I

404 50 20
                                    

Michael dobrze zapiął swoją błękitno-czerwoną kurtkę. Na jego ciepłej zimowej czapce dumnie prezentowało się logo sponsora. Krajobrazem władało nocne przedwiośnie, wiatrem rozprowadzając zimne górskie powietrze, które atakowało płuca Austriaka. Ten bez wahania szedł przez świszczący las, jakby atmosfera sytuacji była dla niego czymś nużącym. Dobrze wiedział, po co idzie na wzgórze i co tam zastanie, a raczej kogo.

Nagle tuż przed nim na ścieżkę spadła dwumetrowa gałąź świerku, która nie wytrzymała naporu bezlitosnego wiatru. Michael gwałtownie się zatrzymał w miejscu i krzyknął jakby w przestrzeń.

- Hej, obiecałem komuś, że nic mi się nie stanie!

Po kilku chwilach stania w miejscu, skoczek zauważył, że wicher powoli zamienia się w delikatniejsze podmuchy, które gdyby nie nocna pora, byłyby całkiem znośne. Blondyn cicho kaszlnął i ruszył dalej wąską ścieżką. Reszta drogi zdawała się być lżejsza. Stosunkowo szybko dotarł na polanę, gdzie znajdował się cel jego dziwnego spaceru.

Wokół znajdowało się kilka dziwnych przedmiotów. Ogromny topór, ozdobiony, niemalże jak barokowy ornament świątyni, wbity był w ziemię zaraz obok leżącej okrągłej tarczy. Nieopodal leżał łuk i bezładnie porozrzucane strzały. W centrum sceny siedziała postać o siwych włosach, uderzająco podobnie uczesanych do Michaela. Mężczyzna ów siedział na wielkim młocie, który charakteryzował się tymi samymi rycinami, co inne obecne wtedy bronie. Ubranie tajemniczego starca niczym nie przypominało zwykłego ubioru. Miał na sobie stalową zbroję, która składała się z kilkunastu ruchomych elementów, przyozdobionych czerwonymi, białymi i żółtymi futrzanymi lub jedwabnymi elementami.

- O proszę - pierwszy odezwał się blondyn. - Szanowny, wielki władca grzmotów i błyskawic, opiekun dóbr i światła, król wiatru i ognia, opiekun niewinnych i śmiertelnych! Nie wyglądasz za dobrze - zauważył uszczypliwie.

Mężczyzna się poczciwie zaśmiał.

- Nigdy nie wymieniłeś aż tylu z moich tytułów - odparł rozbawiony.

- Mogę cię prosić o zmianę wyglądu - skoczek skrzyżował ręce na piersi. - Chcę rozmawiać z moim ojcem, nie Perunem.

Siwy wstał z miejsca. Z krótkim hukiem, przyprawionym błyskiem jego wygląd zmienił się diametralnie. Ciało okalał brązowy płaszcz, a na głowie znajdował się elegancki berecik. Spod sztruksowych spodni natomiast wychodziły trekkingowe buty.

- Twoje życzenie... - ukłonił się.

- Dlaczego tu jesteś? Tak bez zapowiedzi? A to wszystko? - wypytywał Michael, podszedłszy bliżej.

Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że obaj stoją w niewielkim kraterze.

- Michael, powiedz mi, jak się ma twoja matka? - powiedział słabym głosem.

- Teraz o nią pytasz? - zdziwił się blondyn. - Ma się świetnie. Ja i Alex pomagamy jej, kiedy tylko możemy. Mimo wszystko dobrze sobie radzimy.

- Miło mi to słyszeć.

Josef Hayböck, bo tak nazywał się ojciec Michaela, nieco posmutniał. Miał w swojej historii kilka źle podjętych decyzji, ale starał się nadrabiać, jak tylko mógł. Nie wszystko wyszło i wciąż żałował wielu czynów.

- Ja odchodzę - szepnął nareszcie straszy.

- Nic nowego - prychnął blondyn.

- Nie, Michael - zaprzeczył jego ojciec. - Tym razem to coś więcej. Nadchodzą ogromne zmiany i ty również odegrasz w nich swoją rolę.

- Zaraz, o czym ty... Co masz na myśli? - przestraszył się Michael. - Do jasnej nędzy, przecież masz pięćdziesiąt cztery lata, co ty o śmierci myślisz?

- To nie śmierć. Ja to traktuję, jako przejście na emeryturę. Choć efekt prawdopodobnie będzie ten sam.

Josef zaśmiał się poczciwie, co zostało przerwane przez krótki kaszel. Pociągnął nosem, po czym powoli i z wyczuciem wyciągnął z kieszeni chustkę, którą oczyścil nos.

- Tato, powiedz mi, co się dzieje? - młodszy podszedł bliżej swojego ojca.

Skoczek nigdy go nie przestał kochać. Był dla niego ważny i poniekąd rozumiał jego przeszłe decyzje. Choć trzeba zaznaczyć, że na początku miał do niego ogromny żal za wszystko, co się stało.

- Michael, jesteś jednym z moich synów. Obaj jesteście moimi dziedzicami i kocham was po równo - spróbował tłumaczyć się ojciec. - Jednak tylko ty masz w sobie coś, co będzie niezwykle ważne.

- Co... - Michael przełknął ślinę. - Co masz na myśli?

- Synu, teraz twoja kolej, by zabłysnąć. Nadszedł czas nowego pokolenia i ty jesteś jego triumfatorem. A ja? Ja już swojego dokonałem.

- To, co mówisz, brzmi jak bezsensowny bełkot - młodszy Hayböck wciąż czuł się zagubiony.

- Michael, nadszedł czas, żebyś ty stał się Perunem.

Twarz skoczka mocno pobladła, a jego tętno błyskawicznie wzrosło.

- Chyba sobie ze mnie żartujesz!? - krzyknął młodszy Hayböck.

- Spokojnie synu, jeszcze się zobaczymy - spróbował go uspokoić Josef. - Po prostu ty teraz będziesz miał trochę więcej siły i więcej obowiązków. Pogodzisz to, na pewno, wierzę w to.

- Ty nie dałeś rady! - wrzasnął wściekły blondyn. - Co? Ja też mam porzucić najbliższych? Spotykać ich na kilka minut i znowu znikać? Nie chcę być jak ty. 

- I nie będziesz, obiecuję ci to - powiedział ojciec.

- Niby jak możesz mi to zapewnić? - Michael obrócił się do niego bokiem i skrzyżował ręce na piersi.

- Nijak - powiedział Josef, po czym zrobił krok, by być na przeciwko syna. - Ty to sam sobie zapewnisz - oświadczył wytykając palec w jego stronę, co spotkało się ze zdezorientowanym wyrazem twarzy syna.

- Przecież ja nawet nie mam pojęcia, co robiłeś jako ten cały Perun. Ja się do tego nie nadaję - powiedział Michael.

- Musisz się nadać - Josef się smutno uśmiechnął. -  Żegnaj, Michaelu, mój synu, oby twoja matka wszystko mi wybaczyła. 

- Tato, nie! - ożywił się skoczek.

- Na mocy nadanej mi przez Panteon Bogów przekazuję ci siłę Peruna wraz z jej przeznaczeniem - krzyknął Josef podnosząc rękę w stronę nieba.

Blondyn zdążył jedynie nieco wyciągnąć rękę w stronę swojego ojca, zanim trzy potężne pioruny uderzyły prosto w Josefa. Trwały przez ponad sekundę, po czym ich energię starszy Hayböck przekierował w swojego syna. Wszystko nagle oblało się w intensywnym blasku. Skoczek przez chwilę poczuł niewyobrażalne ciepło. Mrok i chłód nocy wróciły gwałtownie jak silne uderzenie w policzek. Po całej scenie poza Michaelem i niewielkim kraterem nic nie zostało. Josef wraz z arsenałem zniknęli, a po nich unosił się jedynie delikatny wicher.

Michael ciężko oddychał, próbując przeanalizować i zrozumieć to, co się właśnie stało. Nagle poczuł jak wiatr przeczesuje mu włosy, co dało mu do myślenia, co się stało z jego czapką. Rozglądając się za nią, zdał sobie sprawy, że nie ma już na sobie ani czapki, ani kurtki, ani nawet swoich spodni. Jego ubranie zostało całkowicie zastąpione przez zbroję, jeszcze kilka minut wcześniej spoczywającej wokół ciała jego ojca. Skoczek zamknął oczy i przyłożył dwa palce do czoła.

- No pięknie i co ja mam z tym zrobić?

Dziedzic burzy | Hayböck VCUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz