w troki i zjeżdżaj stąd!
Fe: Nie zamierzam się przejmować pana groźbami!
RS: Chcesz się bawić na ostro? No to zabawmy się.
Robbie gwizdnął.
RS: Brutus! Chodź tu psinko.
Federico aż się wzdrygnął. Przypomniał się mu jego sen. Z domu wyleciało wielkie psisko. Federico zamarł. Jakby tego było mało Robbie wyciągnął wiatrówkę. Federico zaczął uciekać jak oparzony przed psem, a Robbie zaczął do niego szczelać na oślep.
RS: I nie zbliżaj się więcej do mojej córki!
Gwen odprowadziła Federica i psa wzrokiem. Potem spojrzała na ojca.
RS: No. Co tak patrzysz? Wracaj do roboty.
Parę minut później na farmie Stevena:
Violetta razem z Juliet szły w stronę stodoły. Wtedy zobaczyły zdyszanego Stevena, który właśnie z jej wychodził.
Jul: Jest już cielaczek?
St: Tak.
Jul: Mogę go zobaczyć?
V: No nie wiem Juliet. Nie powinnaś tam narazie wchodzić.
Jul: Dlaczego?
V: Ponieważ mama krówka może ci coś zrobić.
Jul: Nie zrobi! Chce tylko popatrzeć na cielaczka.
Violetta spojrzała na Stevena.
St: Chodź młoda.
Juliet uśmiechnęła się i pobiegła do Stevena, który zaprowadził ją do stodoły.
H: Kurczaczki a co to za piękna asystentka przyszła odwiedzić wujcia Harrego?
Steven zostawił Juliet Harremu i poszedł do Violetty.
V: Mała czuje się tu jak w niebie. U nas nie ma tyle atrakcji.
St: Tak na wsi zawsze znajdzie się coś do roboty.
Violetta pokiwała głową.
St: Słuchaj Violetta...
V: Co?
St: Daniela mówiła, że wczoraj miał miejsce pewien incydent.
V: Widzę, że jednak zdecydowała się poskarżyć.
St: Co wy kurde odwalacie? Śledziłyście ją?
V: To była spontaniczna reakcja. Nie powinna robić z tego nie wiadomo co.
St: Nie obchodzi mnie czy to było spontaniczne czy nie. Dajcie jej spokój.
V: Chciałyśmy pokazać ci kto w tym wszystkim kłamie.
St: Na Boga Violetta. Skończ się do tego mieszać. Przestań z Camilą odwalać takie rzeczy.
V: Posłuchaj mnie Steven. Moja przyjaciółka została oskarżona o coś czego nie zrobiła. Nie zamierzam czekać i patrzeć z założonymi rękami jak wszyscy patrzą na nią wilkiem, mimo, że nic nie zrobiła!
St: Jak tak dalej pójdzie to Daniela będzie chciała żebym was wyprosił.
V: A wyprosisz?
Violetta zmierzyła Stevena wzrokiem. Wytrzymał jej spojrzenie. Violetta pokręciła głową.
V: No nie wierzę. Aż tak tobą manipuluje?
St: Przestań.
H: Ej dzieciaki o co wy się kłócicie?
Steven i Violetta spojrzeli na Harrego, który właśnie wyszedł z Juliet na rękach.
V: O nic. Właśnie skończyliśmy rozmawiać. Chodź Juliet. Pójdziemy do domu.
Violetta wzięła od Harrego Juliet.
Jul: Violu jaki tam był ładny cielaczek. Też powinnaś go zobaczyć.
V: Odpowiedź mi o nim.
Violetta przytuliła siostrę i poszła z nią do domu. Harry spojrzał na Stevena.
H: O co chodzi?
St: O nic.
H: Vioketta wydawała się rozdrażniona. Coś ty jej powiedział?
St: Po prostu rozmawialiśmy tato.
H: Jasne. Już nie drąże. Wy mlodzi musicie to załatwić między sobą. Idź powiedzieć mamie, żeby zagrzała mleko. Juliet chciała pić.
St: Ok.
Steven poszedł. Harry pokręcił głową.
H: Aj młodz, młodzi.
Tymczasem po drugiej stronie placu:
Camila szła właśnie z słuchawkami w uszach przed siebie, kiedy zobaczyła pod plotem zmarnowanego Federico. Zdjęła sluchawki i poszła w jego stronę.
Cami: Cześć Federico.
Federico spojrzał na Camilę.
Fe: O cześć.
Cami: Co tu tak siedzisz?
Fe: Moje życie nie ma sensu.
Cami: Niech zgadnę. Gwen cię rzuciła.
Fe: Tak. Nie wiem jak to przeżyje. Nie widzę ją dopiero od paru minut, a już tęsknię.
Cami: Przyzwyczaisz się.
Fe: Chyba naprawdę straciłem ją na zawsze. Walona Ludmiła.
Cami: Właśnie niedawno pojechała.
Fe: Obym jej już nigdy nie musiał oglądać.
Camila pokiwała głową.
Cami: Też bym chciała już nigdy nie widzieć Danieli.
Fe: Nie dziwie się.
Cami: Mam wrażenie, że już nigdy nie da mi spokoju. No chyba dopieri jak wyjadę.
Fe: Albo jak sibie kogoś znajdziesz.
W głowie Camili zapaliła się żarówka. To było wprost jak grom z jasnego nieba.
Cami: O mój Boże! Federico! Jesteś genialny!
Fe: Ale co?
Cami: Jeśli kogoś sobie znajdę Daniela da mi spokój. A Steven pęknie z zazdrości! To jest to!
Fe: Powodzenia w szukaniu kandydata.
Cami: Ty nim będziesz!
Fe: Co?!
Cami: Chodź! Musimy to przegadać!
Camila pociągnęła Federica za rękę, postawiła go na nogi i pobiegła z nim do stodoły.

Violetta 13 Twister Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz