Wigilia.

42 3 0
                                    

Nawet nie wiecie jak ciężko przestawić się z niezależnego dorosłego w posłuszne dziecko. Mama marudziła już od dnia poprzedzającego wigilię, że mam przyjść do domu i spać u nich, bo od rana będzie dużo roboty. Na szczęście jestem uparta tak samo jak ona i jak powiedziałam tak zrobiłam. Takim oto sposobem o godzinie ósmej rano w wigilię, między tłumem ludzi, którzy śpieszyli na ostatnie zakupy, przedzierałam się ja z prezentami, ciuchami do przebrania i pierniczkami przygotowanym dnia poprzedniego. Do tego moją głowę zaprzątały myśli na temat wczorajszego gościa. Bo jeśli ktoś nas odwiedza to znaczy, że mu na nas zależy prawda? Nikt bez powodu nie przychodzi do nas w nocy tylko po to by powiedzieć nam dobranoc. A co jeśli my tą osobę traktujemy tylko jak przyjaciela, jak brata, którego nigdy nie mieliśmy? Co jeśli nasze serce czuje coś do kogoś zupełnie innego. Jeśli to ktoś inny sprawia, że milion motylków lata w naszym brzuchu a uśmiech mimowolnie pojawia się na twarzy? 

W końcu dotarłam do domu rodziców, gdy ciemne chmury zasłoniły niebo. Mam nadzieję, że spadnie z nich śnieg. Nienawidzę deszczowych świąt. Wtedy jakoś nie czuć tej magii a tak przynajmniej jak jest biało na dworze to można udawać, że jest fajnie. Mój plan jest taki, że po zjedzeniu kolacji, po prezentach zawijam tyłeczek i pędzę do swojego mieszkania, bo tam będzie udana wigilia i śmiem twierdzić, że tam każdy ucieszy się z mojej obecności. Przynajmniej większość. Jak dostaną jedzenie to każdy. 

Zrobiłyśmy z mamą makówki, upiekłyśmy ciasto, przygotowałyśmy zupę i zaczęłyśmy panierować rybę. Czyli robiłyśmy dokładnie to co rok temu, dwa lata i dziesięć też. To się podobno nazywa tradycja. Dla mnie to tylko chora monotonia. 

W końcu gdy pierwsza gwiazdka pojawiła się na niebie, tato odpalił płytę z kolędami Krzysztofa Krawczyka, zapalił świeczki i zasiedliśmy do stołu. Mama poprowadziła modlitwę i następnie przełamaliśmy się opłatkiem. Każdy składał sobie te fikcyjne życzenia, wypełnione sarkastycznymi uwagami.
-Córeczko - zaczęła mama łapiąc moją prawą rękę - życzę  ci zmiany pracy, na coś lepszego niż to co masz - mi się podoba szkoda że tobie nie - fajnego chłopaka - no jest jeden ale ty o tym nie wiesz - dobrze płatnej pracy - bo kasa jest najważniejsza - i byś była szczęśliwa -jestem od kiedy nie muszę słuchać dziennie twego narzekania.

-Ja ci życzę zdrowia, bo jest najważniejsze, pociechy z taty, miłości i cierpliwości do młodej - i żebyś przestała być tak upierdliwa. Tego przez nie powiedziałam chociaż przez chwilę zastanawiałam się czy aby mi się nie powiedziało przypadkiem. Następnie odeszłam od mamy po to by stanąć przed tatą.

-Życzę ci tego wszystkiego co chcesz - kochany jak zwykle, chyba mam po nim brak chęci do przemów.

-Nawzajem - odłamałam od niego kawałek i odeszłam do siostry. 

Oczywiście składanie życzeń z nią zawsze wyglądało tak samo. Nie mówiłyśmy nic tylko strzelałyśmy miny na widok wybuchu uczucia między rodzicami. Doskonale wiedząc, że gdy tylko oświeci się światło zaczną się kłócić.  W końcu było nam dane usiąść przy stole. Oczywiście kolacja przebiegła w absolutnej ciszy. Następnie padło idealne słowo, wyczekiwane zawsze przez wszystkie dzieci "prezenty", tak właśnie jedyna przyjemna część jak na razie dzisiejszego dnia. 

Oczywiście z moich prezentów każdy był zadowolony, przynajmniej dobrze udawali. Od młodej dostałam case na mój telefon z reniferem, zestaw owocowych herbat, paletkę makeup revolution pink fizz chocolate. Od rodziców pod choinką nie znalazłam nic. Aha, fajnie. Kaja dostała od nich IP7 a o mnie zapomnieli.

-Paulina jesteś gotowa na swój prezent - spojrzał tata na mnie i posłał mi ciepły uśmiech na co tylko wzruszyłam ramionami - Proszę - podał mi małe pudełeczko.

Karuzela uczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz