Rozdział 26

132 19 123
                                    

Perspektywa Zeylana

Drzwi zamknęły się za mną, posyłając me włosy w dziki taniec po mojej twarz. Odwróciłem się powoli bojąc się tego co zobaczę, a jednocześnie wiedząc co tam jest. Widok na mnie tam czekający nie zaskoczył mnie, lecz zdecydowanie zabolał. Wielkie, masywne drzwi były szczelnie zamknięte. Ścisnąłem przepowiednię w dłoni wsłuchując się w szelest papieru, pod moimi palcami. Poczułem falę gniewu, która zalała mój umysł i serce. Cassie tam została dla tej przepowiedni.

Żal ukłuł me serce. Dla czego było to poświęcenie? Kawałka papieru? Kilku prostych słów? Pomimo tego wiedziałem, że przepowiednia ta jest naprawdę ważna, nie zważając na to jak bardzo jej teraz nienawidziłem. 

Jednak to nie przepowiednię tak naprawdę obwiniałem. Przecież i tak była tylko nie czującym, nie myślącym przedmiotem. Nie, to nie przepowiednię winiłem. Tylko siebie. To ja uległem słowom Cassie. To ja pobiegłem. To ja ją tam zostawiłem.

Jęknąłem przeciągle, jednak ten jęk szybko zamienił się w pełen gniewu krzyk. Nie zaprzestając krzyku ruszyłem biegiem na drzwi. Moje ciało spotkało się z twardą i nie uległą powierzchnią drzwi. Ból przebiegł po moim ciele, jednak nie uległem. Jeszcze raz uderzyłem w drzwi. Powtarzałem tą czynność  kilka razy. 

Cofnąłem się od drzwi i spojrzałem na nie nienawistnie. Po drugiej stronie była Cassie, musiałem się tam dostać. Jeszcze raz spróbowałem popchnąć drzwi, jednak i za tym razem mi nie uległy. Gniew się we mnie zagotował. Krzyknąłem wściekle i zaczął już po prostu kopać i uderzać pięściami w drzwi, nie zważając na ból, który mnie przeszywał z każdą tą czynnością. Po kilku minutach bez efektownych działań upadłem na kolana. 

Czułem pulsujący ból w kostkach dłoni. Spojrzałem na nie mając nadzieję, że ujrzę jakąś stróżkę krwi, która może w jakiś sposób uśmierzy mój ból psychiczny. Jednak jedyne co zobaczyłem, to lekkie zaczerwienienie skóry. Oczywiście, czego się spodziewałem?

Ale to głupie. Przecież jestem Sehiri Krwi Czystej, nie powinienem czuć. A jednak ta dziewczyna potrafiła sprawić, że w moim sercu coś płonęło, gdy była blisko. Sprawiała, że czułem się z nią bezpieczny, że martwiłem się o nią, że pragnąłem z nią być w każdej sekundzie swojego życia. To nie było naturalne, a jednak prawdziwe. Uśmiechnąłem się do siebie.

To była miłość.

Przez całe życie wmawiane było mi iż nie dane będzie zaznać mi uczuć. Nie dla mnie będzie szczęśliwe życie w miłości. Kobieta w moim życiu będzie tylko, by zapewnić mi potomstwo. Nie będę obdarzał jej uczuciem, a ona nie będzie obdarzała mnie. Miałem żyć do końca swoich dni nie znając miłości czy innych uczuć. Puste kłamstwa.

Wstałem powoli na nogi i spojrzałem na drzwi. Jeżeli to była miłość, to nie było możliwości, abym obdarzał tym uczuciem inną kobietę niż Cassie. Lecz jeżeli chcę to zrobić, to muszę wydostać ją stamtąd . Wiedziałem jednak, że nie było możliwości, abym zrobił to sam. Potrzebna była mi pomoc.

Odwróciłem się szybko i pobiegłem do wyjścia, tą samą droga którą tu weszliśmy. Przebiegłem przez ciasne przejście, obijając się o ściany. Nie zwracałem jednak na to zbytnio uwagi. Gdy w jednym momencie potknąłem się o nierówno wystający kamień z podłogi, wpadłem z impetem na ścianę, lecz nie zaprzestałem biegu. Poczułem jak moja koszulka zaczepiła się o coś w ścianie, a po chwili mogłem już usłyszeć dźwięk rwącego się materiału. Kiedy hałas ustał, mogłem poczuć powiew chłodnego wiatru na moim prawym boku. Dalej nie zwracałem na to uwagi i biegłem dalej. Ostatnią część drogi musiałem przeraczkować, ponieważ korytarz drastycznie się zwężył. W końcu udało mi się wyjść z przejścia.

Dzieci Nocy - CiszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz