Przed zapoznaniem się z opowieścią, zapraszam do przeczytania serii „Odrzucona" (ODRZUCONA, SZUKAJĄCA, ROZDARTA, INNA, TEDDY EATON).
Życzę miłej lektury ;)
- Mama plosie - mówi Rue, wręczając mi szczotkę i gumki do włosów.
- Chcesz, żebym cię uczesała? - Pytam, a ona śmiesznie kiwa głową. - Może dwa kiteczki? - Proponuję, a Rue jak zwykle się cieszy. Tak naprawdę, umiem czesać ją tylko w to, bo nigdy nie miałam szczególnych zdolności w dziedzinie fryzjerstwa. Ale cieszę się, że dwa kitki zawsze cieszą moją córeczkę.
Czeszę jej blond włoski, które bardzo szybko jej rosną, ale nie da się z nich wyczarować niczego szczególnego, bo są jeszcze za krótkie.
- I gotowe - mówię, obracając Rue do siebie. - Wyglądasz ślicznie, mój mały bąbelku.
Nagle słyszę, że pod dom ktoś podjeżdża. Patrzę na zegar wiszący na ścianie i marszczę brwi. Tobias zazwyczaj później przyjeżdżał z pracy, więc nie spodziewałam się go dzisiaj tak szybko.
- To to? - Pyta Rue i biegnie na swoich krótkich nóżkach do kanapy przy oknie, na którą wspina się, żeby widzieć, co się dzieje na zewnątrz.
- To chyba Tobias - odpowiadam i idę za nią. Dziwne, ale Rue nigdy nie powiedziała do Tobiasa „tato". Może dlatego, że w ogóle nie spędzał z nią czasu i go nie znała, a gdy już był w domu i mała go zaczepiała, żeby się pobawić, to on zbywał ją, mówiąc, że nie ma czasu. W pewnym sensie, Rue miała tylko jednego rodzica - mnie, swoją mamę.
Odsłaniam firankę i coś przewraca mi się w żołądku, kiedy widzę, że w stronę domu idzie Teddy w obecności wojska. Zapominam o całym świecie i wybiegam z domu, wpadając prosto na Teddy'ego i przytulając go mocno.
- Mamo - mówi i oddycha z ulgą.
- Synku - odsuwam się i patrzę na jego twarz. Nie widziałam go od kilkunastu miesięcy i już zdążył się zmienić, jeszcze bardziej wydorośleć. Tak jak on jest bardzo podobny do Tobiasa, Rue przypomina mnie.
- Nie wiedziałem co się z tobą dzieje - mówi smutnym głosem. - Dlaczego nie dzwoniłaś?
- Nie mogłam - odpowiadam krótko, nie chcę mówić nic więcej. Tobias jest jaki jest, ale to ojciec Teddy'ego. Nie mogę nastawiać syna przeciwko ojcu.
Odwracam się w stronę okna, gdzie Rue macha do nas i coś krzyczy.
- Chodź, bo wygląda na zdenerwowaną tym, że nie ma jej z nami - stwierdzam rozbawiona i biorę syna pod rękę. - Nie będziecie już potrzebni - rzucam do żołnierzy, którzy kiwają głowami i wracają do auta. - Rue, słoneczko, chodź do nas! - Wołam i po chwili słyszymy tupot małych stóp.
- To to? - Pyta, wskazując na Teddy'ego.
- Jestem Teddy, twój brat - odpowiada Teddy i wyciąga do niej rękę. - Dasz mi cześć?
Rue podaje mu rękę, która jest cała obśliniona, ale Teddy zdaje się tym nie przejmować.
- Bat? - Powtarza Rue. - Bawisz ze mną?
- No jasne, pokaż mi swoje zabawki - odpowiada z uśmiechem Teddy.
Zanim jednak idzie z Rue, drzwi do domu otwierają się z hukiem i do środka wpada Tobias, patrząc na nas oszalałym wzrokiem. Bez słowa podchodzi do mnie i uderza w twarz z taką siłą, że głowa odskakuje mi do tyłu.
- Hej! - Krzyczy Teddy i chce się rzucić na Tobiasa, ale ten mocno go odpycha, po czym wraca do mnie. Chwyta mnie za szyję i mocno ściska. Próbuję się uwolnić, ale Tobias jest ogarnięty takim szałem, który dał mu chyba jeszcze więcej siły. - Puść ją! - Teddy znowu do nas doskakuje, a mała Rue idzie za jego przykładem i zaczyna kopać Tobiasa.
Ten w końcu mnie puszcza, dysząc ciężko. Zaczynam kaszleć, nie mogąc przestać przez długą chwilę. Szyja promieniuje bólem.
- Zwariowałeś?! - Teddy patrzy na Tobiasa tak, jakby miał go zabić wzrokiem. - Mamo, już w porządku?
- Tak - chrypię, choć wcale nie jest dobrze.
- Wynoś się - warczy Tobias. - Bierz bękarta i wynoś się!
- Co ci odbiło? - Pytam. Każde słowo przynosi nową falę bólu.
- Myślałaś, że się nie dowiem? To nie mój dzieciak! - Wskazuje na Rue. - Pieprzyłaś się z Tylerem i zaszłaś w ciążę! Oszukałaś mnie! Jesteś największą kurwą jaką znam - pluje mi w twarz. - Zabieraj smarkulę i wypierdalajcie obie!
- Tobias...
Do domu wchodzą ci sami żołnierze, którzy przyprowadzili Teddy'ego.
- Zabierzcie ją - mówi do nich Tobias.
- Gdzie nas wywiozą? - Pytam ze strachem.
- Poza Chicago. Przecież tego chciałaś - prycha. - Zapamiętaj sobie jedno. Wyjeżdzasz teraz i nie masz prawa do powrotu. Już nigdy tu nie wrócisz. Jeśli spróbujesz się tu przedostać, moje wojsko cię zabije, ciebie i wszystkich, którzy będą z tobą. Zrozumiałaś? Zabiję was!
Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Nie mam nawet odwagi, żeby zacząć się tłumaczyć...
- Jadę z wami - oświadcza Teddy, a Tobias zaczyna się śmiać.
- Zostajesz - odpowiada spokojnie. - Zaczynasz pracę w moim wojsku.
- Nie zostanę z tobą! Jadę z mamą i Rue!
- Zabrać je - Tobias odwraca się, żeby już na nas nie patrzeć.
- Teddy - mówię, a żołnierze chwytają mnie za ramiona, inni trzymają Rue jak szmacianą lalkę. Ciągną nas do czarnej ciężarówki i wrzucają do środka.
Rue zaczyna płakać i natychmiast się we mnie wtula.
- Mamo! - Teddy wybiega za nami, ale zatrzymuje go jeden z żołnierzy. Zamykają tylne drzwi, przez które widzę nadal wierzgającego się Teddy'ego, którego przetrzymują żołnierze. W końcu im się wyrywa i kładzie rękę na kratach, które znajdują się na tylnich drzwiach. Opieram dłoń na jego dłoni. - Nie zostawię tak tego, mamo. Przyjadę do was, obiecuję. Bądźcie silne - po jego policzku spływa łza.
Nie mam siły na płacz.
- Kocham cię, synku - mówię, a ciężarówka rusza.
- Mamo!
- Uważaj na siebie, Teddy! - Krzyczę jeszcze. - Obiecaj mi to!
Teddy porusza ustami, ale nie słyszę go przez ryk silnika. Wkrótce znika z pola widzenia, więc w końcu odwracam się i zaczynam płakać, mocno przytulając córeczkę.
KONIEC
Dziękuję, że czytaliście wymysły mojej chorej wyobraźni i jeśli macie ochotę na jeszcze więcej - zapraszam was na nową część, którą znajdziecie na moim profilu:
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.