Rozdział 33

104 16 14
                                    

Stałam przed drzwiami szkoły i wpatrywałam się w niebo. Zakryłam ręką usta, kiedy ziewnęłam przeciągle. Spojrzałam w niebo. Słońce jeszcze nie wzeszło, ale wiem, że niedługo to się stanie. Dlatego czekam, bo razem z słońcem ziści się przepowiednia. W myślach pośpieszałam słońce, chociaż i tak wiedziałam, że to nic nie da. Zwyczajnie nie miałam siły już dłużej czekać. Naczekaliśmy się wystarczająco długo, a życie Zeylana wisi na włosku. Jeżeli przepowiednia się nie spełni, to będzie koniec dla niego. Jednak najbardziej przerażające było to, że jeżeli tak będzie, to byłaby nasza wina. Przepowiednia jest prawdziwa, Wielka Matka ją spisała, więc jedyne co mogłoby pójść źle, to nasza interpretacja. W tedy nie mogłabym sobie wybaczyć. Zaryzykowaliśmy wiele zdając się na przepowiednię. Nie możemy pozwolić sobie na więcej poświęceń. 

Poczułam jak pierwsze promienie słońca zaczęły ogrzewać moją twarz. Słońce wschodzi, a ja poczułam jak serce mi przyśpiesza. Podniosłam wzrok i zobaczyłam jak mały skrawek słońca wyłaniającego się z nad horyzontu. 

Rozejrzałam się dookoła, jednak nic się nie działo. Westchnęłam głęboko. Może wyciągałam pochopne wnioski, może przepowiednia nie spełni się w sekundę po wzejściu słońca. Obserwowałam więc je dalej dopóki całe nie pojawiło się na niebie, a nawet trochę wyżej. Zacisnęłam usta w ciasną linię. Czułam się jakbym miała się zaraz rozpłakać, jednak nic nie opuściło moich oczu. Miałam wrażenie jakby po prostu wyczerpała zapas łez. Odetchnęłam głęboko. Czułam się taka złamana w środku, jak pusta wynoszona skorupa. Ostatnie wydarzenia zaczęły zawalać mi się na głowę.

Sięgnęłam ręką do twarz, by poprawić swoje włosy, kiedy delikatny podmuch wiatru zrzucił mi je na twarz. Jednak ręka zamarzła mi przy twarzy. Podmuch wiatru. Moje oczy trochę szerzej się otworzyły i zadarłam głowę ku górze. Wsadziłam palca do ust, po czym uniosłam rękę w górę. Wiało z północy. Moje serce zatrzymało się na sekundę, by po chwili przyśpieszyć do irracjonalnej prędkości. 

Odwróciłam się napięcie i z nieznaną dla mnie wcześniej prędkością, ruszyłam do pokoju Zeylana. Wbiegłam po schodach, przeskakując co drugi schodek i nie połamać sobie nóg po drodze. Wpadłam do pokoju, z rozmachu potykając się o próg. Zatrzymałam się w miejscu, zaskoczona obecnością pani Sadie. Kobieta stała z założonymi rękoma i patrzyłam na Zeylana, Kiyoshiego i Rię, którzy spali razem na jednym łóżku. Kobieta, chyba usłyszała jak weszłam, ponieważ spojrzała na mnie z wyrazem zaskoczenia na twarzy.

– O, Cassie? Co tu robisz o tej porze?

Podeszłam do łóżka ignorując ją. Zapewniłam się w myślach, że przeproszę ją a to, gdy będzie po wszystkim. Teraz nie miałam na to czasu. Potrząsnęłam Rię i Kiyoshiego w ramię. Obudzili się w sekundę i poderwali się do pozycji siedzących. Ich głowy odwróciły się w moją stronę, a w oczach była taka mieszanka uczuć, że sama już nie wiedziałam, co w tym momencie przebiega przez ich umysły.

– Spójrzcie za okno. – poinformowałam ich.

Spojrzeli w wskazaną stronę, a ja zrobiłam to samo. Na zewnątrz zaczynało robić się ciemno przez mgłę sprowadzoną z granicy bramy. Wszystko dzieje się szybciej niż myślałam, jeżeli dalej będzie mknęło w taki tempie, możemy nie zdążyć. 

Ich oczy otworzyły się trochę szerzej.

– Ruszajmy! – krzyknął Kiyoshi zrywając się z łóżka, a Ria w jego ślady.

Wstali i odkryli Zeylana. Zaczęli go podnosić, podeszłam żeby im pomóc. Z trudem zaczęliśmy ściągać go z łózka. Pomimo jego przerażająco niskiej wagi, dalej było to dla nas trudne, ponieważ był od nas wyższy.

– Hej! Co wy robicie? – rozległ się zdenerwowany głos pani Sadie.

– Próbujemy uratować Zeylana. – opowiedziałam ze stoicznym spokojem, zbyt skupiona na zadaniu. 

Dzieci Nocy - CiszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz