Rozdział 17

146 25 49
                                    

Dreptałam wzdłuż korytarza w skrzydle szpitalnym. Ręce miałam założone na piersi mocno je ściskając aby nie drżały. Moje zmartwienie i poddenerwowanie z każdą chwilą rosło. Kiyoshi trafił tutaj sześć godzin temu, a dalej nie mamy żadnych informacji. Pielęgniarki wpadły z nim do sali zamykając nam drzwi tuż przed nosem. Ja, Ria i Zeylan nie opuściliśmy skrzydła od tego momentu. Nie poszliśmy na obiad a zajęcia popołudniowe całkowicie olaliśmy. Pan Vest musiał pójść po godzinie, ponieważ miał kolejne zajęcia, my jednak nie mieliśmy zamiaru się stąd ruszyć.

Zeylan siedział wpatrując się w swoje dłonie, które nagle stały się niezwykle interesujące a Ria przygryzała paznokcie jednocześnie nerwowo podrygując nogą.

Kiedy robiłam już chyba pięćsetne okrążenie na końcu korytarza usłyszałam czyiś drwiący głos.

– Oj, czyżby mały braciszek Kiyoshi zrobił sobie kuku?

Natychmiastowo obróciłam się na pięcie rozpoznając głos Dagi. Stała przy wejściu do skrzydła szpitalnego i ruszyła powolnym krokiem w naszą stronę z rozbawieniem na twarzy.

Spojrzałam na Rię i Zeylana, którzy siedzieli obok mnie na ławce. Twarz Zeylana nabrała groźnych rys kiedy zobaczył Dagę a Ria skrzywiła się w niesmaku. Oboje wstali i stanęli po moich bokach.

– Czego chcesz? – warknęłam groźnie w stronę nieproszonego gościa.

Nieprzyjemny śmiech Dagi odbił się od ścian echem. Zatrzymała się jakieś dwa metry od nas i spojrzała na nas z góry. Dalej nie mogłam uwierzyć jak wysoki był ten babsztyl. Nie zdziwiłabym się gdyby mierzyła jakieś dwa metry. To chyba nie jest naturalne.

Daga cmoknęła i skrzywiła twarz w udawanym zmartwieniu.

– Oh, ale co tak agresywnie. Czy już nawet nie mogę się martwić o własnego brata. – wyraźnie usłyszałam jak nałożyła sarkastyczny nacisk na ostanie słowo.

Kątem oka zauważyłam jak Zeylan drgnął na swoim miejscu z całych sił starając się nie rzucić na dziewczynę.

– Nie udawaj, że się nim martwisz. Na dodatek mówił żebyś nie nazywała go bratem. Nie zasługujesz na to. – moje słowa ociekały nienawiścią.

Daga wyszczerzyła zęby w krzywym uśmiechu i westchnęła.

– Moja droga, ty to chyba jesteś ostatnią osobą, która będzie mówić mi co mogę a czego nie. – podeszła do mnie szybkim, agresywnym krokiem i zawisła nade mną – Koniec z końców to ja tu jestem Alfą, a tobie całkiem niechcący może zdarzyć się jakiś wypadek. – na jej twarz powoli wkradł się sadystyczny uśmiech.

Poczułam jak po moich plecach przebiegają ciarki, jednak nie pozwoliłam sobie pokazać strachu jaki teraz czułam. 

– Twoja mowa nienawiści niczego tutaj nie wskóra, więc jeśli nic mądrego ma nie opuścić twoich parszywych ust to radzę ci odejść. – wysyczał Zeylan jednocześnie odpychając Dagę ode mnie.

Dziewczyna cofnęła się o dwa kroki pod wpływem jego siły jednak szybko złapała równowagę. Zaśmiała się krótko i założyła ręce na pierś.

– Proszę, proszę. Czyżby nasz mały królewicz znalazł sobie przyjaciół? – spytała drwiącym tonem.

Ria postawiła krok do przodu i zacisnęła pięści.

– A żebyś wiedziała, że tak!

Daga zlustrowała nas swoim przeszywającym wzrokiem po czym jej usta wykrzywiły się w nie smaku.

– Jesteście żałośni, gdybym tylko chciała mogłabym was zmiażdżyć tu i teraz, a później dobrać się do bezbronnego i słabego braciszka.  – powiedziała groźnie a w jej dłoni zaczęła formować się kula ognia.

Dzieci Nocy - CiszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz