Rozdział 18

330 30 36
                                    

Tris

Chwile spędzone w ramionach Tylera zdają się trwać tylko krótką chwilę, to ułamek wieczności, którą jaka część mnie chciałaby otrzymać.

Wciąż słyszę w głowie jego słowa. Jestem żoną Tobiasa, ale dlaczego coraz częściej o tym zapominam? To tak jakby ktoś rzucił na mnie urok, albo potajemnie podawał jakieś serum. Nie potrafię nad tym zapanować i to uczucie wydaje mi się naprawdę przerażające. Nie mogę tak po prostu cofnąć swoich czynów, a im dalej idę, tym bardziej się w tym pogrążam.

Dotknęłam brzucha, który nie był jeszcze bardzo widoczny. Nie wiedziałam, co mam czuć w związku z ciążą. Oczywiście od kiedy się dowiedziałam, od razu pokochałam to dziecko. To część mnie, przyczyniłam się do jej stworzenia. Serce matki kocha bezgranicznie, nawet jeśli mała kruszynka ma kilka centymetrów i nie miałam jeszcze szansy trzymać jej w ramionach.

Nie wiem, czego bardziej się bałam. Tego, czy okaże się, że to dziecko Tobiasa, czy tego, że ojcem dziecka jest Tyler.

- Tris, chciałbym zapytać, czy słyszałaś o zamieszkach w Chicago? - Zaczął niespodziewanie Tyler, a ja zmarszczyłam brwi.

- Zamieszki? - Powtórzyłam zdziwiona.

- Och, czyli przywódcy Nieustraszoności nie podzielili się jeszcze tą informacją z całym zarządem - wzdycha i pociera skronie.

- Czy to ma coś wspólnego z Agencją? - Patrzę na niego pytająco. - Amar wysłał mnie do Erudycji, żeby pogadać z Calebem. Ponoć zbyt wiele osób opuszcza Chicago, więc chcą zamknąć miasto.

- Banda idiotów - stwierdza Tyler i wstaje, zaczyna maszerować po pokoju.

- Dlaczego?

- Bo to jeszcze bardziej wkurzy waszych mieszkańców. I tak czują się jak w klatce przez podział na frakcje...

- Przecież sami tego chcieli. Bez podziału na frakcje, zapanuje chaos...

- Już teraz macie niezły chaos. W Chicago powstały pokaźne grupy zbuntowanych. Część z nich postanowiła wyjechać do Agencji, bo tutaj czują się wolni, nic ich nie ogranicza - mówi Tyler, a ja kręcę głową.

- Nieprawda, tutaj też dostają pracę ze względu na frakcje. Nieustraszeni są strażnikami, Erudyci naukowcami...

- Ale to ich własny wybór i to nie dotyczy wszystkich. Mamy także wielu Nieustraszonych, którzy pracują w laboratorium. Już rozumiesz? Są wolni i nie ciąży na nich piętno frakcji.

- Nie wyobrażam sobie Chicago bez frakcji - kręcę głową.

- W Agencji to działa. Dlaczego nie miałoby działać u was?

- Ale nasi przywódcy... Każda frakcja ma kilku, więc kto ma rządzić wszystkimi frakcjami?

- Ludźmi - poprawił mnie Tyler. - W innych krajach, czy miastach działa to tak, że mają tak zwany rząd, składający się z określonej liczby osób i premiera lub prezydenta, który jest najważniejszy i który podejmuje decyzje.

- Czyli coś takiego jak jeden przywódca? Który miałby być najważniejszy i podejmować decyzje?

- Tak. Oczywiście sugeruje się zdaniem swojego rządu. Frakcje w Chicago to przeżytek, ludzie chcą czegoś nowego. Moglibyście urządzić wybory.

- Wybory? - Marszczę brwi.

- Tak to działa i nazywa się to demokracją, gdzie decydujący głos mają ludzie. Jest jakaś liczba kandydatów na przywódcę, a to oni głosują, kto ma nim zostać. Urządza się wybory.

- I myślisz, że to uspokoi ludzi w Chicago?

- Jeśli będą przekonani, że mają na coś wpływ... to tak. Jeśli kandydat na przywódcę obieca im zniesienie frakcji... Pewnie wygraną będzie miał w kieszeni.

- Dlaczego mi to mówisz? - Mrużę oczy. - Nie mam zamiaru startować w wyborach na przywódcę, o ile kiedykolwiek takie się odbędą.

- Zdaję sobie z tego sprawę - patrzy na mnie rozbawiony, po czym poważnieje. - Myślę, że Cztery byłby idealny do tej roli.

Czuję się dziwnie, po usłyszeniu jego słów.

- Czyli tego ode mnie oczekujesz? Że przekonam przywódców Nieustraszoności, oni przekonają przywódców innych frakcji i zorganizujemy wybory?

- I powinnaś przekonać męża do startu w tych wyborach. To on mógłby zaproponować zniesienie frakcji. Wygrałby wybory.

- Tobias raczej nie marzy o władzy absolutnej - kręcę głową.

- To go przekonaj, jesteś jego żoną. Na pewno liczy się z twoim zdaniem, więc działaj, a pomożesz uratować Chicago od destrukcji. Może uda wam się zatrzymać ludzi w mieście poprzez odpowiednie rządy, a nie przez zamknięcie ich w klatce.

- To co mówisz ma sens - stwierdzam i uśmiecham się, obejmując go za szyję.

- Wiem, skarbie, wiem - odpowiada i całuje mnie czule.

CDN.

👋🏿

Chciałabym zaprosić was na moje nowe opowiadanie, na którym pojawił się już 1. rozdział 😏

 rozdział 😏

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Seria „ODRZUCONA": Powrót do Chicago (6)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz